Nieraz przyszło królowi Janowi „męczyć się z krawcem jak z niedźwiedziem”, jak to opisał w liście z 12 października 1666 r. Wszyscy wiemy, jaką wagę przywiązywał do swych strojów. Oczywiście nie był w tym odosobniony. Szczególna świadomość ubioru szytego na indywidualne zamówienie charakteryzowała każdego monarchę, zwłaszcza w ramach ówczesnej kultury zewnętrzności. Proces powstawania odzieży monarszej, jej przechowywanie i konserwacja, ryt ubierania i rozbierania, dzieje zarzuconych elementów stroju – wszystko to podlegało ściśle określonej reglamentacji.
Na każdym dworze ważką rolę odgrywał szatny (ang. Master of the Robes, łac. circa vestes), czuwający nad procesem powstawania oraz użytkowania strojów, funkcjonariusz dworski równolegle administrujący całym wyposażeniem królewskich apartamentów. W latach 1651–1667 sługą tej profesji u boku królowej Ludwiki Marii był Karol Marchand, który wraz z fryzjerami (pan Champagne), perukarzami (Stefan Dagobert), krawcami (Caltian, Joachim Fysier, Jan Gilles, Krystian Kozlar), szewcami (Jakub Aubert) dbał u modny wygląd pani i jej dworek, w tym małej Marysieńki. Młode kokietki rozchwytywały zwłaszcza francuski towar, kłócąc się o koronki, modne trzewiki, muszki, czepki, wstążki, etc. Na dworze Marii Kazimiery funkcję garderobianej pełniła pani Franciszka Feudherbe (zm. 1704), związana z dworem od 1654 r., żona torunianina Sebastiana Tausa. W czasie studiów krakowskich Marka i Jana Sobieskich nad garderobą żaków czuwał pan Zdarowski, odzież czyścił oraz pomagał im się ubierać imć Żurawski.
Henryk III Walezy, miłośnik pomarańczowych i żółtych beretów, zwykł własnoręcznie krochmalić i układać swoje kołnierze. Henryk IV zwany Vert Galant miał podobno słabość do jedwabnych koszul zdobionych haftami i koronkami oraz specjalnie zaprojektowanych dla siebie lasek. Potrafił na potrzeby miłosnych podbojów przywdziewać wyszukane, satynowe stroje i perfumować swą starannie hodowaną brodę, przy odświętnych okazjach zaś pojawiać się w białym, satynowym kostiumie, czarnym płaszczu i kapeluszu z takimże pióropuszem. Starał się jednak kreować swój obraz jako skromnego sługi ludu, byłego hugenoty ubierającego się prosto, a często nawet niechlujnie. Chętnie wspominał, że przed wjazdem do Paryża jego zapasy bielizny składały się jedynie z dwunastu na pół wytartych koszul i pięciu chusteczek.
Potrafił ze swej garderoby uczynić instrument politycznej presji. Pewnego dnia zwrócił się do Parlamentu: „Przybyłem przemówić do was nie w królewskich szatach ani z mieczem i w płaszczu jak moi poprzednicy, lecz ubrany jak przystało na ojca rodziny, w kaftanie.[...] Moi poprzednicy dali wam słowa; ja – z moim szarym kabatem – ofiaruję wam czyny. Jestem szary na zewnątrz, ale szczerozłoty w środku”. Sporządzenie nowego stroju dla kochającego przepych i wystawność Filipa III, z okazji przybycia ambasadora brytyjskiego w 1605 r., kosztowało podobno 120 000 dukatów. W opozycji do ojca, od początku swego panowania (1621 r.) Filip IV pojawiał się publicznie najczęściej w czerni lub ciemnym brązie, podążając za oszczędnościowymi zaleceniami nadwornych „ekonomistów”. Według relacji z epoki, garderoba króla Jakuba I Stuarta miała dodawać bojaźliwemu suwerenowi animuszu. Przedmiotem jego szczególnej atencji były podobno bogato wyszywane i zdobione koronką czepki do spania. Chrystian IV Duński osobiście dbał o zakupy koronek dla swych pociech, zlecał krawcowi szycie koronkowych kołnierzy w oparciu o konkretny wzór. Karol I Stuart w sprawach własnej konfekcji zwracał uwagę na najmniejsze szczegóły, nawet w dramatycznych chwilach ostatnich lat życia. W 1633 r. wydał na swą garderobę ponad 26 tysięcy funtów. Rachunki szatni królewskiej na rzecz królewskiego krawca Patricka Blacka ilustrują wielkie przywiązanie kreującego się na re galantuomo monarchy do kwestii aparycji. The cavalier King długo przywiązany był do luźno opadającej kryzy – nie zdołał jednak przekonać biskupów i sędziów aby poszli jego śladem. Szczególną rolę w politycznej propagandzie pełniły klejnoty, a zwłaszcza perły. M.in. dzięki opowieści o perłowych ekstrawagancjach Kleopatry, zyskały status symbolu władzy (atrybut królewskości), bogactwa, ostentacji oraz niezbędnego komponentu tenue espagnole. Ślubne stroje króla polskiego Zygmunta i Konstancji Austriaczki kosztowały w 1605 r. 700 tysięcy talarów, głównie ze względu na owe perłowe hafty.
Dbający o swą królewską godność Ludwik XIII, miłośnik mediolańskiego haftu, angielskich pończoch i bobrowych kapeluszy ze złoto-srebrną bindą à cartisane, potrafił na jeden komplet wydać ponad 1348 liwrów. Prawdziwą pasją były jednak dlań przebrania baletowe, które pozwalały na przeistoczenie się w inwalidę wojennego, śpiewaka z Granady, Persa, a nawet Demona Ognia.