Dzięki intensywnie prowadzonym w ostatnich latach badaniom nad życiem i działalnością kobiet w dawnej Rzeczypospolitej wiemy, że w epoce oświecenia wyraźnie wzrosła aktywność Polek na płaszczyźnie kulturowej, gospodarczej i politycznej. Szczególną rolę w rozwoju i kształtowaniu ówczesnego życia publicznego odegrały damy wywodzące się z wyższych warstw społecznych, spośród których wiele na trwałe zapisało się w kronice polskich dziejów. Jedną ze znamienitszych, wyróżniających się swoją postawą arystokratek była Waleria ze Stroynowskich Tarnowska – utalentowana miniaturzystka, gorliwa kolekcjonerka, wielka miłośniczka sztuki. Powszechnie znano ją również jako niespotykanie dobrą, szlachetną i pracowitą kobietę, kochającą córkę, żonę i matkę, serdeczną przyjaciółkę, życzliwą sąsiadkę, łaskawą panią. Odznaczała się przy tym ogromną wrażliwością, wyjątkową skromnością i pokorą. Była uczestniczką i obserwatorką wielu ważnych wydarzeń historycznych i towarzyskich, brała czynny udział w życiu kulturalnym Warszawy, doprowadziła do stworzenia jednej z najwspanialszych kolekcji na ziemiach polskich w XIX wieku. Historia życia i dokonania tej fascynującej damy warte są przypomnienia, także jako wzorzec postawy świadomej obywatelki.
Waleria ze Stroynowskich Tarnowska urodziła się 9 grudnia 1782 roku w Bubnie na Ukrainie jako jedyna córka Waleriana Stroynowskiego i Aleksandry z Tarnowskich primo voto Jełowieckiej. Odebrała niezwykle staranne i wszechstronne wykształcenie domowe, a pieczę nad jej edukacją sprawowała główna guwernantka Madame Mulnier z udziałem Madame de Ruranga i Madame d'Hoflise. Lekcji języka francuskiego udzielał dziewczynce Monsieur de Casemajour, zajęcia z historii, arytmetyki, kaligrafii i języka niemieckiego odbywała zaś pod czujnym okiem Wawrzyńca Surowieckiego – znanego wówczas pisarza i historyka słowiańszczyzny. Co ciekawe, panna Stroynowska zgłębiała również tajniki języka starogreckiego, łacińskiego i angielskiego. Poszerzenie horyzontów – zarówno światopoglądowych, jak i estetycznych – zawdzięczała natomiast księdzu Julianowi Antonowiczowi – człowiekowi wielkiej kultury i światłemu humaniście. Zasadniczy wpływ na pogłębienie wiedzy i rozwój intelektualny młodej hrabiny miał jednak przede wszystkim Jędrzej Śniadecki – słynny lekarz, biolog, chemik i filozof. Utalentowana artystycznie Waleria, oprócz nauk ogólnych, pobierała także lekcje rysunku i malarstwa monumentalnego u Constantina Villaniego, który był zatrudniony przy dekorowaniu pałacu Stroynowskich w Horochowie. Jako zamożna, wykształcona i pochodząca z arystokratycznego rodu jedynaczka, pozostawała w centrum uwagi wielu mężczyzn, spośród których oczarował ją tylko jeden – Jan Feliks Tarnowski, przyszły dziedzic Dzikowa. Do spotkania obojga młodych doszło 26 lutego 1799 roku w Warszawie i, jak można wnioskować z osobistych zapisków Walerii, była to miłość od ...trzeciego wejrzenia. Po prawie dwóch latach niecierpliwego oczekiwania, 7 września 1800 roku zakochani mogli wreszcie stanąć na ślubnym kobiercu. Małżeństwo okazało się szczęśliwe i przetrwało próbę czasu. Jak wspominał Kajetan Koźmian, panna Stroynowska posiadała nie tylko wszystkie płci nadobnej zalety i cnoty, ale z niemi jednakie przejęcie się obowiązkami, jednakie zamiłowanie nauk i sztuk pięknych. Wspólne z sobą skłonności i smak do tego wszystkiego co jest wdziękiem i ozdobą towarzystwa. Para doczekała się dziewięciorga dzieci, z których pięcioro osiągnęło wiek dorosły: trzej synowie – Jan Bogdan, Walerian i Tadeusz oraz dwie córki – Maria i Anna. Wiadomo, że Tarnowscy kochali swoje pociechy, troszczyli się o ich wychowanie i edukację. Utratę dwojga pierwszych dzieci – Kazimierza i Rozalii – przeżyli bardzo boleśnie, co poświadcza chociażby następująca notatka pochodząca z dziennika podróży Walerii: A zatem stało się! Wszystko straciłam! […] O, moje dzieci! Moje ukochane dzieci, wzywam Was! Przeczyste Anioły! Czuwajcie nad czystością serca mego! Pomóżcie zachować religię i cnotę, jedynie dzięki nim kiedyś Was ujrzę!... Kazimierzu! Rozalio... […] Nic mi na tej ziemi nie zostało! Och, wolałbym jeszcze drżeć z obawy, wciąż żywić nadzieję!... Przerażająca pewność!... Kręci mi się w głowie, serce pękło... Boże mój, Boże! Zdaniem Lucjana Siemieńskiego – autora wspomnieniowego portretu Tarnowskiej – tragedia ta miała wpływ na szlachetne decyzje, jakie młodzi rodzice podejmowali w swoim dalszym życiu. Szukali bowiem pociechy w przyswajaniu sierot z rodziny i przyjaciół, co z postępem lat nie ustawało. Wiadomo na Wołyniu i w Galicji, że tym sposobem wychowali osób kilkanaście, dopomagając każdej w obranym sobie zawodzie z troskliwością i hojnością prawdziwie rodzicielską. Wydaje się również, że działalność filantropijna małżonków wynikała z poszanowania przez nich tradycyjnych wartości i postaw moralnych, w duchu których obydwoje zostali wychowani.
