W niedzielę wielkanocną, 1 kwietnia 1548 r. zmarł w Krakowie król Zygmunt I Stary, licząc lat 81, po długim (41 lat i 5 miesięcy) panowaniu. Sędziwy monarcha, aczkolwiek fizycznie podobny raczej do Habsburgów aniżeli Jagiellonów, gdy idzie w kondycję, ruchliwość i przestrzeganie osobistej higieny, wdał się niewątpliwie w swego dziada Jagiełłę. Przez całe swe życie wiele podróżował. Jego żelazne zdrowie zaczęło szwankować dopiero w starszym wieku. Jesienią 1528 r. król poważnie zachorował: powaliły go bóle reumatyczne w prawej nodze tak dokuczliwe, że musiał leżeć, toteż obawiano się o jego życie. Choroba powracała w maju 1529 r. i latem 1534 r. Z czasem reumatyzm spowodował całkowite fizyczne zniedołężnienie Zygmunta. Noszono go „w krześle”, a w zamku wawelskim wybito w murze nowe drzwi na krużganek, aby skrócić drogę z komnaty mieszkalnej do łazienki. Wszakże Zygmunt I nigdy nie popadł w starczą demencję; świadek jego śmierci zapewniał, że władca „testament czynił z dobrą pamięcią, do samej śmierci mówił”.
Według współczesnych mu kronikarzy jednoznacznie wynikało, iż Jagiellon był postawnym, krzepkim i przystojnym mężczyzną, przy czym jego wygląd i zachowanie cechowała monarsza godność i majestat. „Urody był to pan krasnej i siły wielkiej, tak że powrozy targał i podkowy łamał” – pisał Marcin Bielski. Zaś Justus Ludwik Decjusz dodawał: „Włosy miał ciemne, duże brwi, groźne spojrzenie, policzki zabarwione naturalnym rumieńcem ; cała postawa wzbudzała szacunek, a roztropna natura nie pominęła niczego, co się łączy z pełnią ludzkiej urody”.
Zygmunt I okazał się monarchą zupełnie wyjątkowym, ponieważ posiadana przez blisko pół wieku władza ani na jotę go nie skorumpowała i nie skrzywiła. Jego niewyobrażalna prawość szokowała już współczesnych. „Tak był sprawiedliwy i bezstronny, że żadne namowy nie mogły go sprowadzić ze słusznej drogi. Tak dalece był słowny, że niczego nie stawiał wyżej ponad dotrzymanie obietnicy” – notował Decjusz. Dodajmy, że te niewzruszone zasady moralne, trzymające się litery prawa, w dziedzinie polityki, zwłaszcza zagranicznej, dotkliwie godziły – ku rozpaczy Bony – w dobrodusznego Zygmunta, a nawet w polską rację stanu. Stąd zrozumiałym staje się fakt, iż Erazm z Rotterdamu uznał Jagiellona za „bezsprzecznie zajmującego pierwsze miejsce wśród monarchów tego wieku”, a nuncjusz papieski Ferreri twierdził, iż nie wie, czy bardziej na kanonizację zasługuje królewicz Kazimierz, czy jego brat Zygmunt.
W sztuce polskiej rzadko podejmowano temat śmierci Zygmunta I. Do wyjątków należy mało znany obraz krakowskiego malarza Bronisława Abramowicza ( 1837 – 1912) pt. Ostatnie chwile Zygmunta I (1871). W grafice jedynym, jak dotąd, przykładem jest anonimowy miedzioryt holenderski, zamieszczony w dziele Le Grand Théâtre Historique ou Nouvelle Historique Universelle, wydanym w Leydzie w 1703 r. Ta niepublikowana rycina przedstawia wybite wzorzystą tkaniną wnętrze komnaty, w której na łożu pod baldachimem spoczywa umierający, potężnej postury monarcha. Ku łożu kieruje się procesja polskich dygnitarzy. Kompozycja powstała w wyobraźni artysty, bo raczej należy wątpić, czy wykorzystano tu jakiś wcześniejszy pierwowzór.