Nie od dziś wiadomo, że Marek Matczyński był jednym z najbardziej zaufanych ludzi z kręgu króla Jana III. Przyjaźnił się z przyszłym władcą jeszcze w czasach młodzieńczych. Jednym z najbardziej wyraźnych tego dowodów był fakt, iż to on właśnie zakupił dobra podwarszawskie, na których stanął pałac wilanowski. Jan III obszedł w ten sposób zakaz nabywania przez monarchę dóbr ziemskich. Podczas wyprawy wiedeńskiej, w trakcie pierwszego starcia pod Parkanami, to Matczyński organizował osłonę znajdującego się w niebezpieczeństwie króla. Po 1683 r. był jednym z filarów stronnictwa regalistycznego, czego wyraz dał zwłaszcza na pamiętnym sejmie grodzieńskim 1688 r. W dobie panowania Jana III zasiadał w senacie kolejno jako wojewoda bełski, podskarbi wielki koronny i od 1692 r. wojewoda ruski. W ostatnich latach życia podupadł na zdrowiu, przez co jego aktywność bardzo osłabła.
Zaufanie, którym darzył Matczyńskiego Jan III, podzielała także Maria Kazimiera – po śmierci męża traktowała go jako powiernika. Jak wiadomo, wdowa po Lwie Lechistanu aktywnie uczestniczyła w wydarzeniach związanych z elekcją nowego władcy. Mimo ogromnej niechęci wielu czołowych polskich polityków, królowa podjęła starania o zachowanie korony w rodzinie. Sytuacja Sobieskich była jednak skrajnie trudna. Najpierw możliwości ich działania ograniczył ostry spór Marii Kazimiery z najstarszym synem Jakubem, naturalnym kandydatem do tronu. Natomiast młodsi królewicze, Aleksander i Konstanty, udali się incognito w podróż do Francji w towarzystwie Franciszka Michała Denhoffa, a do kraju docierały informacje o skandalicznym ich zachowaniu nad Sekwaną. Ponadto niesnaski toczyły małżeństwo Teresy Kunegundy i elektora bawarskiego Maksymiliana II Emanuela, a dobra Sobieskich były niszczone przez przeciwników politycznych.
Troski, zmartwienia i niepokoje okresu bezkrólewia znalazły swoje odbicie w liście, który Maria Kazimiera skierowała do Marka Matczyńskiego 3 stycznia 1697 r. z Warszawy. Pierwsza część pisma, pisana ręką sekretarza, rozpoczyna się do powinszowań na nowy rok. Królowa wyrażała nadzieję, że „rachunki żółkiewskie” zostaną rychło zakończone; miało to na celu zaarendowanie całości dóbr już na Trzech Króli. Wdowa pragnęła także dowiedzieć się, do jakiej pożyczonej sumy przyznał się sługa Sobieskich Samuel Brochocki. Większość tekstu listu została zapisana jednak ręką samej królowej. Po ponowionych życzeniach aktywna na scenie politycznej wdowa podkreślała:
Trzeba by więcej nam, serdecznej przyjacielu, niż sta tysięcy, bo już na taką potrzebę, gdzie idzie o wszytko, to trzeba by tyż i w koszuli jednej zostać, ponieważ już mam respons od króla francuskiego, który nie odstąpi swej promocyi Kontego, zaczem o ostatek, o resztę chodzi, trzeba i wszystko zbyć, żeby nie triumfowali nieprzyjaciele nasi.
Chodziło oczywiście o zaarendowanie Żółkwi, Złoczowa i Pomorzan i pozyskanie tą drogą pieniędzy na działalność polityczną. Szczegóły kontraktów, ze względu na słabe zdrowie Matczyńskiego, miał prowadzić sufragan przemyski Jan Kazimierz de Alten de Bokum.
Maria Kazimiera wyraziła swoje niezadowolenie służbą Aleksandra Kazimierza Orchowskiego, osoby bardzo ważnej w zarządzie dobrami Sobieskich w województwie ruskim. Najbardziej wyraźnym dowodem zaufania było pozostawienie do wyłącznej decyzji Matczyńskiego losu dóbr oleskich:
O Olesk jako wola WM niechaj będzie, posyłam blankiet do WM, każesz napisać jako będziesz chciał tak ja WM, przyjacielu mój serdecznie ukochany, ufam.
Królowa użalała się w liście na straszne zniszczenia dokonane w ekonomii szawelskiej i w innych majętnościach litewskich. Deklarowała, że niebawem wyjedzie do Lwowa. Jak wiadomo, w rzeczywistości wyjechała w przeciwnym kierunku – do Gdańska, gdzie powitała wracających z Francji synów. Już w liście do Matczyńskiego wyrażała swój niepokój zachowaniem potomków:
O mój przyjacielu, coraz to więcej przybywa smutków, o to synowie moi tak się rozpuścili w Paryżu z koniuszycem litewskim, na nikogo ni na Łukowskiego, ni na Denhoffa nie oglądając się, że po całych nocach to w niedobrych kompaniach trawią. Moja siostra nie śmie nic mówić, bo nie słuchają.
I jakby tego było mało: Moja zaś córka już tak źle z mężem, że i nie jada, ni sypia z nią, jako mi sam pisze, dla jej dziwów. Epistoła kończy się troską o leczenie wojewody ruskiego. Nalega królowa, aby przybył do Lwowa (był wtedy w Jaworowie), gdzie zaopiekowałby się nim lekarz Jana III – Jonasz.
Nieco ponad miesiąc po napisaniu przez Marię Kazimierę tego listu Marek Matczyński umarł w Jaworowie (10 lutego 1697 r.). Można przypuszczać, że słowa o najgłębszej przyjaźni i pełnym zaufaniu nie były w tym przypadku czczym konwenansem. Warto także zwrócić uwagę, że większość tekstu została napisana przez Marię Kazimierę osobiście. Treści zawarte w piśmie nie mogą zostać uznane wprawdzie za szczególnie poufne, o większości z nich wiemy dobrze z innych źródeł. List odsłania nam natomiast pewną emocjonalną więź wdowy ze szczerym przyjacielem zmarłego męża.
Źródło:
NGAB, F. 694, op. 2, d. 2456, k. 1–2v.
Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem