Szlachta Rzeczypospolitej, choć już w XVI w. przekształciła się w stan ziemiański, zawsze określała się mianem stanu rycerskiego. Ideały rycerskie i związane z nimi zwyczaje zajmowały w kulturze sarmackiej szczególne miejsce. Chyba najwymowniejszym ich wyrazem były uroczystości pogrzebowe. Te dotyczące szczególnie znaczących osób opisywano w prywatnej korespondencji, w pamiętnikach, a nawet powstawały specjalne relacje z pogrzebów. Jan Kmita wydał Proces pogrzebu ś. pamięci [...] Krzysztofa Radziwiłła wojewody wileńskiego, hetmana wielkiego W[ielkiego] Ks[ięstwa] L[itewskiego] (1641 r.) Opisał w nim dokładnie wygląd katafalku, na którym stało ciało „w trunnie aksamitem karmazynowym [...] obitej”, zdobiły go „armatury i wojenne insygnia” oraz „herby Radziwiłłowskie”, na trumnie „leżała czapka książęca bogatymi klejnotami oszyta. Buława przy tym i szabla...”. Symboliczny był kolor czerwony, który przysługiwał właśnie rycerzom (szczególnie poległym). W dzień pogrzebu zabrzmiały trąby i bębny, kondukt tworzyły chorągwie piesze i konne, zaproszeni goście, ale najważniejszą jego postacią był tzw. archimimus: „J[egomość] P[an] Krupski rotmistrz siedział w zupełny wszytek złocisty kirys pod kitą ubrany na koniu karmazynową atłasową kapą do ziemie okrytym, niósł chorągiew czerwoną adamaszkową we dwa ogony wielką...”.
Zdobiły ją herby Radziwiłłów i pochwalne napisy, była to tzw. chorągiew grobowa, którą potem zawieszano nad mogiłą. Rola postaci symbolizującej zmarłego kończyła się dopiero w kościele, kiedy jej zadaniem było na znak śmierci i końca rycerskiej służby skruszenie kopii o trumnę; zwyczaj ten towarzyszył także królewskim pogrzebom. Albrycht Stanisław Radziwiłł, wspominając w 1646 r. w swoim diariuszu pogrzeb hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego, zanotował niezwykły wypadek: „Na tym pierwszym pogrzebie hetmana w Brodach nastąpiło zamieszanie w kościele, kiedy to w ciasnocie według zwyczaju rycerz na koniu chciał złamać swoją kopię; spłoszony koń wielu zranił kopytami, a wypadłszy a kościoła przebiegł całe miasto i dopiero wtedy go zatrzymano”.
Ceremonię współtworzyły też słowa: kazanie i mowy świeckie, w których przypominano rycerskie czyny, tworząc z nich przykład dla potomnych.
Cel godnej sarmackiego rycerza walki najkrócej ujął Wacław Potocki w Transakcji wojny chocimskiej, w słowach znanej mowy hetmana Karola Chodkiewicza: „...Bóg, Ojczyzna i Pan swoje składy święte/ w archiwie piersi waszych chowają zamknięte.” W takiej perspektywie rozumiana śmierć na polu chwały stała się tematem, który obrósł bogatą literacką tradycją. Najważniejszą zasadę rycerskiej śmierci przypomniał w oracji na pogrzebie Chodkiewicza Jakub Sobieski: „Chorobami strapiony, ustawicznym trudem i niewczasem zrobiony, wykonał co, co ktoś powiedział, że stando oportet mori imperatorem w jednostajnej bowiem pracy i robocie wojennej inszego odpoczynku nad samę śmierć nie uczuł, która go ledwie nie z konia zwaliła”.
Przytoczona przez Sobieskiego sentencja Swetoniusza mówiąca, że wódz powinien umierać stojąc, to tylko jeden z rysów rzymskiej tradycji, wedle której modelowana była postawa sarmackiego rycerza. Sędziwy Chodkiewicz umarł w obozie pod Chocimiem w 1621 r. z powodu chorób, ale rok wcześniej, na polach po Cecorą zginął śmiercią bohaterską w walce z Turkami hetman i kanclerz wielki koronny Stanisław Żółkiewski. Piękną pochwałę jego czynów wygłosił na sejmie przy oddawaniu królowi Zygmuntowi III buławy i pieczęci po zmarłym Tomasz Zamoyski. To on pierwszy porównał zachowanie polskiego hetmana z wzorcem rzymskim – opisanymi przez Liwiusza okolicznościami śmierci konsula Lucjusza Emiliusza w bitwie pod Kannami (216 r. p.n.e.). Literacko porównanie to opracował w poemacie Władysław IV Samuel ze Skrzypny Twardowski:
...gdzie potrzebę samę widzi walną,
onę czyni aż dotąd ręką triumfalną,
póki z bronią pospołu i ta nie ucięta,
a na wiek swój nie pomniąc, tylko to pamięta,
czym dobrego hetmana kiedyś zalecono,
że stojąc ma umierać. Aż i postrzelono
konia pod nim, na stronę kinąwszy którego,
czeka śmierci. Dodawa żołnierz mu drugiego:
»Hej, dzień już ostateczny i w ręku pognie
mają obóz, ubiegaj, ubiegaj hetmanie
i nie dopuść, żeby ten odnieść miała w tobie
żal ojczyzna!«. Na co ów: »Już ty radź o sobie
i uchodź, gdzie rozumiesz! Mnie że tak zrządziło
szczęście moje, umrzeć mi na tym placu mieło
z żołnierzami moimi«
Rycerska śmierć dotyczyła oczywiście nie tylko wodzów, w niezliczonych mowach i utworach żałobnych gloryfikowano podobne przykłady. O sile tego symbolu wiele mówi jeden z trenów, napisanych przez Wespazjana Kochowskiego po śmierci brata (Pamiątka trenami wyrażona prędkiego z tego świata ześcia nieboszczyka P. Seweryna Kochowskiego). Ciąg dramatycznych pytań retorycznych, wzorowany na Trenie X Jana Kochanowskiego, przybiera postać wyrzekania nie tyle na samą śmierć, co na jej sposób:
Czem pod dachem, nie w polu? W łóżku, nie na koniu?
Czemu w nikczemnej izbie, nie w marsowym błoniu?.
Heroizacja rycerskiej śmierci widoczna jest też w licznych kazaniach pogrzebowych, w których często kaznodzieje komponując pochwały zmarłych wedle retorycznego schematu przedstawiali też okoliczności śmierci. Nieraz szczegółowo i niemal naturalistycznie, np.: J. Hasjusz na pogrzebie poległego pod Chocimiem Mikołaja Bogusława Zenowicza (Wilno 1622): ...kopią swą podniósł i przez gęstych pogan szeregi, tam i sam się przebijał, głowę miłą do swych unosząc cudownym męstwem, już, już z szyszaka i z konia rozbity, już na śmierć skłóty, odwisłą szczęką i wyciekłą śledzioną niosący. Lwi to przymiot płynące z siebie trzewia rwać, a placu się wolności dobijać i sobie wolnym umierać.
Widoczne jest tu nie tylko wykorzystanie przez porównanie rycerza do lwa znanej z epiki heroicznej konwencji, pojawia się jeszcze jeden, najwyraźniej sarmacki z ducha cel rycerskiego poświęcenia: wolność. Powstające w epoce baroku poematy epickie, które opiewały autentyczne wydarzenia z polskiej historii przynosiły nie tylko uwznioślające opisy ostatnich chwil bohaterskich żołnierzy, często zawierały całe katalogi nazwisk poległych, zgodnie z zasadą wypowiedzianą przez Zbigniewa Morsztyna w opisującej bitwę chocimską z 1673 r. Sławnej wiktoryji nad Turkami... :
Godzien by, gdyby można, być wspomniany
Każdy z tych, który odniósł w boju rany,
Godne wspomnienia wzięte dla Ojczyzny
Chwalebne blizny.
Podobnymi pobudkami kierował się Szymon Starowolski, opracowując kompendium przedstawiające pochwalne biogramy znakomitych rycerzy: Sarmatiae bellatores i zbierając napisy nagrobne z kościołów Rzeczypospolitej: Monumenta Sarmatarum.
Tenże Starowolski wspomniał o praktykowanym w Polsce zwyczaju „dawnych Sarmatów” śpiewania podczas uczt pieśni o bohaterskich czynach, zwanych dumami. Dumy, pieśni o charakterze pochwalno-lamentacyjnym, funkcjonowały w przekazie ustnym (fragment dumy o Hołubku znaleziono w pieśni ludowej jeszcze na początku XX w.), wydawano je też w postaci druków ulotnych. Wielką popularnością cieszyły się dumy o Gabrielu Hołubku, który zginął w bitwie pod Byczyną, o J.K. Chodkiewiczu, Stefanie Chmieleckim, Samuelu Koreckim. Konsekwencją przekonania, że śmierć bohaterska w wojnie sprawiedliwej: za wiarę, Ojczyznę, wolność jest prostą drogą do nieba, jest to, że towarzyszyły dumom modlitewne niemal prośby, kierowane do rycerzy:
Ty, cny Chmielecki, Bogiem twym bezpiecznie,
Gdyż już dusza twa żyje, żyje wiecznie,
Na nas pamiętaj z wysokiego nieba,
Gdy będzie trzeba.
Wykształciła się również swoista odmiana epitafium rycerskiego, w którym występowały powtarzające się, heroizacyjne motywy. Jednym z nich, chyba najbardziej podniosłym, jest kontrastujące z powszechnie praktykowaną pompą pogrzebową przedstawienie kości pozostałych na pobojowisku, jak np. w Zbigniewa Morsztyna nagrobku Pawłowi Morsztynowi, kapitanowi, pod Batohem zabitemu:
W polu Pawła Morsztyna bieleją się kości,
Dobrego kawalera. Czemuż ich nagości
Ziemia nie skryła? – Żeby niebieskie obroty
Ustawicznie patrzyły na tak dzielne cnoty.
Ideał rycerskiej śmierci, wsparty kontrreformacyjnym katolickim nauczaniem o pewności zasługi nieba dla ponoszących ofiarę życia był więc w kulturze sarmackiej szeroko propagowany i na różne sposoby poddawany heroizacji. Jednak obok tego oficjalnego sposobu mówienia, pojawił się głos Z. Morsztyna – poety i towarzysza chorągwi husarskiej, pokazujący prawdziwe oblicze wojny i śmierci na polu bitwy: grzech, strach i ból (Votum).