Główną siedzibą Jana Feliksa i Walerii był zamek w Dzikowie, choć często odwiedzali również dworek w Trześni i pałac w Horochowie. W 1802 roku odbyli podróż do Krakowa, aby poznać liczne i piękne zabytki dawnej stolicy Polski. W tym też okresie Tarnowska pobierała lekcje u byłego nadwornego miniaturzysty króla Stanisława Poniatowskiego, Wincentego de Lesseura, który w latach 1800-1803 pracował w Dzikowie. Jak pisała Halina Kamińska-Krassowska, on to pierwszy wpoił jej właściwe zasady miniaturowego malarstwa portretowego. Od niego przejęła umiejętności techniczne, elegancję kompozycji, nastój malarski, a nawet dyskretny rysunek sygnatury. Wspólne zamiłowania artystyczne, wybitny takt i delikatność Lesseura, tworzyły między artystami głęboką więź przyjaźni. Waleria należała do grona jego najzdolniejszych uczniów, a wyznaczone przez niego zadania wykonywała z prawdziwą pilnością i wyjątkową starannością. Wiadomo, że pracowała między innymi nad modelunkiem włosów, rysów i ubioru portretowanej postaci. W późniejszych latach Tarnowska kontynuowała naukę u francuskiego miniaturzysty, odwiedziła również jego majątek w Kozerach pod Łowiczem.
Niezwykle ważnym wydarzeniem w jej życiu okazała się podróż do Włoch, w jaką wyruszyła wraz z mężem i ojcem 5 października 1803 roku. W sposób znaczący wpłynęła ona bowiem na pogłębienie intelektualnych i artystycznych zamiłowań hrabiny, pozwoliła jej również poznać rozmaite zjawiska kulturowe i społeczne, a także ukształtować poglądy na temat ówczesnych wydarzeń. Według wspomnianego wcześniej Lucjana Siemieńskiego, inicjatorem podjęcia decyzji o zagranicznym wojażu był Walerian Stroynowski, który dla podratowania stanu zdrowia postanowił udać się do Włoch, a następnie do Francji. Wyprawa ta miała również stanowić – odkładaną od trzech lat – podróż poślubną Tarnowskich, podczas której młodzi małżonkowie zamierzali wzbogacić swoją dzikowską kolekcję o nowe nabytki. Dzięki finansowemu wsparciu hrabiego, spełnienie ich marzeń stało się możliwe – mogli nie tylko wyruszyć za granicę, lecz także zakupić wiele cennych dzieł sztuki. Wydaje się jednak, że zasadniczym powodem przedsięwzięcia owej podróży była troska o zdrowie Walerii, która po śmierci synka Kazimierza popadła w głęboką depresję. Wyprawa ta umożliwiała bowiem – jak pisała Bożena Mazurkowa – przerwanie stanu samoudręczenia młodej matki (…) dzięki dostarczeniu jej licznych nowych wrażeń, w części chociaż przesłaniających pamięć o bolesnej stracie, co stanowiło podstawę i zarazem szansę powolnego odzyskiwania przez nią równowagi psychicznej i emocjonalnej po traumatycznym doświadczeniu. Bez względu jednak na motywacje, wiadomo, że Tarnowscy już od roku przygotowywali się do zagranicznego wojażu, studiując odpowiednie publikacje z zakresu historii sztuki i popularne wówczas przewodniki po włoskich zabytkach, muzeach, galeriach i gabinetach naukowych. Wśród lektur młodej hrabiny znalazły się między innymi: Lettres sur l'Italie Charles'a Dupaty'ego, Lettres historiques et critiques sur l'Italie Charles'a de Brossesa, Vite Giorgio Vasariego, Opere Antonia Raphaela Mengsa, Voyage en Italie Josepha de Lalande'a, a także listy przyjaciela rodziny, księdza Juliana Antoniewicza, który w latach 1802-1803 odbył podróż po Włoszech.
Tarnowscy wyruszyli utartym szlakiem przez Wiedeń, Wenecję, Padwę, Weronę, Bolonię, Loreto, Rzym, Neapol, natomiast w drodze powrotnej – po raz drugi przez Wieczne Miasto, a następnie przez Pizę, Florencję, Padwę, Genuę, Mediolan i ponownie przez Wiedeń. Wrażenia, odczucia i doświadczenia, jakie towarzyszyły polskiej arystokratce na szlaku, znalazły sugestywne odzwierciedlenie na kartach prowadzonego przez nią w języku francuskim dziennika podróży zatytułowanego Mes voyages (Moje podróże).
Co godne uwagi, Tarnowska zadedykowała swoje zapiski córeczce Rozalii, która pozostała w Dzikowie pod opieką dziadków. Rozstanie z niespełna rocznym dzieckiem było dla hrabiny bardzo trudne, o czym świadczy rozpoczynający relację wpis z 5 października 1803 roku: Moja Rozalio, dziecino moja najdroższa, opuściłam Cię! Ty wszakże nie czujesz jeszcze mojej nieobecności! Lecz jakże ja Twoją odczuwam! Pewnego dnia Twe młode serce mnie usłyszy, odpowie mi... Teraz jednak podróżując, będę spisywała dla Ciebie wszystko, co będzie mnie zajmować. A kiedy będziesz mogła to przeczytać, zobaczysz być może z niemałym zadowoleniem, że matka Twa miała w myślach zawsze i przede wszystkim Ciebie – moja jedyna na ziemi nadziejo! Poczucie winy z powodu rozłąki z córeczką, a także troska o jej bezpieczeństwo, zdrowie i życie będą jednak towarzyszyć Walerii przez całą podróż, co potwierdza kolejny, sporządzony 20 października 1803 roku, zapis: Otrzymałam dziś wieści od Ciebie, Twoja babunia pisze, że masz się dobrze, że nauczyłaś się podawać swą małą rączkę do całowania. Chciałabym ją całą pokryć moimi pocałunkami. Przytulić do piersi. Moje dziecko, moje kochane dziecko, niech Niebiosa Cię błogosławią, niech wysłuchają tych codziennych błagań Twej matki i niech zdrowie oraz wszelkie cnoty nie upuszczają Cię ani na chwilę. To niezwykle osobiste zwierzenie ujawnia również siłę matczynych uczuć hrabiny, wyrażających się – jak zauważyła Bożena Mazurkowa – w tęsknocie za fizyczną, cielesną bliskością z ukochanym dzieckiem. Z kart dziennika podróży Tarnowskiej dowiadujemy się także o jej bezgranicznej miłości do męża i ojca, co dokumentuje między innymi fragment relacji z 3 kwietnia 1804 roku: Takaż byłam szczęśliwa przez te sześć miesięcy wspólnej podróży z Janem i Papą – obaj są najbliższymi sercu memu, najukochańszymi ludźmi. I wiem, że oni mnie kochają na równi.
