Nic na to nie poradzę, ale Ludwik XIV i jego Wersal to dla mnie ucieleśnienie barokowego ducha.
Wersal już gościł (a raczej wiercił się i kręcił) pod tą koszulka, co też nie dziwota; duże to, dumne i rezydencjonalne. Jako człowiek żyjący przeszłością lubię sobie wyobrażać dawne rzeczy i sprawy, ale przed Wersalem moja wyobraźnia kapituluje, gdyż ten kłębiący się w małych pokoikach tłum arystokratów usiłujących polizać pańską rękę przyprawia mnie o lekkie mdłości, jakkolwiek wielu z nich z pewnością odznaczało się niemałymi przymiotami. Wszelako od lat unikam lektury Saint-Simona (nie mylić z Saint-Simonem, filozofem-utopistą), zwłaszcza że stary ten złośliwiec miał cokolwiek odwrotny obraz świata, tzn. ludzi mało wartych cenił sobie wysoko, zaś wybitnych w zasadzie nie cierpiał. Zdaje się też, że umiejętność dostojnego stąpania (dwór słonecznego Ludwika to niewątpliwa akademia głupich kroków) przekładał nad umiejętność dowodzenia: nie był to przecież wybitny wódź, budowniczy czy mecenas. Miał za to pewną umiejętność, dzięki której wpadł w oko Ludwikowi XIII, który miał prawdziwego fioła na punkcie polowania; mianowicie zręcznie dmuchał w róg… Oczywiście – niczego nie sugeruję.
Ale zostawmy już tego Ludwika XIII, bo jak jesteśmy w Wersalu, to dużo stosownej plotkować o życiu miłosnym jego syna. Każdy szanujący się barokista potrafi wyrwany ze snu w środku nocy potrafi bezbłędnie wymienić wszystkie podstawowe kochanki Króla Słońce, począwszy od pięknej, choć lekko utykającej Louise de La Vallière („kulawy stoliczku, o La Vallière” – tak pisał o niej Guillaume Apollinaire), via Françoise-Athénaïs de Rochechouart, Markizę de Montespan a skończywszy na Françoise d’Aubigné, Markizie de Maintenon, z którą się na koniec ożenił. Ale przecież nie każdy kojarzy, ze owa Franciszka była wnuczką wojowniczego poety Agrippy d'Aubigné, a jej pierwszy mąż, mieszczuch Paul Scarron był nie mniej znakomitym prozaikiem: we wczesnej młodości zaczytywałem się jego „Opowieścią ucieszną”. Nieszczęsny ten człowiek był kaleką na wózku i pensjonariuszem Anny Austriaczki – z dumą mianował się więc „kaleką królowej”. W roku 1652 pojął za żonę Franciszkę d’Aubigné, co daje to pojęcie o poziomie majątkowym późniejszej małżonki Ludwika XIV. Choć pewnych rzeczy Scarron robić z Franciszką nie mógł, pewne jednak mógł np. uprawiać życie towarzyskie. Zdobyli sobie nawet tak znaczną popularność, że, pod figurą, znaleźli się na kartach „Klelii”, arcydzieła słynnej pani de Scudéry.
Podejrzewano, że związek pani de Maintenon z Ludwikiem XIV ma naturę czysto duchową (pies by się uśmiał... hi, hi, hau, hau). Oczywiście była ładna, choć może nie tak piękna, jak olśniewająca Françoise-Athénaïs, która niechcący „podstawiła” ją królowi. Za to markiza (tak tytułował ją monarcha) de Maintenon była najpewniej najinteligentniejszą kochanką Ludwika, choć z pewnością nie najbardziej pomysłową: przyznałbym tu pierwszeństwo księżniczce de Soubise, która na jakimś balu założyła kolczyki, co miało być znakiem dla króla, że jej maż wyjechał i czeka na wezwanie. Tak, tak, w Wersalu wiele się działo rzeczy niezwykłych. Nic dziwnego, było to przecież małe miasto. Zważywszy osoby i okoliczności można by powiedzieć, że było to jakieś miasto-państwo, swoista polis, tyle, że służalcza, a nie obywatelska.
Wersal: dwór-miasto-państwo przesiąknięte blaskiem jednego władcy. Boh trojcu lubit. Wersal był tu może nie jedyny, ale absolutnie największy, choć można też przypomnieć Petersburg powstały z gargantuicznego kaprysu wiecznie pijanego cara. I to Petersburg miał przed oczami inny Burbon, Karol III Hiszpański, takoż Neapolitański, wcześniej książę Parmy, dobrotliwy filozof i filantrop, który przemyśliwał, jak tu wybudować nową metropolię w rozlewiskach Ebro. Miała być to krzyżówka, całkiem miczurinowska, Neapolu z Wenecją. Nie udało się, a szkoda, bo bardzo chciałbym zobaczyć jak w Hiszpanii Canale Grande wpada do Zatoki Neapolitańskiej.