Nagłaśniana przez propagandę Stanisława Augusta na łamach Gazety Lejdejskiej w roku 1776 inicjatywa powierzenia eks-kanclerzowi Andrzejowi Zamoyskiemu kodyfikacji prawa znalazła niepomyślne dla króla rozwiązanie na sejmie roku 1780. Doniesienia holenderskiego czasopisma o sejmie tego roku podkreślały jego początkowo spokojny przebieg. Jednak pod datą z Warszawy 5 listopada 1780 r. przyznawało ono, że temperatura obrad rośnie w miarę ich postępowania. Sygnalizuje się tu skrótowo, że przedmiotem debat jest wiele ważnych przedmiotów, co do których panują różne opinie. Zostały tu one wyliczone: sprawa rozliczenia Komisji Skarbowej Litewskiej i podskarbiego Antoniego Tyzenhauza, pretensja o siedem milionów złotych do skarbu Rzeczypospolitej ze strony rodu Radziwiłłów, propozycje od tronu, ale przede wszystkim, jak zaznaczono, projekt kodeksu przedstawiony przez Zamoyskiego. Ta ostatnia sprawa dowodzić miała, jak trudno w Rzeczypospolitej, złożonej z różnorodnych ciał o własnych interesach i zwyczajach, doprowadzić do przyjęcia kodeksu praw jednakowego i powszechnego dla wszystkich, choćby oczywista była jego użyteczność dla wszystkich składowych państwa. Na sesji 31 października wielu posłów, czytamy, domagało się podpisania natychmiast postanowienia ogłaszającego projekt kodeksu jako nie do przyjęcia. Oświadczali oni, że ich prowincje używać będą nadal właściwych im zbiorów praw. Z wielkim trudem marszałek sejmu Antoni Małachowski i książę Stanisław Poniatowski przekonali zebranych, aby nie działali z takim pośpiechem i aby przestrzegano w tej sprawie przewidzianego przez prawo okresu deliberacji.
Międzynarodowe czasopismo powróciło jeszcze do tej sprawy na krótko, relacjonując ceremonie zamykające sejm. Wspomina się tu o podpisaniu projektu nie przyjęcia kodeksu na sesji 2 listopada i dorzuceniu do niego jednak wyrazów uznania dla eks-kanclerza za trudy tego światłego patrioty poniesione dla jego spisania.
Najobszerniej spór o kodeks na sesji 31 października relacjonował odpowiedni fragment diariusza publikowany na łamach „Gazety Lejdejskiej” na początku grudnia, już po zamknięciu obrad. Czytamy tu, że poseł wołyński Brunon Kamieński zgłosił wniosek, aby uznać projekt kodeksu za nie do przyjęcia na zawsze. Domagał się także odczytania natychmiast przygotowanej przez siebie deklaracji w tej sprawie. Poparło go wielu posłów. Deklarację więc odczytano. Międzynarodowe czasopismo cytowało jej fragment, głoszący, że województwa wołyńskie, bracławskie i kijowskie posługiwać się będą dawnym statutem litewskim. Wielu posłów domagać się miało natychmiastowego przyjęcia projektu Kamieńskiego, ale marszałek sejmu i Stanisław Poniatowski sprzeciwili się temu. Po wygłoszeniu zasłużonych, według autora diariusza, pochwał pod adresem Zamoyskiego, dwaj ostatni obstawali przy zachowaniu terminu dwóch dni przewidzianych przez prawo do deliberacji nad zgłoszonymi projektami i możliwości przynajmniej dokonania jakiś odmian. Argumentacja ta nie trafiała wielu posłom do przekonania. Mimo wrzawy, marszałek sejmu zadeklarował zdecydowanie wolę poszanowania prawa i wyznaczył dwudniowy termin na deliberację nad projektem Kamieńskiego.
W kolejnym fragmencie diariusza sejmowego uściśla się tylko, że uchwała z 2 listopada obalająca dzieło Zamoyskiego zapadła jednogłośnie.
Jak widać bolesna dla prestiżu Stanisława Augusta sprawa upadku promowanego przez niego kodeksu praw opisana została w relacjach Gazety Lejdejskiej z Warszawy w sposób skrótowy i oględny, nie oddający w pełni gwałtowności towarzyszących mu scen i wypowiedzi. Pewną przeciwwagą dla tego niewygodnego dla propagandy Stanisławowskiej wątku mógł być dokonany nieco wcześniej wybór na marszałka Rady Nieustającej w osobie jego bratanka Stanisława Poniatowskiego. Na podstawie listów z Warszawy z 11 października informowano ogólnikowo i lakonicznie o zajmujących uwagę sejmu wyborach do Rady Nieustającej, a w szczególności na kluczowe stanowisko jej marszałka. Dowiadujemy się o podziale głosów pomiędzy zwolennikami posła warszawskiego Stanisława Poniatowskiego i generała artylerii litewskiej Kazimierza Nestora Sapiehy. W następnym numerze Gazeta Lejdejska potwierdzała, odniesiony 12 października, sukces wyborczy królewskiego bratanka, przyznając jednak, że wcześniej spodziewano się sukcesu jego konkurenta. Ten ostatni uzyskał 93 głosy, ale o 53 wyprzedził go poseł warszawski. Mamy więc tu do czynienia z rzeczowym sprawozdaniem, bez śladu satysfakcji z powodzenia królewskiego kandydata. Czytelnicy międzynarodowego czasopisma nie zostali poinformowani o podstępie zastosowanym przez króla, który zapewniał do ostatniej chwili o poparciu kandydata opozycji Sapiehy, a potem udał zaskoczenie, gdy wybrano jego bratanka. Gazeta Lejdejska uchyliła się od szerszego komentarza, wyjaśniającego przechwycenie przez człowieka króla steru Rady Nieustającej z rąk, kończącego kadencję marszałka, przywódcy opozycji Ignacego Potockiego.
W doniesieniach międzynarodowej gazety o sejmie 1780 roku dopatrzeć się można tendencji do zacierania kontrowersji, tak jak miało to miejsce w związku z wyborami do Rady Nieustającej. W doniesieniu z Warszawy z 21 października pisano o niesprawdzeniu się przypuszczeń, że sejm ten nie będzie mógł procedować bez węzła konfederacji. Wprawdzie, przyznawał oględnie lejdejski komentator, tego rodzaju zgromadzenie nie może obejść się bez różnicy zdań co do pewnych kwestii, ale roztropność króla i jego ministrów zdołała do tej pory je pogodzić.
Wydaje się, że rozwinięciem tego stwierdzenia był komentarz, opublikowany w Gazecie Lejdejskiej w tydzień później. Odnosił się on do obecności wojsk rosyjskich w Polsce. Obecność obcych oddziałów w jakimkolwiek kraju, przyznawano tu, jest oznaką jego słabości i porażką wolności. Zainteresowani spokojem Polski przyjąć jednak mieli z niepokojem wieść o nadejściu rozkazów odwołujących wojska rosyjskie z chwilą zakończenia sejmu. Nie zależnie od korzyści z ich pobytu dla wewnętrznego spożycia i obiegu pieniądza, rozumował lejdejski komentator, duch opozycji, wciąż poruszający część narodu, wymaga tego zbawczego hamulca. Z tego względu, przyjęli oni z satysfakcją zapowiedź odwołania owych rozkazów i pozostania wojsk rosyjskich w Rzeczypospolitej. Ta ostatnia zapowiedź międzynarodowego czasopisma miał się jednak nie sprawdzić. Oddziały imperatorowej opuściły wkrótce terytorium Rzeczypospolitej. Jak się wydaje, propagandzie dworu warszawskiego zależało na przekonaniu zagranicznej opinii, że obecność militarna Rosji w Polsce, zapewnia stabilność i pokój nie tylko tej ostatniej, ale także Europie.