Koń sarmacki to zwierzę tyleż historyczne, co mityczne. Nie zachowały się po naszych przodkach księgi stadne, rodowody i opisy koni. Nie robili im też fotografii – a wartość dokumentacyjna malowanych obrazów, może być dyskusyjna. Tym, co się zachowało w największym stosunkowo wyborze – są powiedzonka, maksymy, ujęte w formę często wierszowaną życiowe mądrości, w których występuje koń.
Najczęściej – koń turecki! Takie bowiem zwierzę najwyżej zdawało się być cenione przez Sarmatów. Świadczy o tym wierszyk, który Samuel Linde przytacza (na podstawie „Tek Naruszewicza“) w swoim „Słowniku“ jako wyjaśnienie dla hasła „rumak“:
Jakie też to z tak licznych zwierząt sądzisz zwierzę,
Co pierwsze przed drugimi słusznie miejsce bierze?
Ja mniemam że to rumak, stad Natolskich plemię,
Który na dźwięk trąb uszkiem strzyże, grzebie ziemię,
I wesoło poryża, i w krwawe gonitwy
Starłszy zbrojne szeregi, mężnie schodzi z bitwy,
Lub z szranków wypuszczony z bystremi dzianety
Wabiąc wiatry w zawody, pierwszy sięga mety,
I panu co go karmił, w pięknym wity lesie,
Zwycięzca na łabędzim karczku wieniec niesie
„Rumak“ zatem, to synonim „konia tureckiego“ (zwanego także „koniem turskim“). XIX-wieczny założyciel polskiej nauki o koniu (czyli „hipologii“), Marian hr Czapski wywodzi słowo to od nazwy tureckiej prowincji „Rumelii“ w Europie – jak widać jednak, po wyrażeniu „stad Natolskich plemię“, Sarmatom nie przeszkadzało, że „rumaki“ hodowano także w Anatolii (w Azji). Synonimem po prostu „dzielnego konia“, słowo „rumak“ stało się gdzieś mniej – więcej w epoce Jana III. Nie bez związku z upowszechnianiem się wówczas w Europie znakomitych koni wyhodowanych na Wyspach Brytyjskich.
Francuzi pierwsze konie angielskie „nowego typu“ nazwali turc d’Angleterre: bo przypominały konie sprowadzane z Turcji (od których zresztą się wywodzą i są do nich podobne). Podobnie postąpił Jan Sobieski (jeszcze nie król…), pisząc 9 grudnia 1667 roku z Żółkwi do Marysieńki: Dominik, krawiec, mego siwego rumaka angielskiego nie odesłał z drugimi końmi od Wisły, i nie wiem, gdzie go podział.
„Dzianet“ natomiast, także występujący w wierszyku przytaczanym przez Lindego, to koń hiszpański lub neapolitański (Neapol był przez długi czas posiadłością hiszpańską we Włoszech). Ten typ konia pod koniec XVII wieku był już wielką rzadkością – słowo, które go nazywało nie zrobiło więc wielkiej kariery i dziś mało kto go używa. Niektórzy hodowcy koni arabskich nazywają swoje zwierzęta „dzianetami“ – co jest oczywiście niepoprawne. W staropolszczyźnie bowiem, koń arabski to „bedew“ (w początkach XIX wieku wywodzono ten termin od przekręconego słowa „Beduin“). „Bedewie“ podobnoż trzymał w Knyszynie król Zygmunt August – jednak rzekomo opisujące tę hodowlę dzieło jego koniuszego, Adama Micińskiego nie zachowało się, znamy je tylko z jednego przypisu z książki Tadeusza Czackiego „O litewskich i polskich prawach“. „Bedew“, albo inaczej „arabczyk“ występuje natomiast w inwentarzu posagu Maryny Mniszchówny z 1606 roku – oraz w opisie uroczystego wjazdu poselstwa Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w roku 1633, którego sekretarz na takim koniu „harcował“, a potem zadziwił Rzymian jadąc bez wodzy – te bowiem, ze złotego łańcucha zrobione, rozpadły się i zostały rozgrabione przez tłum (co było jedną z demonstracji bogactwa poselstwa).