W okresie rządów Zygmunta I Starego (1506–1548) nie dochodziło do większych zadrażnień w stosunkach polsko-tureckich. Nie mogły tego zmienić walki, które Polacy toczyli z lennikami sułtańskimi: Tatarami i Mołdawianami. W 1509 r. doszło nawet do najazdu polskiego na Mołdawię, który spustoszył znaczną część jej terytorium. Był to odwet za napaść hospodara na terytorium Korony. W Koronie spodziewano się reakcji gwałtownej, jak w 1498 r., ale w 1510 r. w Krakowie pojawiło się poselstwo tureckie z gratulacjami dla Zygmunta z okazji objęcia tronu i z propozycją potwierdzenia przymierza obowiązującego za czasów ojca polskiego monarchy. Taka postawa wynikała z trudności wewnętrznych imperium stojącego w obliczu wojny domowej między synami starzejącego się Bajazyda II. Z drugiej strony do Stambułu docierały informacje o planach papiestwa, by wykorzystać konflikt wewnętrzny w Turcji i zorganizować wyprawę węgiersko-polską. Na dworze krakowskim przeważała jednak postawa pacyfistyczna wobec Osmanów. Potężne i agresywne imperium tureckie budziło w polskich kręgach władzy niepokój, stąd dążenie do unikania konfliktu. Poza tym było partnerem szanującym zawarte układy. Polska dyplomacja szukała w nim pomocy przeciwko równie agresywnej, lecz nieobliczanej tatarszczyźnie, z której najazdami nie mogła sobie poradzić. W rozmowach z dyplomatami papieskimi król i jego doradcy zdecydowanie odrzucali pomysły kolejnej krucjaty przeciwko Turkom. Nie chciano, by Rzeczpospolita zrywała świeżo zawarte porozumienia. Przypominano, że gdy ostatnio tak postąpiono, skończyło się to klęską pod Warną.
Przez kolejne lata dwór polski prowadził politykę unikania konfliktów z Osmanami i jednoczesnego współdziałania z zagrożonymi w pierwszej kolejności najazdem tureckim Jagiellonami węgierskimi. Dlatego posiłki polskie pojawiły się na Węgrzech, kiedy wojska Sulejmana w roku 1521 zdobywały Belgrad, klucz do Węgier, oraz w tragicznej bitwie pod Mohaczem w 1526 r., w której zginął król Ludwik Jagiellończyk. Turcy obawiali się sojuszu obu państw, dlatego już po pierwszym z obu opisywanych wydarzeń postanowili dać polskiemu władcy do zrozumienia, że powinien trzymać się z daleka od spraw węgierskich. Latem 1523 r. na ziemie polskie wkroczyła 12-tysięczna armia turecka wspierana przez Tatarów, a jej zagony rozlały się szeroko po Podolu, Wołyniu i Rusi Czerwonej. Drugi najazd nastąpił w czerwcu 1524 r., ale tym razem oddziały tureckie zostały zatrzymane nad Sanem przez wojska polskie, które przeszły do kontrnatarcia i wyparły najeźdźców z granic państwa polskiego. Od całkowitej klęski uratował Turków brak zdecydowania hetmana Mikołaja Firleja, który pozostał pod Lwowem z siłami głównymi.
Kolejne lata upłynęły w pokoju, gdyż polska strona nie zamierzała mieszać się w konflikt habsbursko-turecki, który rozgorzał po klęsce pod Mohaczem w 1526 roku i zgłoszeniu przez Ferdynanda Habsburga pretensji do korony węgierskiej. Państwo polskie, nie chcąc zadrażniać stosunków z Turcją, wybrało drogę pokojowego ich ułożenia. Nie ułatwiała sprawy niesubordynacja niektórych poddanych Zygmunta, którzy na własną rękę przyłączali się do wojsk austriackich walczących z Turkami. Co z resztą wykorzystywała propaganda habsburska w celu sprowokowania konfliktu polsko-tureckiego.
W 1532 r. pojawiła się szansa na zawarcie trwałego układu, a nie jak dotychczas kilkuletnich rozejmów. Nieudana kampania przeciw Austrii i skierowanie ekspansji przeciwko Persji sprawiły, że Turcy zmienili swoją politykę wobec Rzeczpospolitej. Jesienią tego roku do Stambułu ruszył poseł króla Piotr Opaliński, który miał zabiegać o zawarcie trwałego pokoju obowiązującego do końca życia obu monarchów oraz ich synów i jednocześnie następców. W trakcie rokowań poseł miał nie dopuścić do dyskusji o haraczu oraz miał zaprzeczyć pogłosce, że oddziały polskie wspomagały Habsburgów. Poseł dogonił wracającego z wyprawy sułtana na początku listopada, jeszcze zanim ten dotarł do Adrianopola. Same zaś rokowania odbyły się już w Stambule, kończąc się na początku stycznia. Ostatecznie traktat pokojowy zawarty został na czas życia obu monarchów, Zygmunta i Sulejmana. Sułtan nie zgodził się, aby układ obowiązywał też ich następców, gdyż - jak stwierdził - oni sami zadecydują o tym, czy pójdą w ślady ojców. Zgodnie z układem chan otrzymał nakaz powstrzymania się od napaści na nowego sprzymierzeńca sułtana, a król zobowiązał się nie pomagać ani finansowo, ani zbrojnie żadnemu wrogowi Sulejmana.
Na tym jednak nie zakończyła się jeszcze sprawa układu. Poseł polski wracał do Krakowa w dramatycznych okolicznościach, gdyż dowiedziano się, że hospodar mołdawski Piotr Raresz, zaciekły wróg Polski, szykuje na niego zasadzkę i zamierza go zabić. Opaliński początkowo wracał pod ochroną eskorty tureckiej, która opuściła go w Nikopolis, na granicy państwa na Dunaju. Stamtąd udało mu się przedostać do hospodara wołoskiego, skąd skierował się do Siedmiogrodu, gdzie dotarł po licznych przygodach i pokonawszy różne niebezpieczeństwa czyhające na podróżnych w tamtych czasach. Tam od przyjaciół poznanych w czasie studiów w Bolonii otrzymał pomoc i już bezpiecznie dotarł do granic kraju.
Polskie elity i dwór w większości z zadowoleniem przyjęły wiadomość o trwałym układzie, który oddalał niebezpieczeństwo tureckie, a jeszcze dawał nadzieję na ustanie najazdów tatarskich i mołdawskich. Już na początku maja 1533 r., kilka tygodni po przybyciu Opalińskiego do Krakowa, został wystawiony dokument ratyfikacyjny. Miał go zawieźć do Stambułu Jan Ocieski. Otrzymał jednak nie jeden, a dwa dokumenty. Pierwszy był zgodny z treścią aktu przywiezionego przez Opalińskiego. Drugi zawierał postanowienia, które dwór polski chciał przeforsować lub najzwyczajniej przemycić. Poseł miał najpierw przedłożyć pierwszy z nich, nie wspominając nic o drugim z dokumentów. Gdyby sprawa się wydała, to miał przekazać stronie tureckiej właściwy akt. Aby łatwiej było mu rozpoznać dokumenty, różniły się one szerokością wykonanych na marginesach miniatur. Nie wiadomo, który w końcu został wręczony przedstawicielom sułtana, ale w archiwum polskim zachowała kopia wersji proponowanej przez stronę polską, czyli obejmującą także następców obu władców: Zygmunta Augusta i Mustafę, najstarszego syna sułtana. Zawarty układ ułożył na długie lata pokojowe stosunki między Stambułem a Krakowem. Zaważyło na tym także i to, że Turcy nie chcieli swoją agresywną postawą wobec monarchii jagiellońskiej popychać jej do antyosmańskiego sojuszu z Habsburgami. W razie pojawienia się takich sygnałów sułtan mógł sięgnąć po jeszcze jedną broń - Tatarów, którzy mogli dać dowód tego, co czeka państwo polsko-litewskie, gdyby zdecydowało się przystępować do sojuszy antytureckich.