Lektura podróżniczych zapisków Walerii pozwala stwierdzić, że była ona wyjątkowo dobrą i wrażliwą kobietą, głęboko przeżywającą każde ludzkie nieszczęście. Szczególnie interesująco prezentuje się w tym kontekście sporządzona przez hrabinę 24 października 1803 roku relacja z jej wizyty w wiedeńskim zakładzie dla głuchoniemych dzieci: Było dwoje polskich dzieci. Ta dwójka maluchów była mi najdroższą i najwięcej mnie rozczuliła. Ucałowałam je serdecznie, a po wyjściu stamtąd byłam dosłownie cała zalana łzami. To współczucie i podziw, moje dziecko. Któż mógłby bowiem bez wzruszenia i bez łez przejść przed takim dowodem ludzkiego geniuszu, w którym nieszczęście ludzkie z jednej strony i dobroć z drugiej nie mają sobie równych? Tarnowska odznaczała się również pełnym wdzięku i życzliwości usposobieniem, dzięki któremu łatwo nawiązywała kontakty towarzyskie. Szybko zyskiwała sobie sympatię nie tylko członków najznamienitszych rodzin arystokratycznych, lecz także osób wywodzących się z niższych warstw społecznych. Wiadomo, że poznała między innymi królową Neapolu i Obojga Sycylii – Marię Karolinę Habsburg, papieża Piusa VII, matkę Napoleona Bonaparte – Marię Laetizię, i wuja przyszłego cesarza – Josepha Fescha, o którym pisała w swoim dzienniku: Kardynał jest jedną z najmilszych i najbardziej wykształconych osób, jakie mogłam poznać. Opowiadał mi o sztuce jak wybitny jej znawca. Rozmowa z nim była dla mnie lekcją na równi pouczającą co ciekawą. Odgrywa on tu znaczącą rolę: ambasador dominującego państwa, spokrewniony z bohaterem Europy i do tego kardynał. Jest być może najbliżej tronu apostolskiego spośród wszystkich innych kardynałów. Znać po nim, że wie, jaka jest jego wartość. Ale uważam, że jest do tego stworzony. Równie ciepło wspominała Marię Laetizię, z którą połączyła ją bliska więź: Madame Bonaparte wygląda bardzo dystyngowanie. Już sama jej postawa wzbudza szacunek, zostawiając całkiem na boku prestiż, jaki daje jej zaszczyt bycia matką Konsula Francji. Nie wydaje się też, żeby z tego w jakikolwiek sposób czerpała. Jej dostojność pełna prostoty wynika raczej z jej charakteru, a nie z okoliczności, w jakich przyszło jej żyć. Lubię myśleć i wierzyć, że ma dobre serce. Z pewnością tak jest. Przyjęła mnie bardzo łaskawie. Prawie to przy pierwszym spotkaniu powierzyła mi portret swego syna – słynne, urocze dzieło Isabeya – i pozwoliła wykonać kopię. Wielce byłam jej wdzięczna za ten cenny zaszczyt.
Waleria ceniła jednak przede wszystkim towarzystwo artystów, co dokumentują zarówno osobiste zapiski hrabiny, jak i jej listy z podróży. Najwięcej znajomości zawarła z twórcami wywodzącymi się z rzymskiego i florenckiego świata sztuki, wśród których byli między innymi: Gregorio Fidanza, Antonio Canova, Vincenzo Camuccini, Anton Raphael Mengs, Therese Concordia Maron, Angelika Kauffmann, Domenico del Frate, Gaspar Landi, Francesco Massimiliano Laboureur, Domenico Cardelli, Raphael Morghen i François-Xavier Fabre. Artystą, który w sposób szczególny zafascynował Walerię był Antonio Canova – jeden z najbardziej utalentowanych i cenionych rzeźbiarzy ówczesnej Europy. Hrabina zawarła z nim znajomość już w dniu swojego przyjazdu do Rzymu, czyli 5 grudnia 1803 roku, kiedy to po raz pierwszy odwiedziła jego pracownię. Z prawdziwym uniesieniem i zachwytem pisała: I ja go widziałam, tego wielkiego Canovę! Widziałam go pośród jego chwały, otoczony arcydziełami, prostego, skromnego, wydającego się zupełnie lekceważyć fakt, że stał się nieśmiertelny już za życia. (…) Byłam tymi arcydziełami zachwycona i oczarowana, a jednak oczy me w trakcie tej wizyty często odwracały się od nich, by powędrować w stronę tych magicznych rąk, które je stworzyły. Nie można na nie patrzeć bez zachwytu. Znajomość Tarnowskiej z włoskim rzeźbiarzem przerodziła się wkrótce w serdeczną przyjaźń, która przetrwała wiele lat. Waleria, zauroczona artystą i jego twórczością, nie szczędziła mu słów najwyższego uznania, on zaś odwzajemniał się jej szczerą życzliwością i zawsze chętnie gościł ją w swoim atelier. Wiadomo między innymi, że zgodził się odstąpić Tarnowskim, za stosunkowo niską cenę, marmurową replikę swojego Perseusza. 