Osiemnastowieczny konflikt między „frakowymi” a „kontuszowymi” to przejaw nie tylko mody, ale przede wszystkim kwestii rodzimości i obcości, tradycji i nowości, czy wreszcie odrębności i uniformizmu. W obliczu utraty suwerenności kraju powrót do „kontusza” światłych elit stał się nie tylko symbolem patriotyzmu, ale i gwarantem odrębności narodowej, której pod zaborami zagrażać zdawała się uniformistyczna cywilizacja europejska. I choć w modzie kontusz przegrał z frakiem (już w latach 40- XIX wieku), to jednak sentymenty „kontuszowe” najdłużej przetrwały w pamiętnikarstwie z I poł. XIX wieku, w którym nierzadko kreślono obraz czasów panowania ostatniego Sasa czy Stanisława Augusta i szukano przyczyn upadku Polski. Dlatego Kajetan Koźmian przyczyn naszego „wynarodowienia się” szukał w zmianie obyczajowości sarmackiej i pisał: „z odmianą sukni weszła do nas zaraza”, zaraza, której symbolem stawał się zachodnioeuropejski męski strój – frak. Nawet diabły przestawiane były na rycinach w II poł. XVIII wieku pod postacią szlachcica we fraku.
Jednak pogoń za modą francuską była nieunikniona, jak nieuniknione było naśladowanie przez młodzież wszelkich nowinek pochodzących z Francji. Powracająca z zagranicy młodzież swoim nowomodnym strojem wykazywała nie tylko swoje obycie z zachodnioeuropejskim obyczajem, ale też demonstrowała elitarność i wreszcie odróżniała się od starszego pokolenia. Oczywiście ślepe i bezmyślne naśladownictwo modnych nowinek prowadziło do śmieszności i przesady, o czym bardzo często wspominają pamiętnikarze, chętnie opowiadając różne anegdoty o młodych i nierozważnych paniczach magnackich, trwoniących majątek rodzinny za granicą, wracających do kraju z wielkimi długami…
Dlatego może właśnie powodem do dumy było podkreślenie przez Stanisława Augusta Poniatowskiego, że podczas swojej podróży edukacyjnej do Francji i Anglii nie zaciągnął większych długów, a te, które miał, matka spłaciła chętnie i z zadowoleniem, spodziewając się znacznie większych sum… Młody jeszcze wówczas Poniatowski był bacznym obserwatorem i podróżnikiem, jednocześnie zafascynowanym kulturą i modą francuską, czemu dał niejednokrotnie wyraz w swoich wspomnieniach. Po powrocie do kraju chodził we fraku, mimo iż niejednokrotnie wzbudzał tym niechęć kontuszowej szlachty.
Po śmierci Augusta III, podobnie jak przed wcześniejszymi elekcjami, problem stroju powrócił, choćby w propagandzie radziwiłłowskiej w 1763 roku, atakującej Czartoryskich, którzy jako jedni z pierwszych porzucili suknię polską. Już sama koronacja Stanisława Augusta Poniatowskiego w 1764 roku zaostrzyła rywalizację między ubiorem sarmackim a cudzoziemskim. Król odmówił noszenia stroju polskiego, choć próbowano wprowadzić ten warunek w pacta conventa i poświęcono całe posiedzenie sejmu konwokacyjnego na rozstrzygnięcie powyższego problemu. Jak ważna była dla polskiej szlachty symbolika stroju, szczególnie ubioru koronowanej głowy, świadczą różne opisy pamiętnikarskie, podejmujące tę kwestię z wielką powagą. Koźmian pisał: „Stanisław August, Polak, syn bohatera kasztelana krakowskiego, który w polskiej sukni umarł, wstępując na tron zalotnością zasłużony, na którym August III, cudzoziemiec, w sukni polskiej, w karmazynowym aksamitnym kontuszu, w żupanie białym, z obstrzyżoną czupryną koronował się, Stanisław August – mówię – nim na niego, obcą bronią poparty, w stroju hiszpańskim wstąpił, wprzód przed zwierciadłem w gronie najpiękniejszych kobiet układał osobę swoją w teatralnej powagi, a raczej płochości ruchy”.
Adam Moszczyński w Pamiętniku do Historii polskiej również poświęca wiele miejsca opisowi stroju podczas koronacji i charakteru króla: „Stanisław August nie tylko nie lubiący stroju polskiego, ale daleki od przyciągnięcia ku sobie przywiązania narodu, nie przyjął warunku (by król nowo obrany chodził w ubiorze polskim) do paktów konwentów i w polskim nie koronował się ubiorze, co czynił był poprzednik jego. […] Stanisław August koronował się niby to w stroju hiszpańskim, więcej do teatralnej reprezentacyjni służyć mogącym, niżeli do tak świetnego i poważnego obrzędu. Jego ubiór składał się z białego i różowego koloru, a to dlatego, by się w oczach kobiet łagodniejszym wydał, lubo i tak Stanisława Augusta postać była mężczyzny pięknego, twarz azjatycka, zbudowany regularnie, wzrostu średniego, posiadał języki: francuski, włoski, niemiecki, angielski i swój własny doskonale, którymi nie tylko pięknie i przyjemnie tłumaczył, ale i pisał […], ale żadnych przymiotów nie miał, które mieć powinien król…”.
Koźmian podobnie bardzo krytycznie nazywa króla, „wypieszczonym modnisiem pani Geoffin”, który przyczynił się do nowomodnych obyczajów: „wrodzona płochość naśladownictwa obcych do najwyższego stopnia wzrosła, i do tylu partii szarpiących Polskę podzieliła naród na dwa odrębne zwyczajami, wyobrażeniami, obyczajami i modą narody – rdzenny Sarmatów i Gallopaków, które przezwiskami nawzajem się prześladowały”.
Jednak rzeczywistość nie była tak prosta jak wskazywał po latach pamiętnikarz. Tradycyjne widzenie tylko dwóch światów: świata konserwatywnego – sarmackiego i świata postępowego, profrancuskiego, zeuropeizowanego, było jedynie przybliżeniem. Te światy przenikały się nawzajem i nie zawsze ten, co w „kusej sukni” chodził, był tylko trzpiotem trwoniącym majątek przodków, odrzucającym sarmacką tradycję, kulturę, religię, a ten, co „suknię polską” zachowywał, nie zawsze był nietolerancyjnym, niedouczonym i niekulturalnym prowincjuszem. W czasach stanisławowskich większość górnych warstw społeczeństwa polskiego włączyła się w uniwersalistyczną kulturę europejską, zdominowaną przez kulturę francuską, ale nie można stwierdzić uniformizmu poglądów i postaw, zwłaszcza w polityce czy koncepcjach ustrojowych. Nawet reformatorskie i antyreformatorskie poglądy nie zawsze rozkładały się według schematu (wskazanych przez Koźmiana) obozów: Sarmatów i Gallopaków.