Sarmacka gościnność znana była w całej Europie. Obcokrajowcy przybywający do Rzeczypospolitej wiedzieli już z licznie powstających wtedy dzienników podróży, że Polacy to niezwykle gościnny naród. Polscy szlachcice hołdujący ideałom wiejskiego, spokojnego i prawdziwie idyllicznego życia, mieszkający poza miastami nie mieli zbyt wielu rozrywek, toteż zaopatrzeni w dobre jadło, trunki i mnóstwo wolnego czasu chętnie witali gości. Pojawienie się osoby ze świata przełamywało nudę. Nieznający pojęcia straty czasu i poczucia wszechobecnego pośpiechu Sarmaci gościli się wzajemnie bez ustanku. Szczególnie mile witani byli goście przynoszący wieści z odległych stron. Dość realistyczną wizję polskiej gościnności opisał Francuz Hubert Vautrin. W swoich obserwacjach XVIII-wiecznej Polski dość krytycznie wypowiada się on o zwyczaju goszczenia się szlachty: „Widuje się tutaj nierobów, zjeżdżających się z daleka do przyjaciela, by wypróżnić jego piwnice i pożreć zasoby spiżarni, a potem wraz z gospodarzem hulać u innego”.
Opróżnianie spiżarni i piwnicy z trunków było jednym z głównych przejawów sarmackiej gościnności. Na przybywających w szlacheckie progi czekało zawsze przynajmniej kilka gatunków wina. Jeśli gospodarz nie zaserwowałby swych najlepszych trunków, i to w kilku rodzajach, uznano by to za niegodne podjęcie goszczonej osoby. Obcokrajowcy przebywający w Polsce słusznie zauważali, że jeśli odmawiało się wypicia z podejmującym gospodarzem, poczytane to było za jaskrawy przejaw braku dobrego wychowania. Nienawykłym zaś do takiej wylewnej gościny mieszkańcom południa Europy trudno było zrozumieć ten przymus wspólnego picia, a wręcz pijaństwa, w Rzeczypospolitej.
W zależności od rangi przybywających gości i regionu, w którym mieszkał gospodarz, na stole pojawiały się najróżniejsze trunki. Zanim nastało wino, na stołach królowały miody pitne. Zdetronizowane zostały już w XVII w. przez rozpowszechniającą się modę na wino. Tu zaś gospodarz miał spore pole do popisu. W całej Polsce popularne były – rzecz jasna – wina węgierskie, i to właśnie te uważano za najlepsze, nimi właśnie częstowano gości. Szczególnie popularne były w rejonie krakowskim ze względu na łatwy dostęp do produkowanych na Węgrzech trunków. W Gdańsku nie brakowało win francuskich i reńskich. Na Wschodzie zaś, zanim dotarła tam moda na drogie wina węgierskie, pijano małmazję. W XVIII w., kiedy zarówno w Rzeczypospolitej, jak i w całej Europie nastała moda na musujące wina z francuskiej Szampanii, to właśnie szampan stał się trunkiem godnym najznamienitszych gości. Potwierdzają to zapiski podróżujących po Polsce obcokrajowców przyjmowanych w polską gościnę.
W XVII w. pojawia się również gorzałka, której picie poza krajami Północy było praktykowane zazwyczaj w przypadku choroby. Zdziwiony faktem serwowania wódki był Charles Ogier, który ugoszczony przez kupca gdańskiego skarżył się, że mimo dobrego zdrowia musiał napić się tyle gorzałki, jak gdyby zaniemógł. Odmowa była jednak niedopuszczalna i poczytana mogła być jako nietakt. Tym bardziej jeśli z gdańskimi kupcami chciano dobić targu. Zwyczaj goszczenia przybyszów i wzajemnych odwiedzin, którym towarzyszyły stoły suto zastawione jedzeniem i trunkami, przetrwał tak długo, że do dziś Polacy w świecie uważani są za bardzo gościnnych.