Nie wiadomo, czy opuszczając Rzeczpospolitą jesienią 1698 roku królowa-wdowa Maria Kazimiera przypuszczała, że nigdy już do niej nie powróci. Z pewnością chciała rozpocząć nowe życie po doznaniu wielu upokorzeń ze strony wrogów, którym udało się nie dopuścić Sobieskich do tronu. Za cel podróży obrała Wieczne Miasto, w którym szykowano się właśnie do uroczystych obchodów Jubileuszu roku 1700. Podążała do niego niespiesznie, na czele wspaniałego orszaku, z radością przyjmując honory w mijanych po drodze miastach. Na miejsce dotarła 23 marca 1699 roku i, jak donosiła synowi Jakubowi w liście, „cały Rzym wyruszył mi naprzeciw”. Królowa jako wdowa po „Zbawcy Europy” budziła wielką ciekawość mieszkańców miasta, a ze strony papieża doświadczyła szczególnie miłego przyjęcia. Innocenty XII podobno czekał na nią z taką niecierpliwością, że nalegał na spotkanie z królową jeszcze przed publiczną audiencją.
Maria Kazimiera szybko zadomowiła się w nowym miejscu, stając się pilnym obserwatorem zarówno wielkich, jak i małych wydarzeń w stolicy Mondo Christiano. Informowała o nich różne osoby, na przykład cesarza Leopolda I i jego małżonkę Eleonorę Magdalenę, prymasa Michała Radziejowskiego, a przede wszystkim najstarszego syna – królewicza Jakuba, z którym prowadziła regularną korespondencję.
Swój pobyt w Wiecznym Mieście traktowała przede wszystkim jako okazję do odzyskania utraconej pozycji Domu Sobieskich. Tutaj bowiem krzyżowały się interesy polityczne różnych państw, w które byli zaangażowani liczni dyplomaci, świeccy i kościelni dygnitarze, jak i wpływowi arystokraci. Regina di Polonia, od zawsze aktywna politycznie, sądziła, że może „być ważna dla papieża i dla wszystkich koronowanych głów”, próbowała więc znaleźć się w centrum bieżących wydarzeń.
Jednym z nich była, poprzedzona długą chorobą, śmierć Innocentego XII w dniu 27 września 1700 roku. Już niemal rok wcześniej Maria Kazimiera donosiła w liście do Jakuba o poważnej chorobie papieża i o „poruszeniu w całym Świętym Kolegium”, a teraz, po jego śmierci, próbowała przyczynić się do wyboru głowy Kościoła przychylnej Cesarstwu. Miała bowiem nadzieję na otrzymanie w zamian ziemskich nadań od cesarza dla królewicza Jakuba. W związku z tym informowała cesarzową Eleonorę Magdalenę, że poseł reprezentujący Leopolda I, Georg A. Martinitz, nie ma odpowiednich wpływów wśród kardynałów, więc należałoby przysłać innego. Zapowiadała wprost, że włączy się w zabiegi wokół wyboru nowego papieża, aby pozyskać go dla rodziny Sobieskich, a tymczasem powiadamiała syna o nowych nominacjach kardynalskich nadawanych przez „gasnącego” Innocentego XII, który choć nie wstawał z łóżka, żył jeszcze 10 miesięcy.
Dopiero w sierpniu 1700 roku królowa napisała do syna, że lekarze nie dają mu już żadnych nadziei. Wiadomość ta ponownie spowodowała wielkie poruszenie wśród kardynałów, zwłaszcza francuskich, którzy natychmiast posłali po ambasadora Ludwika I Grimaldiego. Maria Kazimiera ubolewała, że podobną aktywnością nie wykazują się dyplomaci cesarscy, a zwłaszcza ambasador Leopold Joseph von Lamberg, który nawet nie chciał skontaktować się z nią w tej sprawie. A tymczasem, jak donosiła w korespondencji Regina di Polonia, po śmierci Innocentego XII kardynałowie przychodzili do niej „tłumnie ze wszystkich stron”, by konsultować się przed konklawe. Rozpoczęło ono obrady 9 października 1700 roku, ale kardynałowie z różnych krajów zjeżdżali się powoli. Na przykład kardynał Louis-Antoine de Noailles i kardynał Johann Philipp Lamberg przybyli dopiero ponad miesiąc później. Krążyły też plotki, że kardynał Vincenzo Grimani nie przybędzie z powodu braku pieniędzy na podróż, gdyż cesarzowa Eleonora Magdalena pożyczyła „wszystkie złote dukaty” palatynowi reńskiemu, Janowi Wilhelmowi I na prowadzenie wojny dziewięcioletniej.
