Fundamentalnym wyzwaniem człowieka szlachetnego była w czasach nowożytnych „bezwysiłkowość”. Tzw. sprezzatura dyktowała jak należy jeździć na koniu, wypowiadać się aby maskować zabiegi retoryczne, czy gestykulować zgodnie z wymogami wystudiowanej nonszalancji (mouvementé negligence). Ociężałe i flegmatyczne pozy modeli na portretach, nawiązujące często do tradycji pastoralnej, stanowiły rezultat owej tendencji. Nieprzypadkowo słowo sprezzatura tłumaczono przy użyciu słowa oznaczającego mistrzowskie pociągnięcia pędzla. Modę kształtowały te same impulsy kulturowe co sztukę (akademicka teoria je ne sçais quoi) i całą obyczajowość dworską.
Już w ostatniej ćwierci XVI stulecia włosy na męskich głowach modelowano w sposób na pozór niedbały, na wzór beztroskiego maźnięcia pędzla, czy na kształt „półksiężyca we mgle” niedbale splątane i powiewające wokół głowy – a to wszystko aby przypominały „puszczę lub dzikie ostępy”. Thomas Hall w 1597 r. porównywał modne "loki miłości" do werniksowanych malowideł. Analogicznie, wąsy fryzowane i postrzępione miały sprawiać wrażenie nieuporządkowanych. Melancholik z 1. połowy XVII stulecia musiał być „rozrzutny” w ubiorze, niby przez niedopatrzenie pokazywać się bez bind do kapeluszy i podwiązek, w rozwiązanych kokardach, w butach o luźno opadających cholewach, w niedopiętych kaftanach i niedbale powiewających troczkach kołnierzy, czasem z rozprutymi (w sposób kontrolowany oczywiście) rękawami. Według podręczników dobrego wychowania powinien nieustannie poprawiać zmierzwiony kołnierz, tłumacząc, że „przeszkadza”. Przy czym pozorne „rozmiłowanie w nieporządku” nie wykluczało stosowności, wręcz przeciwnie, współkształtowało decorum epoki. Wkradło się nawet do dyplomacji. W czasie pierwszej audiencji u Marii Medycejskiej w 1625 roku książę Buckingham pojawił się w komplecie z szarego aksamitu wyszywanego perłami; ku zaskoczeniu obserwatorów przy każdym kroku księcia część z nich spadała i toczyła się po podłodze!
Zaaranżowana niedbałość, afektowana niechlujność osiągnęła apogeum w postaci tzw. mody Rhingrave po 1650 roku, z jej profuzją galonów i bielizny wybuchającej kaskadami. Jedną z cech odróżniających modę francuską od hiszpańskiej była wyraźna tendencja do eksponowania koszuli, aspirującej do roli czegoś więcej niż jedynie szlachetnego tła dla drogocennych sukien. Rzezanie, listwowania, nacięcia na korpusie oraz prześwity między listwami rękawów z czasem zastąpione zostały przez jednorazowe ich rozcięcia oraz zwyczaj niedopinania coraz bardziej kusego kaftana, spod którego wystawał żabot i bufki koszuli.
Pozorna swoboda maskowała codzienne trudy Alamoda, który niczym Tantal walczył z takimi wyzwaniami, jak duszące w nocy bigotiery, wrzynające się w ciało troczki i wiązadła, męczące peruki, ciasne, a potem zbyt kuse, nie chroniące przed chłodem kaftany, buty wojskowe wciskane z trudem (niekiedy było to możliwe jedynie „na mokro”), wyposażone w wielkie patki lub rozety utrudniające chodzenie, wysokie obcasy itd. Polski satyryk wyszydzał współczesnych galantuomów: „czapka u nich na głowie jak gwoździem przybita”!
Kluczem do nieustannego tworzenie wrażenia „naturalności” było zatarcie jakichkolwiek oznak wysiłku, kamuflaż wszelkich przejawów pracy. Strój miał sprawiać wrażenie spontanicznego i improwizowanego, tworzyć kuszącą i ujmującą figurę zajętego i rozkojarzonego jednocześnie światowca. Capriccia w świecie sztuki i mody okazywały się zaskakująco pokrewne. Sarmatom zbieżne stylizacje były obce - nieprzypadkowo krakowską wystawę na temat stroju polskiego w 2003 roku zatytułowano “Nam ubiór niedbały nie przystoi”.
Portret Jana Kazimierza, fotografia reprodukcji portretu z ok. 1655 r., Zbiory Ikonograficzne i Fotograficzne MNW, DI 40131, fot. Archiwum MNW.