Z wyboru Sobieskiego na króla Polski najbardziej chyba zadowolona była Francja. Jej ambasador biskup Marsylii Forbin-Janson – jeśli wierzyć Marysieńce – nie oglądając się na instrukcje z Paryża, przemówił za wielkim wodzem, któremu bez wątpienia pomogło świeże jeszcze zwycięstwo chocimskie. Ludwik XIV po otrzymaniu nowiny ogłosił w manifeście: „Można powiedzieć, iż w Polsce nigdy elekcja nie odbyła się z większym blaskiem. Jest to rodzaj cudu iż niebo [...] chciało tym sposobem okazać im [tj. Ludwikowi XIV i Francji] swą łaskę, wspierając ich najdawniejszego i najlepszego przyjaciela”. Radość króla Francji była szczera, bo potrzebował sojusznika. Rozpętawszy w 1672 r. wojnę z Holandią, nie spodziewał się, że w jej obronie staną Cesarstwo, Hiszpania i Brandenburgia. Polska mogłaby przysporzyć kłopotów koalicji antyfrancuskiej, gdyby udało się nakłonić Sobieskiego do wystąpienia przeciwko cesarzowi w celu odzyskania Śląska lub uderzenia na Prusy Książęce.
Równie zadowolona z wyboru Sobieskiego była Szwecja. Karol XI wysłał do Polski posła Andreasa Liliehööka z instrukcją, w której m.in. znalazła się obietnica pomocy wojskowej na wypadek wojny z Turcją. Wysłannik Karola XI miał pracować na rzecz zawarcia przymierza obronnego polsko-szwedzkiego. Szwecji, po zaangażowaniu się po stronie Francji i wkroczeniu jej wojsk na terytorium Cesarstwa, groziła wojna z elektorem brandenburskim. Na wschodzie takie zagrożenie stwarzała Moskwa, która także dla Polski była niebezpiecznym sąsiadem. W tej sytuacji decyzja Sobieskiego o ewentualnym zajęciu Prus Książęcych byłaby po myśli Francji i nad tym kierunkiem polskich działań wojennych pracowała jej dyplomacja. Niemniej przedstawiony przez ambasadorów francuskich plan był co najmniej „księżycowy”, polegał zaś na tym, że Szwedzi zajmą Prusy Książęce, a wojska polskie rozpoczną działania na Pomorzu brandenburskim. Po zakończeniu wojny oba kraje wymienią swoje zdobycze. Sobieski obawiał się, że po wejściu do Prus Szwedzi już z nich nie wyjdą, więc w lutym 1675 r. wystosował pismo do dworu szwedzkiego z żądaniem, by ziemie, do których Polska rości sobie prawo, pozostawił w spokoju.
Prowadzone w wielkiej tajemnicy pertraktacje trwały rok. Jakkolwiek nie ma na to dowodów, nie można wykluczyć, że w rozmowach uczestniczył Michał Hacki, oficjalnie ochmistrz paziów na dworze królewskim, nieoficjalnie tajny sekretarz Jana III Sobieskiego. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że wygłoszona przez posła szwedzkiego mowa z okazji elekcji Sobieskiego w Warszawie została wydrukowana w oficynie cysterskiej w Oliwie, macierzystym klasztorze o. Michała. Prawdopodobnie rozmowy dyplomatyczne przynajmniej częściowo były prowadzone w Gdańsku, a być może także w ustronnym miejscu na terenie opactwa oliwskiego. Skądinąd wiadomo, że Liliehöök przebywał w Gdańsku w październiku 1674 r., w lutym i marcu 1675 r., a na przełomie grudnia 1674 i stycznia 1675 r. gościł w Sopocie należącym do klasztoru cystersów.
11 czerwca 1675 r. podpisany został układ w Jaworowie. Jan III Sobieski zobowiązał się wypowiedzieć wojnę elektorowi brandenburskiemu niezwłocznie po zawarciu pokoju z Turcją. Tymczasem Szwecja napadła na Brandenburgię, poniosła jednak klęskę pod Fehrbellinem 28 czerwca 1675 r. Triumfujący elektor brandenburski wkroczył na Pomorze i bez trudu zajmował kolejne posiadłości szwedzkie. Z opresji Szwedów mogło wybawić uderzenie na Prusy Książęce, a to było niemożliwe bez porozumienia z Polską i jej akcją. Sobieski był zbyt odpowiedzialnym politykiem, by pozwolić sobie na wojnę na dwa fronty, bo Rzeczpospolita była w stanie wojny z Turcją. Poza tym trzeba pamiętać, że Polska była monarchią parlamentarną i król bez zgody sejmu nie mógł podejmować decyzji.
