Kariery niektórych naszych krajanek robią doprawdy niesamowite wrażenie.
Kiedyś, dawno temu, w zasadzie można by powiedzieć „ongi”, w redakcji Magazynu Historycznego „Mówią wieki” urządziliśmy konkurs czytelniczy na największą Polkę w dziejach. Oczywiście wygrała Maria Curie, a za nią poszły św. Urszula Ledóchowska, Pola Negri, Irena Sendlerowa, gen. Elżbieta Zawacka, królowa Jadwiga, Helena Modrzejewska, a nawet ta wredna Marysieńka.
Do tego katalogu chętnie był dorzucił niejaką Roksolanę, sułtankę turecką, nie Polkę, lecz Rusinkę, ale pochodzącą z terytorium Rzeczypospolitej, czyli krajankę, a to grunt. Urodziła się w 1520 r. jako córka popa z Rohatynia i jako taką porwali ją Tatarzy podczas jednej z najezdniczych wypraw na dawne kresy naszego kraju. Oczywiście śliczną blondyneczkę (tak mi się wydaje, że była jasnowłosa) sprzedano do haremu. Uwaga – do haremu Sulejmana Wspaniałego, najpotężniejszego władcy owych czasów. A taki harem był nie tylko przybytkiem rozkoszy, ale też swoistą instytucją polityczna. Śmiała Roksolana prędko pięła się po szczeblach haremowej drabiny i została trzecią żoną sułtana, choć nie bez pewnych trudności, bo pierwsza żona Sulejmana nie darzyła Rusinki sympatią. Podobno doszło między paniami do ręcznej rozprawy, w której uważany za koronny manewr kobiecej walki, tzn. ciągniecie za włosy był mocno w użyciu. Jak się zdaje, bójkę tę Roksolana przegrała na punkty, wygrała za to serce wielkiego sułtana: doszło nawet do tego, że sułtan pisał dla niej wiersze, podobno bardzo piękne.
„Tajemnicza przyjaciółko, mieniąca się rybko, kochanko!
Sekretna powiernico, królowo piękności, sułtanko! (…)
Cudnowłosa, pięknobrewa, luba, zalotna wybranko!”
No, przydusiła miłość sułtana jegomości, który wspomina o Roksolanie nawet w liście do naszego króla, Zygmunta Starego, gdzie nazywa Roksolanę „siostrą” Zygmunta. W oczach sułtana Roksolana była więc jakoś Polką. Podobno czuła ogromną sympatię do naszego kraju wpływając na łagodzenie polityki Turcji wobec Polski, i tak zresztą dość wówczas przyjaznej. „Mieniąca się rybka” potrafiła być jednak niezmiernie śliska, ba, nawet okrutna jak barrakuda. Swą największą konkurentkę odsunęła, a jej syna z Sulejmanem zamordowała. Zamordowała też uczonego wezyra Ibrahima, który miał wielkie wpływy na rządy, choć w swoim czasie ten właśnie Ibrahim podarował Roksolanę sułtanowi. Krótko mówiąc eliminowała wszystkich (jeszcze sułtankę Hürrem i pewnie kilka kolejnych osób), którzy mogli stanąć między nią a Sulejmanem. Robiła to pewnie po to, aby wprowadzić na tron swego syna Selima, który jako Selim II rządził parę latek, w dużej mierze po pijanemu, i zwycięsko wojował z bratem Bajazydem, którego ostatecznie utrupił.
Zresztą widzowie nieśmiertelnego serialu „Wspaniale stulecie” są z pewnością doskonale wprowadzeni w sprawy dworu uśmiechniętej sułtanki. Pozostało po niej wiele śladów, ale najpiękniejszy wyraz legendy Roksolany dał sam Józef Haydn w symfonii „La Roxelane”. To się nazywa mieć szczęście.