Pałac w Łubnicach – jedna z najważniejszych rezydencji Elżbiety Sieniawskiej – dziś już nie istnieje, została wysadzona w powietrze przez armię radziecką pod koniec 1944 roku. Na stronie internetowej Centrum Kultury w Łubnicach można znaleźć wspomnienia Janusza Dulęby, którego dom stał w przypałacowym parku:
„Gruz ze zburzonego pałacu zużyto na reperację dróg w kierunku Pacanowa i Staszowa. (…) Marmurowe kolumny z kaplicy pałacowej użyto jako słupy ochraniające pobocza na skrzyżowaniu dróg, natomiast rzeźbami i obrazami żołnierze podsycali ogień, w którym piekli ziemniaki. Piwnice pałacowe natomiast początkowo służyły jako kostnica, gdyż był obok cmentarz. W Łubnicach stacjonował wtedy szpital przyfrontowy”[1].
Resztki pałacu w Łubnicach „zasiliły” więc miejscowe drogi i pobocza, a łubnickie dzieła sztuki pochłonął ogień, a może – nie mogę opędzić się od tej myśli – jakieś kawałeczki obrazów i rzeźb znalazły się razem z ziemniakami w brzuchach radzieckich żołnierzy. Na stronie na Facebooku Łubnice z historią Mariusz Bolon, lokalny rzeźbiarz ludowy i pasjonat historii, zamieszcza setki dawnych zdjęć – przedwojennych i powojennych Łubnic[2]. Jedno z nich porusza od razu – oto w pałacowej kaplicy stoją ludzie, ustawieni niczym w scenografii wokół ołtarza, a pośrodku – jak w porządnym niderlandzkim obrazie pokazującym wnętrze świątyni – siedzi pies, czarny jamnik. Zdjęcie jest nieostre, ale patrząc na nie, łudzimy się, że czas się cofa. Dzisiaj nie ma łubnickiej kaplicy, nie ma pałacu i nie ma radzieckich żołnierzy, którzy przynieśli mu zniszczenie.
Spotykam się w Łubnicach z Mariuszem Bolonem. Razem chodzimy po reliktach przypałacowego parku. Gdzieś w gąszczu akacji znajdują się pozostałości fundamentów, które znam ze zdjęć sprzed kilku lat, ale nie jesteśmy w stanie się do nich dostać przez zarośla. Potrzeba wiele wyobraźni, by między obecnym boiskiem szkolnym a chaszczami „zobaczyć” łubnicki pałac. Przedzieramy się przez krzaki otoczeni chmurą specyfiku przeciw insektom. Mariusz Bolon mówi, że najnowszy projekt rewitalizacji zakłada zasypanie resztek fundamentów pałacu. Wówczas nie zostanie już nic. Może poza zdjęciami, choć oglądanie ich tylko pogłębia poczucie beznadziei.
***
Osada Stara Huta – to tutaj w 1717 roku Adam Mikołaj Sieniawski założył hutę zwaną kryształową, która produkowała luksusowe szkła, zaopatrując w nie wiele magnackich stołów. Choć liczne przykłady dzieł zachowały się w kolekcjach muzealnych i prywatnych, to sama huta została rozgrabiona tuż po śmierci Elżbiety Sieniawskiej w 1729 roku i dopiero Jerzy August Wandalin Mniszech reaktywował ją, ale już w innym miejscu. Po osadzie Stara Huta, pod Wielkim Działem, jednym z najwyższych wzniesień polskiej części Roztocza, pozostało dzisiaj kilka domów, resztki PGR-u i greckokatolicki cmentarz na skraju wsi. Znamy też zdjęcie cerkwi z 1925 roku, które niedawno opublikował Janusz Mazur[3]. Świątynia widoczna na fotografii spaliła się, a kolejną, wybudowaną na jej miejscu rozebrano w latach pięćdziesiątych XX wieku. Greckokatolicką ludność wysiedlono.
Kiedy jestem w Starej Hucie, rozmawiam z jednym z mieszkańców, który mówi, że na stałe żyją tu jeszcze dwie rodziny. Z widokiem kilku domów rozrzuconych wokół niewielkiej kotlinki kontrastuje położony w lesie cmentarz, gdzie pochowano setki osób. Niedawno wyremontowało tę nekropolię Stowarzyszenie „Magurycz” i teraz białe kamienne krzyże jakby zastępują wieś. Czy na cmentarzu, na którym najstarsze nagrobki sięgają drugiej ćwierci XIX wieku, a większość pochodzi z przełomu XIX i XX wieku, są może pochowani potomkowie pracowników osiemnastowiecznej huty? Janusz Mazur przychodzi mi z pomocą. Są takie nazwiska na nagrobkach, które można zestawić z dawniejszymi archiwaliami – na przykład Petro Czyraczin i Teodozja Cziraczin, zapewne potomkowie lub spokrewnieni z Pawłem Czereczonem żyjącym we wsi w 1723 roku[4].
Pytam Janusza Mazura jeszcze o to, gdzie można znaleźć resztki szklanego złomu, który jest chyba ostatnim świadkiem istnienia huty w tym miejscu. Dostaję instrukcję, gdzie szukać, i rozgarniam patykiem ziemię w nadziei, że gdzieś błyśnie mały fragment szkła. Znalezienie drobnych ułomków okazuje się nie takie trudne. Ziemia przechowała ich naprawdę sporo. Trudno w to uwierzyć, stojąc pośrodku prawie opuszczonej wsi zagubionej wśród lasów Roztocza.