W czasie trwania obrad, które zakończyły się 23 listopada, wydarzył się przykry incydent dyplomatyczny, sprowokowany przez rzymskiego arystokratę, księcia Guido Vaïniego. Królowa nie miała o nim dobrego zdania. Pisała, że „codziennie wywoływał afery, znieważając cały rodzaj ludzki”. Tym razem przyboczni księcia pobili rzymską straż, która dokonywała obchodu jego posiadłości. Święte Kolegium nakazało zająć jego pałac i zatrzymać winnych, ale Vaïni jako kawaler Orderu Ducha Świętego zwrócił się o pomoc do Ludwika I Grimaldiego, ambasadora francuskiego w Rzymie. Twierdził bowiem, że jego ludzie zostali sprowokowani przez straż, która „strzelała i zraniła wielu”. Ambasador interweniował osobiście, ale królowa nie opisywała już dalszych wydarzeń. Wiadomo jednak, że ponownie doszło do strzelaniny, tym razem między rzymską strażą a żołnierzami Grimaldiego. Maria Kazimiera pisała jedynie, że kardynałowie narodowi byli oburzeni tymi zajściami, ale musieli poprzeć francuskiego ambasadora jako reprezentanta „wielkiego króla”, to znaczy Ludwika XIV.
Maria Kazimiera miała szczerą nadzieję, że kardynałowie „dla dobra Kościoła, chwały Boga i dobrego wspólnego Ojca, i dla naszego Domu” wyłonią papieża, który nie będzie wrogiem cesarza. Choć popierała kandydaturę Carla Barberiniego, którego dobrze znała jako kardynała i protektora Rzeczypospolitej, głową Kościoła został Giovanni Francesco Albani. Przyjął on imię Klemensa XI. Przyszłość pokazała, że „papież jest uroczy” i przychylny Sobieskim, choć nie dopomógł im w staraniach o polską koronę podczas wielkiej wojny północnej.
W dniu 10 kwietnia 1700 roku Klemens XI objął oficjalnie władzę w Rzymie podczas uroczystości posseso, która przyciągnęła tłumy. W trakcie tego barwnego wydarzenia papież objeżdżał najważniejsze miejsca w Rzymie, mijając po drodze odświętnie udekorowane budynki i wspaniałe łuki triumfalne, zaprojektowane przez znakomitych artystów. Królowa, która zdążyła zapoznać się z watykańskim ceremoniałem, pisała tak: „Wszyscy kardynałowie będą na swych mulicach, jadąc za papieżem, który musi być na koniu”. W orszaku chciał także uczestniczyć jej ojciec, 87-letni kardynał Henri-Albert de la Grange d’Arquien, ale zaniepokojona córka planowała mu w tym przeszkodzić.
Wkrótce potem wybuchła wojna o sukcesję hiszpańską. Ogarnęła ona Europę na wiele lat (1700-1714), pochłaniając liczne ofiary i ogromne koszty. Walka o podział schedy po Habsburgach hiszpańskich, a de facto o hegemonię na kontynencie, toczyła się między dwoma obozami skupionymi wokół Francji i Cesarstwa. Znalazła ona odzwierciedlenie w listach Marii Kazimiery, która pilnie śledziła przebieg działań militarnych, odnotowując kolejne bitwy, choć nie tylko. W liście z czerwca 1701 roku opisała niesłychane wydarzenia związane z uroczystością ofiarowania papieżowi chinei, czyli białego konia lub klaczy przez króla Neapolu. Uroczystość ta miała potwierdzać symboliczną zwierzchność papiestwa nad Królestwem Neapolu, które w istocie znajdowało się pod kontrolą Hiszpanii. Z tej okazji, każdego roku 29 czerwca, a więc w święto apostołów Piotra i Pawła, organizowano w Rzymie niezwykle uroczysty orszak na czele z ambasadorem hiszpańskim. Wyruszał on spod swojej rezydencji przy Piazza di Spagna do bazyliki Świętego Piotra, gdzie następowało uroczyste przekazanie przystrojonego konia. Wieczór wieńczyły kolacja dla rzymskiej i neapolitańskiej arystokracji oraz pokaz sztucznych ogni. Jednak w 1701 roku Klemens XI ze względów politycznych odmówił przyjęcia podarunku. Chciał uniknąć demonstrowania poparcia dla Francji i Hiszpanii, aby nie wywołać zadrażnień z Cesarstwem. Leopold I i tak był już dostatecznie poruszony brakiem wyraźnego opowiedzenia się papiestwa po jego stronie, nad czym Maria Kazimiera szczerze i przez większość czasu ubolewała. Mimo to ambasador Juan Francisco Pacheco Téllez-Girón znalazł sprytny sposób, aby biały koń znalazł się w Watykanie. Królowa opisała to w ten sposób: „(…) zaprzągł do nędznego wozu przebraną chineę, mając na dworze watykańskim wszystkie te ozdoby. Kiedy przybyła ona incognito, rzeczony ambasador ubrał ją w piękne stroje, przedstawił na dworze i zostawił biedaczkę, która błąkała się po Watykanie. Ani nie została przyjęta, ani przegnana”. Zachowanie ambasadora hiszpańskiego spowodowało ostry sprzeciw cesarza Leopolda I, więc papiestwo musiał wydać specjalne oświadczenie.
