W marcu 1668 roku tak wspominał Marysieńkę sprzed dziewięciu lat Sobieski: „Bo wspomnij tylko sobie Waszmość moja śliczna dobrodziejko, jakoś Waszmość była wesoła za nieboszczyka [pierwszego męża], choć to pokazowałaś, żeś nie ze wszystkim była kontenta. A jako za mnie? Napatrzyłem się sam tego dobrze, bywając u Waszmości: a naprzód w Warszawie, po pierwszym połogu a po tak ciężkiej chorobie, jako ustawicznie kazałaś Waszmość sprowadzać dobrą kompaniję, to muzykę, to tańce. Jako potem w Zamościu i we Zwierzyńcu ustawiczna dobra myśl i maszkaryje, i gry różne, to w karty, to ciubabki, to au petit jeu, to przechadzki, to milijon inszych zabaw”. Jeszcze w 1683 roku, wracając z odsieczy wiedeńskiej, żalił się Marysieńce na osoby, dla których istotny jest wyłącznie „doczesny plaisir”, który precyzował jako stałe zajmowanie się i myślenie „jeno o balach, baletach, komedyjach, cadeaux, ruelach etc.” Kontekst tego ustępu dowodzi, że nie miał on bić bezpośrednio w królową, ale dziwnym trafem gromadził jej ulubione rozrywki. Warto przyjrzeć się bliżej choćby kilku z wyżej wymienionych rekreacji Marii Kazimiery.
Wspomniana „ciubabka”, to oczywiście ciuciubabka. To, co dziś kryje się pod tą nazwą, kiedyś nazywane było ślepą babką. Jej zasady tak opisał Jędrzej Kitowicz: „ślepa babka, gdy jedna osoba z zawiązanymi oczami póty musiała biegać po izbie, póki drugiej z kompanii grających nie złapała. Ci zaś wszyscy, którzy grali, rozpierzchnąwszy się po izbie, powinni byli jękiem odzywać się ślepej babce. Ale jęknąwszy, co prędzej uchodzili w inne miejsce, przeto trudne było schwytanie. Złapany lub złapana musiał znowu biegać po izbie z zawiązanymi oczami, póki innej nie złapał osoby”. Ciuciubabka wprowadzała do ślepej babki utrudnienie, które sprawiało, że zabawa była bardziej widowiskowa. Jak wyjaśniał Łukasz Gołębiowski w 1831 r.: „Ciuciubabka, gra do tamtej [ślepej babki] podobna, z tą tylko różnicą, że nie oczy, ale ręce w tył się wiążą i tak złapać jest zobowiązany. Skoki boczne, w tył obracanie się zwinne, by kogo złapać, tu jest potrzebne”.
Wspomniana przez Sobieskiego zabawa „au petit jeu” to nic innego, jak cenzurowany. Zygmunt Gloger (za Gołębiowskim) w 1900 roku tak tłumaczył jej zasady: „Jedna osoba siada na środku lub na osobnym miejscu, przybierając nazwę jakiegoś przedmiotu, na przykład: stół, chleb, zegar itp. Druga obchodzi całe towarzystwo i zbiera po cichu o niej zdania. Gdy zbierze od wszystkich, powiedzieć je wszystkie na głos powinna [...]. Strzeż się w tej grze być uszczypliwym. Trzeba tu wiele dowcipu i grzeczności, aby ta gra była rzeczywiście przyjemną”.
Inną ulubioną rozrywką miały być tzw. cadeaux, czyli niespodzianki, które Marysieńka miała okazję poznać jako dwórka królowej Ludwiki Marii. Polegały one na tym, że w czasie rekreacyjnej wycieczki dworu w ostępy leśne zgodnie z najnowszą francuską modą „odkrywano” nagle na polanie suto zastawiony stół i przygrywających muzyków, przebranych choćby za satyrów.
Jak widać, pomysłów nie brakowało, a to tylko niewielki ułamek owego „milijona inszych zabaw”.