***
Czasem znikanie jest łagodne. Eksploatacja podkrakowskich złóż galmanu, prowadzona na polecenie Elżbiety Sieniawskiej, w końcu przestała być dochodowa. Trafiam na portal Geotyda, gdzie można o nich poczytać i obejrzeć zdjęcia nieczynnych sztolni[5]. Kolejne wysyła mi Krzysztof Bochenek, prezes Fundacji Geotyda. Fotografie lasu czekającego na wiosnę, z pofalowaną ziemią, zapadliskami i lejami to świetna ilustracja tego, co określamy „pamięcią krajobrazu”. To właśnie tu trzy wieki temu okoliczni chłopi wydobywali galman na polecenie Sieniawskiej – nie była to łatwa i bezpieczna praca, zapisała się jednak w kształtach i formach ziemi. Choć teraz natura łagodnie, acz stanowczo otula ślady działalności ludzkiej, to nie jest w stanie jej tak zupełnie zamazać, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Można również odnaleźć wejścia do dawnych sztolni, choć zwykle pochodzą one już z późniejszego okresu eksploatacji złóż galmanu.
Spotykam się więc z Krzysztofem Bochenkiem, który wcześniej wykonał terenowy rekonesans, i schodzimy pod ziemię do sztolni położonej niedaleko Ostrężnicy. Już w drugiej sali widać kilka korytarzy prowadzących w głąb, wiele z nich jest zawalonych, ale do niektórych można wejść choć na kilka metrów. Większość okazów leży właściwie na ziemi, nie trzeba nawet odłupywać ich ze ścian. Galman można też znaleźć w Jaskini pod Bukami. Oczywiście, nie wchodzimy za daleko, nie ma co ryzykować. Ubłoceni wychodzimy na powierzchnię tuż obok zabudowań klasztoru karmelitów w Czernej.
***
To, co oglądamy na wystawie i o czym można przeczytać w katalogu – zdjęcie pałacowej kaplicy w Łubnicach, kieliszek z huty kryształowej, ruda galmanu – to świadkowie historii, dokumentujący istnienie czegoś, czegoś już właściwie nie ma. Nie byłoby i tego, gdyby nie praca i pasja tych, którzy wytrwale poszukują rzeczy i pamięci o nich: zbierają, dokumentują, piszą, publikują, wydają książki, prowadzą strony i portale internetowe. Dziękuję im wszystkim, nawet jeśli nazwiska wielu z nich w tym tekście się nie pojawiły.
Być może po prostu jesteśmy coś winni tym, których już nie ma. Monika Sznajderman w książce Pusty las przywołuje nazwiska swoich dawnych sąsiadów z Wołowca, szuka ich śladów. Zauważa jednak:
„To napięcie między pragnieniem wywoływania po nazwisku, a poczuciem, że tamtego świata nie da się przywołać, nawet z pomocą najlepszych źródeł i najczulszych narzędzi, nie daje o sobie zapomnieć, drażni i boli jak niezagojona rana. I wiem, że nic się z tym nie da zrobić, a przecież mimo to, z pełną świadomością wpisanego w ten projekt niespełnienia, czuję, że nie ma wyjścia, że trzeba próbować”[6].
Tamtego świata faktycznie nie da się już przywołać, on na naszych oczach znika, ale nie mam wątpliwości, że póki jeszcze cokolwiek pozostało, trzeba to poznać. Z tego powodu chodzę po kopalniach galmanu, po dawnej hucie kryształowej i po resztkach łubnickiego parku. To prawdopodobnie o wiele ważniejsze, niż nam się wydaje, bo kiedy wszystko się kończy, jedynym, co pozostaje, jest pamięć.
[1] Zespół pałacowo-ogrodowy w Łubnicach, publikacja internetowa, <http://cklubnice.cba.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=12&Itemid=11> [dostęp: 09.05.2019].
[2] Łubnice z historią, publikacja internetowa, <https://pl-pl.facebook.com/pages/category/Landmark---Historical-Place/Łubnice-z-historią-1651732128426179/> [dostęp: 10.05.2019].
[3] Janusz Mazur, Szklana cerkiew, „Gazeta Horyniecka”, marzec 2018, nr 49, s. 27–28.
[4] Barbara Szelegejd, Materiały z okresu 1717 – 1729 do dziejów hut szklanych pod Lubaczowem, należących do rodu Sieniawskich (część 2), „Studia wilanowskie”, 2003, t. 14, s. 91–166.
[5] Bochenek Krzysztof , Galman, publikacja internetowa, <https://geotyda.pl/miejsca/kra/galman.php> [dostęp: 10.04.2019].
[6] Monika Sznajderman, Pusty las, Wołowiec 2019.
Artykuł pochodzi z katalogu „Elżbieta Sieniawska. Królowa bez korony”, red. Konrad Morawski, Konrad Pyzel, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Warszawa 2020.
Katalog powstał jako zapowiedź wystawy upamiętniającej 300. rocznicę zakupu dóbr wilanowskich przez Elżbietę Sieniawską.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem