W anonimowej, rękopiśmiennej książce kucharskiej z około 1686 roku natykamy się m. in na przepis zatytułowany „Śliwy sucho”. Na przykładzie tej receptury możemy zaobserwować charakterystyczne cechy stylu dawnej, siedemnastowiecznej kuchni. Odwoływała się ona często do panującej wówczas estetyki barokowej, przy czym szczególnie często uciekano się do iluzji, dążono do zaskoczenia biesiadnika traktowanego jako uczestnika i widza uczty-spektaklu.
Na koncepcie opartym na iluzji i zaskoczeniu oparty jest wspomniany przepis na śliwki. Trzeba przy tym pamiętać, iż krótka, sezonowa dostępność owoców w dawnej kuchni i ciągle mało znane konserwujące właściwości cukru sprawiały, iż nasi przodkowie musieli być bardzo na tego typu koncepty wrażliwi. W przypadku omawianej receptury należy sobie także uzmysłowić, że dawne, tradycyjne odmiany owoców były dużo mniejsze od wyselekcjonowanych gatunków dzisiejszych.
By przyrządzić „Śliwy sucho” należało najpierw obrać śliwki ze skórki i z większości z nich wyjąć pestki, pozostawiając je jednak w kilku owocach. Tak przygotowane śliwki obgotowywano najpierw w syropie (z cukru i wody) i odstawiano w gęstym sicie po to, by powoli obciekły. Następnie należało wziąć taką klejącą się od gęstego i zasychającego syropu śliwkę z pestką i obkleić śliwkami bez pestek „aże będzie kłąb wielki podługowaty na kształt wielkiej jakiej śliwy”. Efektem tej pracy ma być więc coś w rodzaju jednej, gigantycznej śliwki. Inwencja autora przepisu szła zresztą tym tropem znacznie dalej. Amatorowi „wielkiej jakiej śliwy” w cukrze radził dołożyć do niej „gałązkę jaką z liściem” i całość ususzyć. Na sam koniec śliwki należało jeszcze po kilka razy polać pozostałym syropem i za każdym razem starannie je osuszyć.
W ten sposób ówczesny miłośnik słodyczy otrzymywał coś na kształt sklejonej cukrem i podsuszonej wielkiej śliwki. Przymocowana do niej gałązka z liśćmi miała jeszcze wzmacniać wrażenie, iż mamy do czynienia z jednym, wielkim owocem. Szkliście błyszczący się na owocach zastygły syrop sprawiał, iż w oczach siedemnastowiecznych łasuchów był to specjał po prostu niezwykły. Konsument przyzwyczajony co najwyżej do twardych, pomarszczonych i sczerniałych suszonych owoców mógł się teraz raczyć śliwkami zakonserwowanymi w cukrze (syropie), który długo utrzymywał nie tylko smak owoców, ale i ich w miarę świeży wygląd. Konserwujące właściwości cukru, produktu ciągle w kuchni nowego, rzadkiego i drogiego były jeszcze w XVII wieku mało znane. Z tym większą zapewne radością odkrywali je ówcześni smakosze, delektujący się nie tylko smakiem, ale i wyglądem serwowanych im specjałów.
W tym charakterystycznym dla barokowego stylu dawnej kuchni przepisie zwraca uwagę dbałość o szczegóły, które miały tworzyć efekt iluzji i nie były związane ze smakiem „konfektu”. Pozostawienie pestki w wielkiej śliwce starannie zlepianej gęstym syropem i doklejenie do ulepionej już wielkiej śliwy gałązki z liśćmi miało dodawać kulinarnemu konceptowi pewnego realizmu. Gotową już śliwę miano ostatecznie podsuszyć dopiero z gałązką. Przynajmniej przez jakiś czas przechować miano więc także gałązkę, uznaną w ten sposób za ważną, nieodłączną część receptury, czy raczej konceptu. W dużej mierze oparty był ona na fakcie, iż konserwujące właściwości cukru ciągle były jeszcze mało znane. Misternie skonstruowana wielka śliwa, choć podsuszona i oblepiona cukrem, naszym przodkom przyzwyczajonym do twardych suszów owocowych wydawać się musiała owocem świeżym i niezwykłym.