Andrzej Frycz Modrzewski nie mógł wyjść ze zdziwienia, jak wielka różnorodność w strojach panowała za jego czasów – i to nie tylko pomiędzy stanami, regionami, rodami, ale nawet w przypadku jednej rodziny, ba tej samej osoby: „w tym samym polskim domu jedna osoba może ubierać się na modłę niemiecką, druga na włoską, podczas gdy trzecia hołduje modzie tureckiej, tak jak gdyby każdy z domowników urodził się w innym obcym kraju, z dala od pozostałych; ponadto bywa, że ta sama osoba wkłada rankiem włoską pelerynę, z wieczora zaś turecką fałszurę, kołpak i czerwone lub białe buty”. Nic dziwnego, że w końcu zaczęto łączyć elementy pochodzące z odmiennych bytów w ramach jednego ubioru. Strój narodowy przywdziewano przede wszystkim od święta; łączenie obu modeli było raczej praktyką dnia codziennego. Taka nieortodoksyjność cechowała kulturę sarmacką do końca.
Portret Władysława IV Wazy z Muzeum Regionalnego w Iłży dokumentuje pokojowe współistnienie pozornie przeciwstawnych zjawisk: mody zachodniej i rodzimej. Model wspiera dłoń o piękny pas typu tabliczkowego, na ramionach demonstruje podbitą brązowym futrem delię spiętą okazałą czapragą. Reszta stroju ma charakter zachodnioeuropejski; dostrzegamy zatem kabat z rozcinanymi rękawami, koronkowy mankiet, perukę, wreszcie hodowany pieczołowicie zarost uformowany na kształt sztyletu zecerskiego. W czasie hołdu elektora brandenburskiego w 1611 r. zarówno król Zygmunt, jak i królewicz Władysław Zygmunt zaprezentowali się w czerwonych strojach polskich, ale i w kapeluszach „niemieckich” z wielkim pióropuszem. Zachowały się także liczne przedstawienia chłopców ubranych po francusku ale w miniaturowych kontusikach, czasem także w żupanach (np. portret Antoniego Mikołaja Radziwiłła z ok. 1750 r. w Zamku Królewskim na Wawelu, czy portret Konstancji Poniatowskiej z synkiem w Muzeum Narodowym w Warszawie, z ok. 1740 r.). Taki zwyczaj wynikał ze specyficznego pojmowania wieku dziecięcego. Strój polski wraz ze wszystkimi atrybutami przysługiwał mężczyźnie, 5-6 letni chłopiec nie zasługiwał w pełni na to miano. Był to także swoisty kompromis ideowy wyrażający aspiracje rodziców malca.
Obok względów symbolicznych i politycznych (por. portret Krzysztofa Zygmunta Paca z 1674 r., rylca Johanna Francka), wymogów wojskowych (zob. portret Antoniego Karola Korniakta z ok. 1693 roku), najczęściej praktyka stroju mieszanego wynikała z przyczyn pragmatycznych. Komponenty mody zachodniej takie jak kapelusz przeciwsłoneczny, czy użyteczny kabat stosowano ze względów utylitarnych. Na obrazie Alegoria handlu gdańskiego z Sali Czerwonej gdańskiego ratusza Głównego Miasta dostrzegamy szlachcica w delii i w kapeluszu właśnie. Do ubioru zachodniego futrzane kołpaki nosił już Zygmunt August. Zygmunt III Waza preferował modę hiszpańsko-włoską, za wyjątkiem czasu wielkich mrozów, kiedy podróżował w długiej szacie podszytej futrami i czapce podbitej na modłę polską. Podczas ataku Piekarskiego nosił kryzę, aksamitną szatę wierzchnią i kaftan podszyty bawełną. Od większego uszczerbku na zdrowiu uratowała go czapka z wilczego futra. Nosił zatem szaty w modusie mieszanym. Podobne nakrycia głowy do stroju zachodniego przywdziewali zarówno włoskiego pochodzenia kupcy krakowscy (Wilhelm Orsetti), jak i mieszkańcy Ziemi Chełmińskiej lub Gdańska, czy choćby cudzoziemscy osadnicy (holend. karpoes). Nie tylko muzykom wazowskim zdarzało się do delii nosić rapier u boku. Co symptomatyczne, arcyksięciu Maksymilianowi Habsburgowi wystarczył krótki pobyt w Rzeczypospolitej, aby przywdziać na strój hiszpański wierzchnią suknię na wzór węgiersko-polski oraz kołpak z czarnych lisów.
Homogeniczność ubiorów widoczna była tylko w wąskich kręgach patrycjuszowskich, magnackich i dworskich, podczas gdy swobodne podejście do mody, a zwłaszcza dodatków, charakteryzowało większość mieszkańców krainy gdzie Wschód spotykał Zachód. Zresztą nie była to jedynie polska specjalność. 6 października 1683 roku Sobieski pisał do małżonki z Austrii: „Cale tu o stroje nie dbają, wszyscy książęta i generałowie stroją się tu wpół po francusku, a wpół po węgiersku; nie dbają, byle tylko była suknia podszyta”.