5 maja 1804 roku podekscytowana hrabina relacjonowała na kartach dziennika podróży: Dzisiejszego ranka otrzymałam list od Canovy. Nam przeznacza swą replikę „Perseusza” – jego repliki są z reguły dużo lepsze niźli oryginały, a posąg ten będzie naszym prawdziwym skarbem rodzinnym. To dlatego zdecydowaliśmy się na taki wydatek. Zresztą zadecydowała też o tym więcej nasza przyjaźń z Canovą niźli interesowność. Canova odmówił „Perseusza” wielkim władcom i wielu innym chętnym, mimo że chcieli mu płacić więcej od nas. Rzeźbiarz chętnie dzielił się z Tarnowskimi również swoimi przemyśleniami na temat sztuki, pokazywał im nieukończone jeszcze rzeźby i malowane wyłącznie dla własnej przyjemności obrazy. Co więcej, ofiarował Walerii i Janowi Feliksowi swój portret – płaskorzeźbę z białego marmuru. Równie duże wrażenie wywarła na nich Angelika Kauffmann – słynna malarka i portrecistka. To właśnie dzięki jej radom i pośrednictwu małżonkowie zakupili do swojej dzikowskiej kolekcji wiele cennych dzieł sztuki. Hrabina nawiązała również znajomość z inną znaną wówczas artystką, Theresą Concordią Maron, pod której czujnym okiem zgłębiała tajniki malarstwa miniaturowego. Podjęła także naukę rysunku u jej utalentowanego ucznia, Antonia Cherubiniego. Do grona zaprzyjaźnionych z Walerią malarzy należał też Domenico del Frate. Zaproszony przez Tarnowskich do Dzikowa, chętnie skorzystał z ich propozycji. W latach 1804-1806 stworzył na zlecenie małżonków szereg obrazów historycznych i alegorycznych, a także portrety członków rodziny i obraz Najświętszej Marii Panny dla dzikowskiej kaplicy. Udzielał również lekcji malarstwa hrabinie, która po powrocie do kraju pragnęła doskonalić zdobyte we Włoszech umiejętności.
Podczas swojej zagranicznej podróży Waleria poznała wielu wybitnych przedstawicieli świata nauki – nawiązała znajomość między innymi z fizykiem Giovannim Aldinim, językoznawcą Giuseppe Gasparo Mezzofantim, botanikiem i anatomem Felice Fontaną, a także dyrektorem Biblioteki Laurenziany Antoniem Furią. Z wielkim zainteresowaniem zwiedzała miejsca ich pracy, prowadziła z nimi długie rozmowy, zapoznawała się z efektami prowadzonych przez nich badań. Jak można wnioskować z podróżniczych zapisków hrabiny, ceniła ona zwłaszcza towarzystwo interesujących, inteligentnych i wykształconych ludzi, co stanowiło jej ulubioną – i często jedyną – rozrywkę podczas rozmaitych uroczystości.
Pomimo że Tarnowska brała udział w wielu oficjalnych i towarzyskich przyjęciach, to jednak wolała przebywać z dala od „wielkiego świata”. Była zwolenniczką spokojnego i cichego życia, nie przepadała za dużymi miastami, które ją onieśmielały i nużyły. 17 października 1803 roku, czyli pierwszego dnia po przybyciu do Wiednia, zanotowała: Przybyliśmy do tego ogromnego miasta wczoraj przed południem, moja kochana Rozalio. Jakże to wszystko jest dla mnie nowe! Jaki zgiełk, ileż ludzi, jakaż różnorodność wszystkiego. Nie wiem, czemu mnie to nie bawi. Tak wielce przyzwyczajona jestem do mojego życia w zaciszu, żyję wszak tak od dzieciństwa. I wielce to kocham – chyba aż nadto – by móc poczuć się swobodnie w jakimś wielkim mieście, choć ma ono niezaprzeczalnie wiele powabu i uroku.
W świetle Mes voyages Waleria jawi się również jako niezwykle aktywna, zafascynowana otaczającym ją światem podróżniczka. Owładnięta pasją zwiedzania, pragnęła poznać wszystkie znajdujące się na podjętej trasie obiekty: kościoły, pałace, wille, galerie, muzea, pracownie artystów, teatry, biblioteki, parki, ogrody... Uwzględniając konkretny plan zwiedzania, kierowała się jednak nie tylko swoimi potrzebami, zamiłowaniami i aspiracjami, lecz także ówcześnie panującymi tendencjami kulturowymi. Starała się zwiedzić wszystkie mijane podczas drogi zabytki starożytne, a potwierdza to, sporządzona przez nią 13 kwietnia 1804 roku, notatka dla Rozalii: Nie opowiedziałam Ci o każdym z osobna, jeśli chodzi o całe krocie antycznych zabytków Rzymu. Mijamy je tutaj każdego dnia. Owszem, trzeba je wszystkie zobaczyć, bo wszyscy je oglądają, a potem się o nich długo pamięta (...). Co godne uwagi, Tarnowska okazała się niestrudzoną wojażerką, wytrwale znoszącą wszelkie trudności i niebezpieczeństwa podróży. Potrafiła wędrować zarówno w strugach ulewnego deszczu, jak i piekących promieniach słonecznych. Nie rezygnowała z długich i męczących wypraw – udało jej się bowiem pokonać górskie szczyty, wspiąć na Wezuwiusz, zwiedzić jaskinie i groty, przemierzyć dzikie i podmokłe tereny.
