Zwycięstwa pod Lwowem i Trembowlą nie zakończyły zmagań z półksiężycem. Zmuszona do wysiłku Rzeczypospolita mobilizowała po raz kolejny swe siły do walki z agresorem. Armia sułtańska była zbyt słaba, by pokonać Rzeczypospolitą i jednocześnie za mocna, by dać się przepędzić z Ukrainy. Ta względna równowaga była wynikiem kilkuletnich zmagań, znaczonych zwycięstwami i porażkami obydwu stron. Zmęczenie przeciągającym się konfliktem skłaniało do rozmów pokojowych. Zanim jednak do nich doszło, każda ze stron chciała zdobyć zbrojnie jak najwięcej atutów.
W lutym 1676 roku rozpoczął obrady sejm koronacyjny. Znamienny to fakt, że król panujący prawie dwa lata, dopiero teraz miał czas zwołać to zgromadzenie. Posłowie uchwalili podniesienie stanu armii do 80 tysięcy żołnierzy. Postanowienia te pozostały jednak na papierze, do czego walnie przyczyniło się pruskie i austriackie złoto. Nie zabrakło także głosów, że monarcha dysponujący tak dużą siłą wprowadzi absolutum dominium. Zresztą król dowiódł swych militarnych talentów i panowało przekonanie, że nawet dysponując niewielkimi siłami powstrzyma najeźdźców.
Jan III był rozgoryczony egoizmem i zaślepieniem dużej części szlachty. Mimo to musiał działać. Rozkazał koncentrację wojska pod Szczercem niedaleko Lwowa. Planował przeciwstawić się maszerującej z południa armii tureckiej, jednak stan przygotowań wojennych zatrważał. 26 lutego grozę sytuacji przedstawił podczas rady senatu: „ i podatki zwleczone i (...) zmalone, i wyprawy dymowe albo cofnięte albo spóźnione, że się ledwo ku św. Marcinowi spodziewać, więc żołnierz, przez trzyletnie obozy znużony a niepłatny, albo do obozu, lubo za surowymi pod gardłem ordynansami nie przychodzi, to pod znakami niezupełnymi, lekko, bez zapasu i pieniężnego, i prowiantowego, nie jest zaś większy niż tak rok w sile”. Nie byłby jednak sobą, gdyby pomimo trudności, nie rozpoczął działań. By zasłonić przygotowania wojenne pchnął pod Tarnopol na Czarny Szlak Michała Rzewuskiego z 2 tysiącami jazdy. Michał Zbrożek z 3 tysiącami został wysłany na Złoty Szlak pod Stanisławów. Otrzymał on trudne zadanie zniszczenia mostu na Dniestrze. Wzmocniwszy swe siły do 5,5 tysiąca żołnierzy przekroczył Dniestr i 19 lipca przepędził straże pilnujące mostu. Dzielny zagończyk zniszczył przeprawę i dwukrotnie pobił ścigających go Turków i Tatarów.
Zniszczenie przeprawy nie zatrzymało, a jedynie opóźniło marsz tureckiej armii. Wiódł ją pasza damasceński Ibrahim o przydomku Szejtan czyli Szatan. Był to wódz tyle surowy, co doświadczony w bojach. Odznaczył się zwłaszcza w walkach z Wenecjanami podczas wojny 1645-1669. Pod jego rozkazami znajdowało się 16 tysięcy Turków i 30 tysięcy Tatarów. Dysponował pokaźną siłą ogniową 77 dział.
23 lipca Szejtan przeprawił się przez Dniestr. Doświadczenia ubiegłorocznej kampanii sprawiły, że nie szukał zbrojnego rozstrzygnięcia, a jedynie dążył do opanowania Pokucia i terenów wokół Kamieńca. Swój plan realizował o tyle sprawnie, że nie napotykał nigdzie na twardy opór. Kolejno padły Czortków, Jagielnica, Jazłowiec, Złoty Potok, Buczacz i Tyśmienica. Król był zdenerwowany łatwością, z jaką przeciwnik opanowywał kolejne fortece. W liście do żony pisał: „ten Szejtan Ibrahim pasza ma właśnie szatana przy sobie, że znikąd przed nim nie uciekają, a gdzie przyjdzie, zaraz mu się poddają”. Wreszcie twardy odpór najeźdźcom dał Stanisławów broniony przez pułkownika Dennemarka. Spod niezdobytego miasta Turcy ruszyli na Jezupol, a orda rozlała swe niszczycielskie zagony po całym Pokuciu.
Jan III postanowił działać. Dysponował zaledwie 18 tysiącami żołnierzy i 40 lekkimi armatami. Zamierzał dopaść Turków zanim powróci orda, którą łatwiej też było pokonać dopóki działała w odosobnieniu. 19 września wyszedł z Lwowa i skierował się na oblężone Żórawno. Nieprzyjaciel nie ryzykował spotkania z głównymi siłami polskimi i pospiesznie się wycofał.
Po drodze monarcha dowiedział się o tureckich atakach na Wojniłłów i zostawiwszy piechotę i tabory pod Żórawnem skierował się do zameczku, gdzie „sami zaparli się chłopi”. Przodem ruszył Hieronim Lubomirski, mający półtora tysiąca jazdy. Rankiem 24 września zaskoczył oblegających, którzy rzucili się do ucieczki. Ruszyli za nimi rozochoceni Polacy, ale nieoczekiwanie wpadli na główne siły tatarskie (około dziesięciotysięczne). Sytuacja zmieniła się gwałtownie. Teraz uciekali Polacy, a na ich karkach siedzieli Tatarzy. Odwrót Lubomirskiego utrudniał pagórkowaty teren, poprzecinany meandrami rzeki Siwki. Polak nie stracił zimnej krwi i skierował się w stronę Dołhy, gdzie przebywał król z resztą jazdy. Po drodze otrzymał wsparcie i zahamował impet nacierających.
Po raz kolejny sytuacja diametralnie się zmieniła. Za uciekającymi Polakami pędzili Tatarzy, we wsi zaś czekał już król. Między opłotkami ustawiono niewielkie działka a nieopodal we wzorowym szyku stała jazda. Zaskoczony tym widokiem nieprzyjaciel zatrzymał się. Czekał aż nadciągną kolejne oddziały Tatarów i wspomagających ich Turków. Wreszcie ordyńcy przypuścili atak, mający na celu oskrzydlenie wojsk polskich. Król odparł go i sam rzucił do szarży kawalerzystów. Nie wytrzymał tego nieprzyjaciel i poddał tyły. Żołnierze królewscy deptali im po piętach, zadając spore straty, zwłaszcza na przeprawach. Bitwa była wygrana. Zdobyto kilka chorągwi i sporo jeńców.
Starcie pod Wojniłłowem miało charakter bitwy spotkaniowej. Przeważały w niej krótkie i gwałtowne starcia kawalerii. Nie posiadając dokładnego rozeznania co do położenia i sił przeciwnika, obie strony popełniły sporo błędów, a sytuacja na polu bitwy zmieniała się niczym w kalejdoskopie. Ostatecznie zwyciężył Sobieski, który pod Dołhą przygotował się do odparcia ataków wroga, a później po mistrzowsku rozegrał bitwę. Starcie pod Wojniłłowem było preludium do o wiele cięższych zmagań pod Żórawnem.