Od czasów wypraw krzyżowych świat muzułmański był dla Europy Zachodniej „nienawistnym i groźnym morzem pogaństwa”. Społeczeństwo polskie w krąg tych wyobrażeń zostało wciągnięte nieco później, po okresie wielkich najazdów tatarskich w XIII w. Jednak już w kolejnym stuleciu, w okresie szybkiego rozwoju gospodarczo-społecznego i zjednoczenia państwa stosunek do ludów Wschodu nacechowany był u nas nie tyle lękiem, ile ciekawością i apetytem na różnorodne towary. Jak słusznie zauważyła Maria Bogucka, handel ze światem muzułmańskim dostarczający bogacącym się wyższym warstwom społecznym luksusowych i egzotycznych towarów (m.in. korzenie, tkaniny, broń), stał się od XIV w. jednym z ważnych, stałych kierunków polskiej wymiany zagranicznej, wpływając jednocześnie na specyficzne ukształtowanie gustów i nawyków konsumpcyjnych polskiej szlachty.
Jednak już połowa XV w. przyniosła zwrot w stosunku Europy do świata muzułmańskiego. Do dominującego w średniowieczu hasła wyzwolenia grobu Chrystusa z rąk niewiernych dołączyło poczucie bezpośredniego zagrożenia całej chrześcijańskiej Europy, a nie tylko jej południowo-wschodnich granic. Wraz z tym poczuciem pojawiły się koncepcje tworzenia ligi antytureckiej, nawoływania do wielkiej krucjaty przeciw Wschodowi jako walki z wrogiem zagrażającym istnieniu chrześcijańskiej Europy. Polska ze względu na swe położenie nie mogła pozostać obojętna na ten problem. Mimo licznych prób wciągnięcia państwa polsko-litewskiego do wojny ze światem muzułmańskim, XVI w. upłynął pod znakiem pacyfistycznych nastrojów dworu królewskiego i polskich polityków wobec imperium osmańskiego. Tym bardziej że sprawa turecka splatała się w tym czasie z polityką państwa wobec Habsburgów, głównych wrogów Turcji, którzy nie cieszyli się sympatią znacznej części szlachty, dążącej do zachowania pokoju na wszystkich granicach państwa. Opanowanie w XV w. przez Osmanów portów czarnomorskich: Kaffy, Kilii i Akermanu, nie zahamowało handlu wschodniego, a zakończona porażką wyprawa króla Jana Olbrachta na Mołdawię na długo zniechęciła szlachtę do aktywnej polityki w tym rejonie. Do zmiany tej polityki nie skłoniły polskich elit nawet najazdy tatarsko-tureckie, docierające jeszcze w XVI w. do rejonów Tarnowa i Przemyśla czy środkowej Litwy. Rozejm polsko-turecki zawarty w 1501 r. otworzył długie dziesięciolecia niemal przyjaznych stosunków, których nie zmieniły ani klęska Ludwika Jagiellończyka pod Mohaczem w 1526 r., ani oblężenie Wiednia cztery lata później. W 1533 r. zawarto traktat pokojowy z sułtanem, który przetrwał do początku XVII w. Kandydatura Habsburga na tron w 2. poł. XVI w. nie była popularna, m.in. dlatego, że groziła wojną z Turcją.
Oczywiście nie brak śladów istnienia w XVI-wiecznej Polsce nastrojów antytureckich, i to nie tylko sztucznie wywoływanych przez propagandę habsburską. Stanisław Orzechowski, autor słynnych „Turcyków”, przekazał obraz Turka groźnego i godnego pogardy. Jednocześnie zapewniał szlachtę, że mniemanie o potędze tureckiej jest przesadą, bo armia choć wielka, jest słaba, bo złożona z niewolników. Mimo swojej wielkiej popularności utwory te nie wywarły wpływu na pacyfistyczne nastroje szlachty. Podobnie zresztą jak nawoływania do krucjaty Jana Kochanowskiego, który w poemacie „Satyr” przypominał najazdy tatarskie i straszliwy los jęczących w tureckiej niewoli polskich jeńców. Na próżno do walki z Turcją zachęcali popularni pisarze, m.in. Marcin Bielski czy biskup kijowski Józef Wereszczyński, określając w swoich pismach obyczaje, język, a przede wszystkim religię turecką jako grube, sprośne, nikczemne, ospałe i głupie.
Nie brakowało jednak i innych opinii. Mikołaj Rej w wierszu „Turczyn” pochwalił porządek, sprawiedliwość i brak wypływających z urodzenia podziałów stanowych w państwie sułtana. Z uznaniem wypowiadał się o pozyskiwaniu przez niego do współpracy zdolnych ludzi innych narodowości i innych wyznań. Erazm Otwinowski, przebywając w 1557 r. z poselstwem polskim w Stambule, pisał ze zdziwieniem, że karierę w Turcji robi się dzięki osobistym zasługom, nie dzięki urodzeniu. Bardzo rzeczową i ciekawą relację o państwie tureckim jeszcze w 1514 r. sporządził dla papieża Polak Wawrzyniec Międzyleski, charakteryzując ze znawstwem ustrój, administrację i organizację wojskową państwa osmańskiego. Studiował turecką sztukę wojenną hetman Jan Tarnowski i liczne spostrzeżenia z tej dziedziny zawarł w swym traktacie „Consllium rationis bellicae”.
Znajomość Turcji w Polsce i wzajemne kontakty były w dużej mierze ułatwione przez fakt osiedlania się w granicach Rzeczypospolitej już od średniowiecza Tatarów, Karaimów, Ormian. Byli oni naturalnymi łącznikami ze Wschodem jako tłumacze, posłowie, pośrednicy przy wykupie jeńców z jasyru, kupcy. Znajomość języka tureckiego nie należała do rzadkości wśród szlachty, popisywał się nią już w połowie XVI w. Erazm Otwinowski na dworze sułtańskim, w 1572 r. inny poseł do Turcji, Krzysztof Dzierżek, również obchodził się bez tłumaczy. Podobno syn kanclerza i hetmana Jana Zamoyskiego Tomasz znał arabski, tatarski i turecki. Warto przypomnieć, iż dzieło angielskiego dyplomaty Paula Rycauta o Turcji (1678) oparte było na informacjach Polaka Wojciecha Bobowskiego (Ali bej). Wiadomości o Wschodzie przynosili do kraju wracający z niewoli tureckiej jeńcy. Również poselstwa pozwalały na przypatrzenie się egzotycznym obyczajom tureckim, a do schyłku XVIII w. wysłano ich tam sto kilkadziesiąt, każde liczące kilkadziesiąt osób.
Wszystko to sprawiało, że Turcja postrzegana była przez polską szlachtę z jednej strony jako wielkie imperium, z którym należy unikać konfliktów, a z drugiej – jako kraj niezwykle ciekawy i bogaty, fascynujący swoją egzotyką. Ta mieszanka strachu i ciekawości, szacunku i zrozumienia sprawiła, że polskie społeczeństwo dążyło do zachowania pokoju z imperium osmańskim.