Z kart dziennika podróży poznajemy Walerię jednak przede wszystkim jako wielką miłośniczkę sztuki. W sposób szczególny fascynowało ją malarstwo, a jej uwagę przykuwały zwłaszcza obrazy, których – jak zauważyła Kazimiera Grottowa – temat literacki lub wyraz duchowy wywoływał idee wzniosłe, umoralniające. Hrabina znajdowała największą przyjemność w oglądaniu obrazów wyrażających uczucia spokojne: pobożności, dobroci, niewinności. Estetyczne upodobania Tarnowskiej odzwierciedla między innymi fragment jej relacji poświęconej wizycie w rzymskim Palazzo Rospigliosi: „Pięć zmysłów” Carla Cignaniego jest nadzwyczaj interesującym płótnem (…). To kobieta karmiąca małe dziecię, a wokół niej bawi się czworo innych dzieci. Jedno dzwoni dzwoneczkiem przy jej uchu, drugie podaje jej kwiaty do powąchania, trzecie trzyma lustro,w którym obserwuje siebie ze zdziwieniem, czwarte przytula się czule do jej ręki, ona tymczasem całą piątkę ogarnia najczulszym matczynym wzrokiem, patrzy na nie z takim zachwytem, że zachwyciłam się i ja! Nie miałam zupełnie ochoty odchodzić od tego obrazu. Pomimo że Waleria kierowała się psychologicznym podejściem do sztuki, to jednak jej smak artystyczny był zgodny z duchem zasad estetyki neoklasycyzmu. Interesował ją i zachwycał prawie wyłącznie ideał piękna stworzony przez artystów starożytnych i mistrzów renesansu, który w czasach hrabiny uważany był za jedyny miernik wartości dzieła sztuki, niezależnie od epoki i środowiska, w którym ono powstało. Tarnowska nie uważała się jednak za znawczynię sztuki, a jedynie jej miłośniczkę. Zwracając się w dzienniku podróży do córeczki Rozalii, wyznała: Lecz córko ukochana, oceny te są jeno naszymi prywatnymi, są zwykłymi opiniami i to opiniami, które nic nie znaczą. Widzisz, Rozalio, my z twoim ojcem pasjami uwielbiamy sztukę, jesteśmy jednak jeno jej miłośnikami, nie znawcami. Należy przy tym zaznaczyć, że pozostawione przez Walerię uwagi na temat dzieł sztuki często odbiegają od utartych pojęć współczesnych jej podrózników. Jako spostrzegawcza, błyskotliwa i inteligentna obserwatorka potrafiła wyrażać swoje opinie w sposób śmiały, niekonwencjonalny, pozbawiony afektacji i pozy.
Tarnowską zajmowała nie tylko twórczość człowieka, lecz także dzieła natury, czego dowodzą utrwalone przez nią w podróżniczych zapiskach liczne opisy przyrody Italii. Ujawniają one zarówno głęboką wrażliwość, jak i talent pisarski Walerii, która potrafiła stworzyć niezwykle sugestywne i plastyczne obrazy literackie. Jednym z takich przedstawień jest opis kaskady w Terni, którą podziwiała 2 grudnia 1803 roku: Tego nie da się sobie wyobrazić, moja Rozalio, nie da się zupełnie, to trzeba dopiero zobaczyć. Ta ogromna masa wody, spadająca z impetem ze szczytu góry w przepaść bez dna, gdzie burzy się długo, nim znów się pojawi. Wirujące kłęby pary wydostają się z tej otchłani i spadają na nas nieustannym deszczem, przepiękne tęcze tworzą słoneczne refleksy, ujście rzeki zwracanej przez otchłań, te przeróżne jej niekończące się spadki, jedne piękniejsze od drugich, aż do samego połączenia z Nerą. Wspaniałe skały pokryte aksamitnym mchem, niezliczona liczba roślin, które je otaczają, czerwone owoce chruściny rosnące tu w wielkiej ilości, tworzące zadziwiający kontrast w zderzeniu z otaczającymi je soplami – wszystko to jest wielkie, majestatyczne, piękne, niedające się wprost wyrazić.
W kręgu zainteresowań Tarnowskiej znalazły się również warunki życia, obyczaje, usposobienie i mentalność mieszkańców odwiedzanych przez nią terenów. Jako bystra i uważna obserwatorka poczyniła na ten temat wiele interesujących uwag, o czym świadczą chociażby jej refleksje z pobytu w dawnej Republice Genui: Przyzwolenie tu mają cicisbeo – mężczyźni, przyjaciele domu, będący jednocześnie adoratorami zamężnej kobiety, a niekiedy jej kochankami. Małżeństwa, zawierane najczęściej pod przymusem, wbrew uczuciom, aranżowane bez uprzedniego zapoznania przyszłych małżonków, wespół z zaniechaną edukacją sprawiają, że można aż za dobrze zrozumieć te nieszczęśliwe włoskie kobiety. Natura jednak nie daje się zmylić. Widziałam wiele z nich będących czułymi matkami. Rzadko jednak zaznają owej słodyczy, gdy mnożą się wzajemnie tak drogie uczucia: szczęście, jakie daje ukochane dziecko, krew z krwi ukochanego małżonka oraz nieskończona miłość do tego, z którym to dziecko nas łączy coraz mocniej – nie znają tego najczystszego źródła prawdziwego szczęścia... Ach, jakże im współczuję. Co ważne, fragment ten ujawnia postrzeganie przez Walerię otaczającego ją świata z wyraźnie kobiecego punktu widzenia i z perspektywy własnych, bardzo osobistych, intymnych wręcz, doświadczeń. Uwagę zwraca również zainteresowanie, jakim hrabina obdarzała poznane podczas swojego pobytu we Włoszech kobiety. Ciekawie prezentują się zwłaszcza jej przemyślenia dotyczące losu młodych dam – między innymi szesnastoletniej poetki Henrietty Dionigi, o której pisała: Zacna poetka, zdolna improwizatorka, skromna i prosta, dokładnie taka, jaką należy być w tym wieku. (…) Henrietta jest przepiękna: biała, zgrabna, delikatna, a jej oczy świecą blaskiem geniuszu. Cała jej urocza fizjonomia promienieje inteligencją i uczuciowością. Bardzo się do mnie przywiązała. Wczorajszy wieczór spędziłam właśnie u jej matki, a ona wykonywała poetycką improwizację o moim stąd [tj. z Rzymu] wyjeździe w sposób pełen przeuroczej wrażliwości. Wielce interesujące dziecko! Z taką inteligencją i z taką piękną duszą, przeznaczona do życia w Italii, gdzie nie istnieje ani jeden mężczyzna jej godzien, który by umiał docenić taką jak ona – jakże żywić nadzieję, że będzie kiedykolwiek szczęśliwa?
