28 stycznia, trzeciego dnia obrad sejmu z 1672 roku, po skomplikowanych sporach proceduralnych izbie poselskiej udało się w końcu wybrać marszałka. Posłowie mogli przystąpić do ceremonii powitania króla i wreszcie zająć się przygotowaniami do odparcia najazdu tureckiego. Zaledwie jednak Marcin Oborski odebrał laskę marszałkowską, z płomienną mową wystąpił jeden z aktywistów antykrólewskiego stronnictwa francuskiego podskarbi nadworny Jan Szumowski. Pan podskarbi grzecznie przeprosił marszałka i zebranych, twierdząc, że nie miał bynajmniej zamiaru zabierać izbie cennego czasu, ale niestety jest zmuszony do wystąpienia przez kategoryczny nakaz instrukcji swojego sejmiku sandomierskiego. Specjalny punkt w owej instrukcji domagał się bowiem, by król w czasie sejmu występował ubrany w strój polski.
Nawet jak na panujące w polskim sejmie zwyczaje był to atak bardzo śmiały i złośliwy, a przy tym bardzo celnie wymierzony. Król Michał z jednej strony przedstawiany był jako przywódca szlacheckiego „ludu”, którego bronił przed cudzoziemskimi knowaniami. Z drugiej strony konsekwentnie zawsze i wszędzie paradował w wytwornej peruce, szyję ozdabiał koronkowym żabotem, a zamiast swojskich szerokich szarawarów zakładał bufiaste spodnie do kolan i pończoszki. Na razie posłowie zdecydowanie i z oburzeniem stwierdzili, że tego typu żądanie jest po prostu obraźliwe i żadną miarą nie można się z nim zwrócić do króla. Jednocześnie trochę już mniej konsekwentnie utartym trybem uroczyście zapewniono wnioskodawcę, ż jego wniosek zostanie z całą pewnością rozpatrzony i załatwiony w bliżej nieokreślonej przyszłości. W tej sytuacji Michał Korybut mógł naznaczyć termin zwyczajowej ceremonii powitania monarchy przez posłów na dziewiątą rano następnego dnia.
Tymczasem 29 stycznia zdawałoby się pogodzony już z odmową izby podskarbi Szumowski powrócił do swego żądania z poprzedniego dnia. Tym razem przedstawił izbie swoistą (ale niezupełnie ścisłą) ekspertyzę historyczną, wskazującą, iż strój narodowy porzucić miał Zygmunt III, a jego zamiłowanie do ubiorów cudzoziemskich kontynuowali następnie Władysław IV i Jan Kazimierz. Zatroskany podskarbi zapytywał więc retorycznie dlaczegóż to obrany przez naród król-rodak (krew z krwi, kość z kości naszych!) wzdraga się przed założeniem polskiego ubioru?
Dyskusja, rozpoczęła się od rzeczowej polemiki broniących króla posłów wielkopolskich. Chłodno podkreślali oni, że niestety nie ma możliwości przygotowania godnego królewskiego majestatu stroju polskiego w ciągu jednego dnia. Wymiana zdań między posłami szybko przerodziła się jednak w kpiny z Michała Korybuta i wzajemne niewybredne połajanki. Posłowie kujawscy z troską zastanawiali się, czy króla aby będzie stać na sprawienie sobie kosztownego kompletu stroju polskiego. Przy okazji posłowie wielkopolscy skwapliwie wyjawili swe niepochlebne zdanie o Małopolanach, a przeciw posłom wielkopolskim wystąpili z kolei Mazowszanie. W ferworze zajadłych już sporów Łęczycanie nazwali cudzoziemski strój Michała Korybuta kostiumem aktorskim („vestitum historionum”). Ta inwektywa doprowadziła władcę do szewskiej pasji. Król „zasiadł na majestacie” i niecierpliwie czekał na zapowiedziane od rano powitanie. Upokorzony monarcha trzy razy wysyłał do izby posłańców z zapytaniem, kiedy posłowie raczą wreszcie przybyć do izby senatorskiej.
Zamiast o dziewiątej rano przystąpili oni do pocałowania ręki królewskiej o czwartej po południu. Ceremonia przeciągnęła się do późnych godzin nocnych i właściwe rozpoczęcie prac sejmu odłożono do następnego dnia. Opozycji udało się opóźnić obrady o jeden cenny dzień. Dziwaczna zdawałaby się akcja podskarbiego Szumowskiego w sercach wielu szczerych zwolenników króla-Piasta zasiała ziarno wątpliwości: dlaczego właściwie ich ukochany władca nie chce pokazać się w kontuszu, podczas gdy odsądzany przez nich od czci i wiary „Francuz” Sobieski nigdy nie zhańbił się ogoleniem wąsów i założeniem peruki?