Jedno trzeba wyraźnie podkreślić – król Jan chciał odzyskać dla Korony Prusy Książęce. Tymczasem na sejmie koronacyjnym w lutym 1676 r. część senatorów z biskupem krakowskim, a zarazem podkanclerzym koronnym Andrzejem Trzebickim na czele poparła orientację proaustriacką, a więc dalsze wojny z Turcją, i opowiedziała się przeciwko planom Sobieskiego. Natomiast sprawę potwierdzenia układów z państwami ościennymi sejm pozostawił królowi. Oznaczało to m.in. swobodę w układaniu stosunków między Koroną a elektorem brandenburskim. Po zakończeniu sejmu król wysłał w marcu 1676 r. do elektora swojego najzręczniejszego sekretarza, tzn. o. Michała Hackiego. Oficjalnie poseł królewski miał przedstawić elektorowi notyfikację koronacji i listę żądań związanych z niewypełnianiem przez niego zobowiązań wobec Rzeczypospolitej. Nieoficjalnie miał zebrać informacje o brandenburskich siłach wojskowych na Pomorzu i postępie działań wojennych.
Po raz drugi o. Michał został wysłany do elektora w sierpniu 1677 r. z żądaniem uwolnienia kaznodziei gdańskiego Aegidiusa Straucha. W tej samej sprawie wysłał go król jeszcze w październiku 1677 r. Według elektora Hacki miał się zorientować, jak długo zdoła utrzymać się od października 1676 r. oblegany przez Brandenburczyków Szczecin (poddał się dopiero w grudniu 1677 r.). Wydarzenie to pokrzyżowało plany bałtyckie Sobieskiego. Nieudolność dowódców szwedzkich, chaos w wojsku i zła wola nie wróżyły pomyślnego współdziałania obydwu państw. Dochodziła do tego niechęć szlachty do planów królewskich podsycana przez krążących po Rzeczypospolitej agentów brandenburskich, a także dyplomację cesarską.
Ostatecznie zwyciężył Wiedeń wspierany przez Stolicę Apostolską. W 1679 r. Sobieski porzucił plany bałtyckie i skoncentrował się na próbach, nieudanych zresztą, stworzenia ligi chrześcijańskiej przeciwko Turcji. Wysłane przez sejm tego roku poselstwa do Francji, Anglii, Austrii, Wenecji, Rzymu i Moskwy nie dały rezultatu, ale wzbudziły czujność Ludwika XIV przeciwnego tym planom. Austria, która z rezerwą odnosiła się do pomysłu Sobieskiego, zmieniła zdanie, gdy Turcja zakończyła zwycięską wojnę z Moskwą, podpisując 13 stycznia 1681 r. rozejm w Bachczysaraju. Rozpoczęły się rozmowy polsko-wiedeńskie, co zaniepokoiło Francję i jej agentów z Janem Andrzejem Morsztynem, podskarbim wielkim koronnym, na czele. Skupione wokół niego stronnictwo profrancuskie zamierzało nie tylko storpedować działania dyplomacji austriackiej, ale także doprowadzić do detronizacji króla.
Poczynania przeciwników kontrolował Michał Hacki. Było to możliwe dzięki temu, że zgodnie z umową poczta z Polski przechodziła przez Gdańsk. Zwierzchnikiem gdańskiej poczty był Paweł Gratta, generalny pocztmistrz Prus Królewskich, Kurlandii i Inflant. To on otwierał i kopiował szyfrowane listy ambasadorów francuskich, a ich odczytywaniem zajmował się Hacki. W ten sposób Sobieski miał pełną wiedzę o poczynaniach przeciwników. Wiosną 1683 r., kiedy sejm miał zatwierdzić przymierze z Austrią, opozycja zamierzała zerwać obrady. Podczas debaty frakcja francuska została zdemaskowana. Morsztyna obwiniono o zdradę stanu i nadużycia finansowe. 1 kwietnia 1683 r. przymierze zostało zatwierdzone. Cesarz zobowiązał się wyrzec pretensji do tronu polskiego oraz wypłacić 1 200 000 zł na koszty wojenne. Polska miała wystawić 40-tysięczną armię i wspólnie prowadzić działania wojenne przeciwko Turcji. Protektorem przymierza był papież.
Nie wiemy i chyba nigdy nie dowiemy się, jaką rolę w przeorientowaniu polityki króla Jana odegrał niepozorny mnich oliwski. Pytanie to nasuwa się samo, nie tylko z powodu jego przynależności do stanu duchownego, a tym samym nadrzędnej podległości Stolicy Apostolskiej, niewątpliwych kontaktów osobistych z papieżem, zapoczątkowanych w okresie gdy był kapelanem i jałmużnikiem królowej szwedzkiej Krystyny, ale przede wszystkim z powodu obecności na – nazwijmy to umownie – „listach płac” dworu wiedeńskiego. Po raz pierwszy pojawia się w wykazie tajnych ekstraordynaryjnych wydatków kancelarii cesarza 3 maja 1683 r. Otrzymał wówczas tysiąc florenów reńskich. Taką samą sumę otrzymał 28 czerwca tego roku.