Królowa donosiła też Jakubowi o wydarzeniach, które nie miały związku z polityką, ale były ważne w życiu miasta, na przykład o trzęsieniach ziemi, które „zasiały grozę” na początku 1703 roku. Spanikowani Rzymianie masowo podążali do spowiedzi, tratując się po drodze do kościołów i konfesjonałów. Maria Kazimiera przyjęła te wstrząsy ze spokojem, choć „czuła drżenie i zawroty głowy”. Opuściła nawet klasztor karmelitanek, w którym się modliła i trzymając wystraszoną wnuczkę za rękę, przeszła do swojej rezydencji przy placu Trinità dei Monti. Tam zastała przerażony dwór i „tańczące krzesła”. Wstrząsy powtórzyły się kilka dni później, podczas gdy królowa spożywała kolację w łóżku. Tym razem były słabe i trwały „tak długo, jak Ave Maria”. Królowa przypisywała to położeniu swojej rezydencji, która znajdowała się na wzgórzu. W niższych partiach miasta pękały mury, np. w domu ambasadora cesarskiego Leopolda Josepha Lamberga, a nawet zostały naruszone konstrukcje budynków. Przerażeni ludzie uciekali z miasta, wśród nich ambasador hiszpański z rodziną. Maria Kazimiera podsumowywała we właściwy dla siebie sposób, że „to trzęsienie ziemi zrobiło więcej dobrego grzesznikom niż wszystkie kazania wielu lat”. Jednak dwa tygodnie później królowa pisała do syna w nieco innym tonie. Wtedy silne trzęsienie ziemi zastało ją podczas spowiedzi w konfesjonale, wywołując refleksję na temat kruchości ludzkiego życia. Siła wstrząsów była tak potężna, że księża przerywali msze, ranne osoby opuszczały kościoły, a mieszkańcy tłumnie wylegali na ulice. „Połowa Rzymu jest na zewnątrz”, pisała Regina di Polonia, ubolewając, że nie przysłano jej z kraju tureckich namiotów, w których mogłaby się schronić. Warto dodać, że Klemens XI wykorzystał strach Rzymian i wydał rozporządzenie, aby pieniądze, przeznaczane dotąd na zabawy podczas karnawału, przeznaczać na Akademię św. Łukasza, która skupiała artystów.
Rzymem raz na jakiś czas wstrząsały także skandale obyczajowe. I one nie umykały uwadze królowej wdowy. Przebieg jednego z nich, szczególnie gwałtownego, opisała synowi ze szczegółami w czerwcu 1703 roku. Dotyczył on nieudanej próby porwania córki znanego malarza Carla Marattiego, na którym mecenat sprawował sam papież. W młodej Faustinie, poetce i malarce, do szaleństwa zakochał się Giovanni Giorgio Cesarini. Choć pochodził on ze znanej arystokratycznej rodziny Cesarinich Sforzów, dziewczyna najwyraźniej nie podzielała uczuć zalotnika, który postanowił wyegzekwować je siłą. W tym celu zaczaił się w powozie z pięcioma uzbrojonymi towarzyszami przy ulicy wiodącej do kościoła San Carlo alle Quattro Fontane. Zaatakowanej znienacka Faustinie po dłuższej szarpaninie udało się szczęśliwie umknąć, ale jej matce, Francesce, która mimo gróźb odmówiła zgody na ślub córki, zadano poważne rany sztyletem. Z trudem uniknęła śmierci, bowiem napastnicy najpierw usiłowali rozjechać jej głowę kołem powozu, a potem chcieli zadać jej cios w gardło. Zajście spotkało się z ostrą reakcją Klemensa XI, który za wydanie żywego Giovanniego Cesariniego wyznaczył nagrodę dwóch tysięcy écu, a za martwego - trzech tysięcy skudów. Królowa mogła mieć niemałą satysfakcję, gdyż bohaterem skandalu był młodszy brat Gaetano Cesariniego, który trzy lata wcześniej musiał ją oficjalnie przepraszać za swoje haniebne zachowanie w pobliżu Palazzo Odescalchi. Powodowany zazdrością ranił wówczas Tollę, słynną włoską kurtyzanę, która była kochanką królewicza Konstantego.
Jak widać w Rzymie Maria Kazimiera wiodła barwne i ekscytujące życie, i wielokrotnie stawała się świadkiem wydarzeń, zarówno ważnych, odnotowanych w podręcznikach historii, jak i mniej ważnych, które przetrwały na kartach jej korespondencji.
Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.