Tarnowska odznaczała się także niezwykle łagodnym usposobieniem, była kobietą skromną i pełną pokory, a nade wszystko głęboko religijną – daleką jednak od dewocji, co potwierdzają nie tylko jej osobiste zapiski, lecz także relacje zaprzyjaźnionych z nią osób. Przykład można znaleźć chociażby w opisie wizyty hrabiny w Loreto: Przebyliśmy pieszo szlak prowadzący pod wysoka górę, na szczycie której znajduje się owo miasteczko. To najprawdziwsza pielgrzymka. Zaiste bardzo męcząca. Ale jakże zapomina się o tych wszystkich trudach i zmęczeniu, jakiej doświadcza się nabożnej radości, kłaniając się Bogu w tym świętym miejscu, pełnym dostojnej prostoty! Wszystko to przemawia do mojego serca, przejmuje je szacunkiem i czułością, wywołuje wzruszające wspomnienia, i sprawia bardziej niż jakiekolwiek inne ludzkie opowieści, że można uwierzyć w cuda. Modliłam się tam gorąco...
Utrwalone przez Walerię w Mes voyages wrażenia świadczą także o jej poczuciu tożsamości narodowej i więzi z rodzimą przeszłością. Pomimo że odebrała ona francuską edukację, to jednak czuła się Polką i głęboko przeżywała tragedię rozbiorów. Patriotyczne uczucia hrabiny, jej umiłowanie ojczyzny i pamięć o narodowym dramacie wyraźnie odzwierciedla sporządzony przez nią w Krakowie wpis: [Miasto to] jest bez wątpienia interesujące dla nas, Polaków. Toż przecie pozostałości naszego dawnego splendoru i chwały. (…) Zwiedzałam Akademię, tyluż tam uczonych i dystyngowanych profesorów, że nawet młody rosyjski monarcha stara się ich przyciągnąć do swego kraju, aby przyczynili się do jego chwalebnego projektu i wspomogli rozkwit tamtejszej literatury i sztuki. Akademia ta to jedna z główniejszych ozdób Krakowa. Czeka ją jednak w tych czasach upadek lub w najlepszym razie utrata prestiżu. Byłam też w Katedrze będącej miejscem spoczynku większości naszych królów. Widziałam ich wiekowy zamek, dziś koszary wojsk nieprzyjaciela. Serce me na ten widok ścisnął żal... i ściska nieprzerwanie na każde jego wspomnienie... Och, moja córko, jakże nie rozpaczać, przecież urodziłam się Polką! Rodzime akcenty w podróżniczych zapiskach Walerii pojawiają się jednak nie tylko w relacjach poświęconych wszelkim polonikom, ważnym dla polskich dziejów postaciom i wydarzeniom. Tarnowska opisuje również swoje spotkania z przebywającymi zagranicą rodakami, wśród których byli między innymi: książę Stanisław Poniatowski (bratanek króla), książę Aleksander Sapieha, hrabia Ludwik Morsztyn, dawni mieszkańcy Dzikowa, księża i legioniści Jana Henryka Dąbrowskiego. Co ciekawe, stworzone przez nią opisy europejskiej rzeczywistości zawierają także odwołania do ojczystych realiów. I tak, rosnące w szklarniach Schönbrunnu tulipanowce przypominały hrabinie swojskie lipy, oglądana przez nią we florenckim Palazzo Corsini Poezja Carla Dolciego przywiodła jej na myśl poezję Ludwika Kropińskiego, zaś położenie Lukki wywołało w niej wspomnienie Kamieńca Podolskiego.
W lipcu 1804 roku Tarnowscy zakończyli swoją europejską podróż i powrócili do Dzikowa, gdzie zajęli się tworzeniem imponujących zbiorów, na które składały się: kolekcja dzieł sztuki (malarstwo włoskie, niderlandzkie i polskie, grafiki szkół europejskich, rysunki, odlewy i rzeźby) i biblioteka z cymeliami staropolskimi, pamiątki oraz archiwum, przechowujące nie tylko cenne archiwum rodowe. Zaczątek dzikowskich zbiorów stanowiły zakupione we Włoszech obrazy, rzeźby, rysunki, ryciny i różnorodne przedmioty artystyczne. Z czasem wzbogacono je między innymi o kolekcję miniatur Wincentego de Lesseura i dawną królewską galerię Stanisława Augusta Poniatowskiego. Co godne uwagi, to właśnie Waleria była główną założycielką zbiorów, dbała o ich odpowiednie przechowywanie i eksponowanie, nadzorowała sporządzanie inwentarzy i rejestrów, podejmowała się tłumaczenia prac poświęconych sztuce, studiowała dzieła naukowe z zakresu malarstwa i rzeźby, a malowane przez nią miniatury regularnie powiększały liczbę zgromadzonych eksponatów. Przedstawiały one najczęściej członków rodziny, przyjaciół, znajomych, a także wybitne postacie z historii i kultury polskiej. Jak pisał Stanisław Wasylewski, malarstwo miniaturowe Tarnowskiej świadczyło o zadziwiającej, nie byle jakiej sprawności. W tych miłych domowych malunkach (…) opanowała sekrety techniki miniaturowej i posiadła wszystko, czego wymagał od malarza wiek XVIII, a więc polor, miękkość tonu, przyjemną, pieściwą karnację i słodkawy wdzięk. Nie bez powodu zatem Domenico del Frate sportretował panią na Dzikowie jako miniaturzystkę. Przedstawiona na płótnie hrabina trzyma w prawej dłoni świeżo ukończony portrecik swojej matki, Aleksandry, zaś na stoliku obok leżą przybory malarskie (pędzelek, paletka) i szklanka z wodą. Waleria nie uważała się jednak za utalentowaną artystkę – krytycznie odnosiła się do swoich prac, rezygnując tym samym z udziału w wielu wystawach.
