W królewskiej rodzinie Sobieskich, głęboko nienawidzącej Turków i Tatarów, kult hetmana Stanisława Żółkiewskiego, tragicznie poległego w bitwie pod Cecorą w 1620 r., był zawsze żywy. Wdowa po bohaterskim wodzu, Regina z Herburtów, wykupiła okaleczałe ciało męża (bez głowy i prawej ręki) i pochowała je uroczyście w zamkowej kaplicy w Żółkwi. A i sam zamek żółkiewski, wzniesiony w 1594 r. przez zmarłego hetmana, pełen był po nim pamiątek. Zachowano komnatę z prostym łóżkiem bohatera, nad którym bez przerwy paliła się oliwna lampka. Obok leżał miecz z rękojeścią wysadzaną drogimi kamieniami (Żółkiewski lubował się w pięknej i kosztownej broni), buława przysłana w darze od papieża oraz płaszcz wodza, porąbany szablami Turków i poplamiony krwią w pamiętnej bitwie.
Synowie kasztelana krakowskiego Jakuba Sobieskiego, Marek i Jan, od najmłodszych lat wychowywali się w Żółkwi, w kulcie wielkiego pradziada. Matka, Teofila z Daniłowiczów, często prowadziła ich do grobu hetmana, starając się zaszczepić umiłowanie ojczyzny, męstwo i szacunek dla bohaterów narodowych. Późniejszy król Jan III Sobieski dobrze musiał zapamiętać sobie spędzone tam godziny, skoro potem pisał: „Wprawiali nas z młodu, abyśmy nie byli wyrodkami od przodków swoich, wystawiając nam i na oczy, jeszcze w dziecinnym będąc wieku, wielką sławę ich, odwagę i ochotę na zaszczyt kościoła bożego i ojczyzny, kazawszy nas zaraz z abecadłem tego wiersza uczyć z nagrobka naszego pradziada: O quam dulce et decorum est pro patria mori! (O, jak słodko i chlubnie umierać za ojczyznę). W Żółkwi za czasów dzieciństwa małych Sobieskich skupiało się życie rodzinne i towarzyskie, tu panował iście magnacki przepych, utrzymywano liczną służbę, przyjmowano znakomitych gości, wyprawiano wspaniałe uczty, polowano.
Scenę, uwieczniającą Teofilę Sobieską z małoletnimi synami u grobu Żółkiewskiego, namalował olejno w 1866 r. krakowianin Walery Jan Kanty Eljasz – Radzikowski (1841 – 1905). Obraz ten, znajdujący się obecnie w Muzeum Narodowym w Poznaniu, nie doczekał się powtórzenia w grafice. Natomiast, zrządzeniem losu, zreprodukowano w drzeworycie wcześniej inny obraz, anonimowego autorstwa, znacznie słabszy od wymienionego, należący do Władysława Jasienieckiego w Złotopolu (pierwotnie Hulajpolu) w dawnym powiecie czehryńskim. Autor drzeworytu, zamieszczonego na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” w 1862 r., również nie jest znany. Pomimo zupełnie przeciętnych walorów ryciny (może zawinił tu nienajlepszy rysunek jako ogniwo pośrednie między obrazem a drzeworytniczym klockiem) zasługuje ona na uwagę, ponieważ jest jedynym śladem przepadłego dziś oryginału malarskiego. Powstał on najprawdopodobniej w XIX w. jako praca pośledniego malarza, może amatora, o której nic bliższego nie wiadomo.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem