Zanim nadeszła epoka pasteryzacji, przechowywanie żywności stanowiło nie lada wysiłek. Mięso i ryby można było konserwować przy pomocy soli. Wina jednak posolić się nie dało. Jeszcze na początku XVII wieku największym problemem winiarzy były klęski urodzaju. We francuskich regionach winiarskich, kiedy winorośl obrodziła i zanosiło się na dobry rok, wylewano wino z poprzedniego roku, aby zrobiło miejsce nowemu. Prócz tego, wino produkowane we Francji było raczej delikatne i ciężko znosiło transport. Gdy jednak już dotarło bezpiecznie z ziemi bordoskiej do Rzeczypospolitej, to i tu czekały nań różne niebezpieczeństwa. Wino mogło skwaśnieć, mienić się, zmętnieć a nawet zamarznąć. Oto jak radzono sobie z tymi problemami gospodarskim sposobem. Najprościej było konserwować wino spirytusem, czyli aqua vitą. W ostateczności można było uratować zepsute wino dolewając „flaszę wódki”. Innym rozwiązaniem było wpuszczenie do naczynia z winem chrzanu zawieszonego na nici. Korzeń ten miał wyciągnąć z trunku „surowość i zatęchline”. Sposobem na mętne wino było wrzucenie do niego pestki brzoskwiniowej lub białek z jaj.
Problemy z winem najczęściej pojawiały się, w rezultacie nieprawidłowego przechowywania. Rolę „piwnicy” mógł spełniać kawałek słoniny zawieszonym nad winem. Słonina ta miała wyciągać wszystko, co złe z trunku i dzięki temu wino mogło dobrze się konserwować. Należało również odpowiednio zabezpieczyć beczki. Jeśli przeciekały, używano specjalnej mieszaniny wosku, żywicy, siarki i kredy. Ważna była również impregnacja beczki od pleśni. W tym celu należało zatkać ją chlebem upieczonym z prosa. Gdy zaś przyszła sroga zima i wino zwyczajnie zamarzło, jedynym ratunkiem było wstawienie trunku do zimnej wody i cierpliwe czekanie, aż odtaje i znów „smaku i mocy pierwszej nabędzie”.