Po 1806 roku zaczęła pobierać lekcje u miniaturzysty Filippo Giacomo Remondiniego, z którego usług jednak szybko zrezygnowała. W latach 1809-1811 przebywała wraz z mężem w Warszawie, gdzie w pałacu na Krakowskim Przedmieściu prowadzili salon intelektualny. Na organizowanych przez nich spotkaniach bywali artyści, literaci i uczeni, wśród których można było spotkać Juliana Ursyna Niemcewicza, Kajetana Koźmiana, Ludwika Osińskiego, Marcella Bacciarelliego, Wincentego de Lesseura i Zygmunta Vogla. W Dzikowie i Horochowie małżonkowie gościli natomiast Ludwika Kropińskiego i Alojzego Felińskiego, który wysoko cenił literacki i artystyczny smak Walerii. To właśnie dzięki jej uwagom i radom dokonał wielu zmian w przeróbce Wirginii Vittoria Alfieriego. Wiadomo również, że prosił hrabinę o recenzję swojego najsłynniejszego dzieła jakim była Barbara Radziwiłłówna.
W 1816 roku Tarnowska udała się do Petersburga, zaś rok później odwiedziła między innymi Toruń, Gdańsk i Wilno. W 1822 roku zawitała po raz drugi do Wiednia, gdzie zainteresowała się poglądami Stowarzyszenia Pietystów, co – jak pisze Halina Kamińska-Krassowska – pogłębiło w niej jeszcze bardziej silne uczucie wiary, pobożności i wielką miłość bliźniego. W latach 1824-1826 odbyła kolejną dłuższą podróż – tym razem do Francji, Belgii i Holandii w celu ugruntowania edukacji swojego najstarszego syna, Jana Bogdana. Podczas pobytu w Paryżu oddawała się swoim pasjom: zwiedzaniu muzeów, galerii, pałaców, kościołów, ogrodów, a także pogłębianiu wiedzy z zakresu sztuki i literatury. Uczęszczała na wykłady znanego historyka Alexisa-François Rio, które skrupulatnie notowała z myślą o dziesięcioletniej córeczce Annie, pobierała również lekcje konserwacji ksiąg i malowania złotem na pergaminie u słynnej miniaturzystki paryskiej, Elie Dignat. Zdobyte wówczas umiejętności wykorzystywała później zarówno w pracy nad dzikowskimi rękopisami, jak i w trakcie zdobienia kaplicy zamkowej, a nawet pomieszczeń mieszkalnych. Niestety, z powodu skromnych środków finansowych nie mogła pozwolić sobie na zakup cennych dzieł sztuki, musiała również zrezygnować z nabycia ich kopii.
Od 1826 roku Tarnowscy przebywali w Warszawie i brali aktywny udział w życiu kulturalnym miasta. Po upadku powstania listopadowego zdecydowali się jednak opuścić stolicę i osiedlić na stałe w Dzikowie, gdzie rozpoczęli – trwającą do 1835 roku – przebudowę zamku w stylu neogotyckim. Autorem projektu był – zatrudniony później między innymi przez Potockich w Wilanowie i Krzeszowicach – włoski architekt Francesco Maria Lanci. Pomimo że podjęte prace uczyniły z dzikowskiego zamku jedną ze wspanialszych polskich rezydencji, to jednak pochłonęły znaczną część majątku. Przejęta wydatkami Waleria żaliła się na kartach dziennika: Piękny będzie ten dom po skończeniu, lecz mnie to zbytnio nie cieszy, bo wszystko robi się tam na stopie za wysokiej dla nas. Część zamkowych wnętrz pozostała jednak w swoim pierwotnym kształcie, a ich wystrój stanowił odzwierciedlenie patriotycznych i narodowych zamiłowań właścicieli. Zgromadzono w nich bowiem kominki wykonane przez kamieniarzy Stanisława Augusta Poniatowskiego, należące do samego króla różnorodne przedmioty artystyczne (zwierciadła, zegary, wazy belwederskie), a także wiele rysunków i rycin znakomitych polskich artystów: Szymona Czechowicza, Aleksandra Orłowskiego, Michała Płońskiego, Józefa Peszki czy Zygmunta Vogla. Zaakcentowano również historię rodu Tarnowskich, co stało się jednocześnie manifestacją historii ojczyzny. W pomieszczeniach znajdowały się między innymi pamiątki po hetmanie Janie Tarnowskim (buława, miecz, łuk, kołczan, sajdak, gwóźdź do trumny), biurko księcia Józefa Poniatowskiego, broń Waleriana Tarnowskiego z czasów powstania listopadowego i ryciny przedstawiające dzieje Polski. Oprócz eksponatów o typowo patriotycznym charakterze, należy wymienić rozmaite meble, ekrany, kapitel z teatru pompejańskiego, wazy i czarki etruskie, posążki bożków starożytnych, antyczne pieczęcie do chleba, pseudogotyckie dzwonki, kropielniczki, brązowy model katedry wiedeńskiej, obrazy, rysunki i ryciny różnych szkół i epok. Wbrew przypuszczeniom, taka wielość i różnorodność przedmiotów nadawała zamkowym pomieszczeniom wyjątkowy i niepowtarzalny charakter, daleki od pretensjonalności i złego gustu. Dekoracją wnętrz zajmowała się bowiem sama Waleria – wrażliwa na piękno i harmonię estetka, a także ceniąca umiar i prostotę miłośniczka klasycyzmu. Warto pamiętać, że w kręgu zainteresowań hrabiny znajdował się również dzikowski park, dla którego projektowała drobne obiekty architektury ogrodowej, świadczące o jej subtelnym i nieprzeciętnym zmyśle estetycznym.
