W czerwcu 1752 r. (dokładna data nie jest całkowicie pewna, choć często wymienia się 15 dzień tego miesiąca) znakomity uczony i polityk amerykański Benjamin Franklin (1706-90) dokonał w Filadelfii, podczas burzy, słynnego doświadczenia z latawcem, którym ostatecznie udowodnił elektryczną naturę wyładowań atmosferycznych.
Już wcześniej, w 1749 r., sformułował hipotezę o identyczności elektryczności z wyładowaniami atmosferycznymi (wymienił 12 wspólnych im cech) i rzucił pierwszą ideę piorunochronu: Jeśli sprawy rzeczywiście tak się mają, dlaczego by znajomość owej własności ostrzy nie miała zostać użyta dla dobra ludzkości, dla zabezpieczenia domów, kościołów, statków itp. od uderzeń pioruna? Należałoby w tym celu zarządzić instalowanie na najwyższych partiach owych budowli pionowych prętów żelaznych, zakończonych spiczasto niby igły i pozłacanych dla ochrony od rdzy. Od spodu owych prętów drut biegłby na dół na zewnątrz budynków i zagłębiałby się w ziemię, na statku zaś wokół jednej z want, a następnie przewieszony przez burtę zanurzałby się w wodzie. Niewykluczone, że owe zaostrzone pręty bezgłośnie wyciągałyby ognistość elektryczną z chmury, zanim jeszcze nadciągnęłaby ona dostatecznie blisko, aby padł z niej grom, i w ten sposób chroniłyby nas od najgwałtowniejszych i najstraszliwszych szkód...
O wynikach swych doświadczeń i przemyśleń informował w listach uczonych z Royal Society w Londynie. Praktyczną zdobyczą stały się pierwsze piorunochrony, które zainstalowano w Filadelfii w czerwcu lub lipcu 1752 r. We wrześniu Franklin wyposażył w piorunochron własny dom, a do 1782 r. liczba piorunochronów w Filadelfii przekroczyła czterysta. W Londynie pierwszy piorunochron zainstalował na swym domu uczony William Watson (1715-87) w 1762 r.
Nowy wynalazek, jak to zazwyczaj bywa, nie wszędzie spotkał się z uznaniem. Np. w Bolonii nie pozwolono zainstalować piorunochronu Giuseppe Verratiemu, pomimo poparcia jego inicjatywy przez papieża Benedykta XIV. Nawet zasłużony na polu badań nad elektrycznością francuski uczony, ksiądz Jean A. Nollet (1700-70), uprzedzony do Franklina, był zdecydowanym przeciwnikiem piorunochronów, które, jego zdaniem – raczej mogą ściągać na nas pioruny niż chronić nas przed nimi. Ojciec Nollet wolał polegać na starym, wypróbowanym sposobie przeciwdziałania gromom za pomocą bicia w dzwony kościelne.
Zdarzało się również, że usuwano zainstalowane już piorunochrony. Postąpiła tak np. Kompania Wschodnio-Indyjska po eksplozji prochowni w forcie Malaga na Sumatrze, w którą w 1782 r. uderzył piorun, pomimo że była wyposażona w wynalazek Franklina.
Nie pozostała w tyle i Polska. Uczony pijar Józef Osiński (1738-1802) napisał w 1777 r. O sposobach zabezpieczających życie i mienie od piorunów, czyli o stawianiu konduktorów (tak wówczas nazywano piorunochrony). Od 1783 r. zaczęto je instalować w Polsce. Przyjęło się uważać, że pierwszym wyposażonym w piorunochron budynkiem był ratusz w Rawiczu – wiadomość o tym przynosi styczniowy numer „Pamiętnika Historyczno-Politycznego” z 1784 r. Wiadomo też, że w maju 1783 r. uczony ksiądz Jowin Fryderyk Bystrzycki (1737-1821) wyposażył w sześć konduktorów pałac Michała Jerzego Mniszcha w Dęblinie.
6 lipca 1784 r. z inicjatywy Stanisława Augusta zamontowano piorunochron, pierwszy w Warszawie, na wieży zegarowej Zamku Królewskiego. Podczas prac związanych z odbudową Zamku natrafiono w sąsiedztwie fundamentów tej wieży na głęboki dół wypełniony odłamkami ceramiki, stanowiący zapewne niegdyś miejsce uziemienia tego piorunochronu. Karol Ludwik Kortum (1749-1808) w opublikowanej w „Rocznikach Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk” (1803) Rozprawie o niektórych szczegółach wymagających pilniejszej baczności przy zakładaniu konduktorów na budowlach mieszkalnych wyraża wdzięczność królowi za to, iż całą rozległość zamku tutejszego opatrzył konduktorami, których urządzenie za wyborny wzór uważać można. Popierał tę nowość i brat królewski, biskup Michał Jan Poniatowski, który wydał rozporządzenie zalecające podległym mu instytucjom kościelnym zakładanie piorunochronów wedle wskazań Osińskiego. Wspomniany Kortum prowadził obserwacje i dokonywał doświadczeń dotyczących zjawisk elektrycznych, których rezultaty publikował od 1791 r. na łamach czasopism naukowych krajowych i niemieckich. Omówił je w przytoczonej Rozprawie, zawierającej również liczne szczegółowe wskazówki techniczne. Zadbał w niej też o zwalczanie przesądów:
Inną razą, przebiegł piorun przez kanał komina do warsztatowej izby stolarza. Okoliczności tego przypadku godne są wspomnienia: Piorun, rozdzierając podłogę szybkim pędem, już drzewo zapalił. Stolarz nazwiskiem Nieman, nie tracąc przytomności w takim zatrwożeniu, sam jeden gasi ogień od pioruna zajęty, i dom zupełnie ocala. Jawny to dowód, zbijający przesąd szkodliwy, że piorunowego ognia ugasić niepodobna.
Piorunochrony, jak każda nowość, budziły zrozumiałą nieufność. Nie rzadko zarzucano im ściąganie piorunów na budynki znajdujące się w sąsiedztwie, a nawet dalszej okolicy. Z końca XVIII wieku zachowała się anegdota o szlachcicu, który domagał się odszkodowania za wieś spaloną przez piorun od Radziwiłła Panie Kochanku, w związku z zainstalowaniem piorunochronów na zamku w Nieświeżu. Dowodził ponoć, że szkodę spowodował ściągnięty przez nie piorun, lecący do Nieświeża. Podobno Radziwiłł uznał owo roszczenie i zapłacił.
Początkowo uczeni nie byli zgodni, co do tego, czy piorunochrony powinny być zakończone spiczasto (jak słusznie uważał Franklin), czy tępo, np. w formie gałki. Kontrowersja ta po rewolucji kolonii brytyjskich w Ameryce Północnej (1776) stała się przyczyną zabawnego incydentu. Niechętny Franklinowi, który odgrywał czołową rolę w powstaniu, król angielski Jerzy III wypowiedział się za tępo zakończonymi piorunochronami i próbował skłonić Royal Society w Londynie do zajęcia podobnego stanowiska. Wówczas to prezes Towarzystwa sir John Pringle (1707-82) dał mu słynną odpowiedź: Sire, nie potrafię zmieniać praw ani zjawisk natury! – W takim razie podaj się lepiej do dymisji – poradził mu władca, który nie odznaczał się błyskotliwym intelektem. Ostatnie słowo w sprawie piorunochronu nie należało jednak na szczęście do króla.
(szerzej: Z dziejów techniki w dawnej Polsce, red. B. Orłowski, Warszawa 1992; B. Orłowski: Groźba i nadzieja, Warszawa 1982)