Poza licznymi obowiązkami i zajęciami związanymi z prowadzeniem domu, zarządzaniem majątkiem, wychowywaniem dzieci, dbaniem o zbiory, realizowaniem artystycznych pasji i prowadzeniem działalności dobroczynnej, Tarnowska zajmowała się również pisaniem dzienników. W latach młodzieńczych prowadziła Journal de mes pensées (Dziennik moich myśli), później zaś powstały Mes voyages (Moje podróże) i Mon journal (Mój dziennik), które – szczęśliwie zachowane do naszych czasów – zasługują na publikację i wnikliwą analizę. Diariuszowe zapiski hrabiny stanowią jednak nie tylko niezwykle interesujący pod względem historycznym, kulturowym i społecznym dokument epoki, lecz także wyjątkowo cenny materiał źródłowy do badań nad życiem i twórczością nieprzeciętnej kobiety. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na charakteryzującą dzienniki technikę narracji, świadczącą zarówno o ambicjach i zdolnościach pisarskich Walerii, jak i jej doskonałym zorientowaniu w literaturze i kulturze europejskiej. Co jednak niezwykle istotne, obecne w nich prywatne, osobiste i intymne wątki stanowią świadectwo rodzącego się na przełomie XVIII i XIX wieku nowego typu literatury dokumentu osobistego, jakim będzie dziennik intymny – journal intime.
Ostatnie lata życia upłynęły Walerii pośród dzieci, wnuków i przyjaciół. Jak wspominał Lucjan Siemieński, wszystkich do siebie koleją tuliła, za wszystkich się modliła, wszystkich słodką wymową i przykładem do Boga przyciągała, jakby wszystko co koło niej żyło, było jej pobożności i miłości polecone. Dla jednych miała łzę, dla drugich uśmiech ujmujący, czułe uściśnienie lub jałmużnę, a dla wszystkich rzewne serce matki. Istotnie, tak sobie każdego pozyskać, przyswoić potrafiła, że nowe pokolenia pokrewieństwem omamione, babką ją nazywały. Między temi różnorodnemi rodzinami, ona była węzłem spajającym rozmaite członki w jedno ciało, którego była duszą, sercem, głową, kierującą ręką, matką, Opatrznością.
Waleria ze Stroynowskich Tarnowska zmarła 23 listopada 1849 roku w Dzikowie, gdzie została pochowana w grobach rodzinnych, pod kościołem klasztoru oo. Dominikanów. Postać hrabiny upamiętnia również – ufundowane przez jej córkę Annę – niewielkie, neogotyckie epitafium umieszczone na zewnętrznym murze północnej elewacji kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Krakowie.
Bibliografia
- K. Grottowa, Zbiory sztuki Jana Feliksa i Walerii Tarnowskich w Dzikowie (1803-1849), Wrocław 1957.
- A. Janas, Kolekcja dzikowska hr. Tarnowskich, Tarnobrzeg 2006.
- H. Kamińska-Krassowska, Miniatury Wincentego Lesseura i Walerii Tarnowskiej z dawnej kolekcji Tarnowskich z Dzikowa w zbiorach Muzeum Polskiego w Rapperswilu. Katalog wystawy, oprac. H. Kamińska-Krassowska, Warszawa 1994.
- K. Koźmian, Rys życia Jana Feliksa Tarnowskiego, Lwów 1842.
- B. Mazurkowa, Dystans wobec wielkiego świata w relacji Walerii Tarnowskiej z podróży do Włoch, [w:] Memuarystyka w dawnej Polsce, red. P. Borek, D. Chemperek, A. Nowicka-Struska, Kraków 2016, s. 253-272.
- B. Mazurkowa, Listowne rozmowy z córką w dzienniku podróży Walerii Tarnowskiej, [w:] Epistolografia w dawnej Rzeczypospolitej, t. 5, red. P. Borek, M. Olma, Kraków 2015, s. 303-330.
- B. Mazurkowa, Nowy Grand Tour w świetle Mes voyages Walerii Tarnowskiej, [w:] Polski Grand Tour w XVIII wieku i początkach XIX wieku, red. A. Roćko, Warszawa 2014, s. 153-182.
- B. Mazurkowa, Strefa intymnych uczuć i myśli w zapiskach Walerii Tarnowskiej na podróżnym szlaku, [w:] Światy oświeconych i romantycznych. Doświadczenia, uczucia, wyobraźnia, red. B. Mazurkowa, Katowice 2015, s. 261-282.
- Z. i R. Piechowie, Dziewiętnastowieczne inskrypcje nagrobne z kościoła pw. Wniebowzięcia N.P. Maryi (Mariackiego) w Krakowie, „Nasza Przeszłość. Studia z dziejów kościoła i kultury katolickiej w Polsce”, 62, Kraków 1984, s. 163-186.
- [L. Siemieński], Waleria hr. Tarnowska, [w:] Idem, Wspomnienie pośmiertne dwóch matron polskich: Anny hrabiny Małachowskiej i Walerii hrabiny Tarnowskiej, Kraków 1852, s. 11-19.
- M. Śledzianowska, Zainteresowania kolekcjonerskie Teofili Konstancji z Radziwiłłów Morawskiej, Walerii ze Stroynowskich Tarnowskiej i Izabeli z Flemmingów Czartoryskiej, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki” 2012, t. 57, nr 3/4, s. 181-192.
- W. Tarnowska, Moje podróże, tłum. M. Chwałek-Oczkowska, Tarnobrzeg 2019.
- S. Wasylewski, Podróże i malatury pani Tarnowskiej, [w:] Idem, Portrety pań wytwornych, Warszawa 2011, s. 113-125.
Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.