Śmierć i proces umierania omawiane są przez teologów, historyków, antropologów, psychologów, socjologów oraz filozofów w charakterystyczny dla danej dyscypliny sposób. Jednakże bez względu na dziedzinę uznać należy, że śmierć jest faktem egzystencjalnym, któremu podporządkowane zostało całe życie ludzkie, będące niczym innym, jak podążaniem ku śmierci. Podobnie uważano w epoce nowożytnej, kiedy wyjątkowo dużo czasu poświęcano na refleksje o przemijalności ludzkiego życia, co starano się wyeksponować głównie w literaturze, sztuce i oratorstwie. Poza tym podejmowano próby oswajania się ze śmiercią, tworząc w tym celu poradniki ars bene moriendi, głosząc specjalne kazania na jej temat, publicznie oznajmiając o odejściu poszczególnych osób w kościołach i rękopiśmiennych awizach.
Problem śmierci badać można poprzez analizę różnorodnych źródeł, jednakże dla oceny towarzyszących jej emocji najlepszym materiałem okazuje się być korespondencja. W niej bowiem dużo lepiej, niż w np. w mowach pogrzebowych, epitafiach, czy też testamentach ukazany został stosunek człowieka do śmierci, tragedia i przeżycia rodziny w chwili, kiedy odchodził z niej ktoś szczególnie bliski i ważny.
Ludzie w dawnej Polsce żyli dużo krócej, a przyczyną śmierci było nie tylko słabe zdrowie, warunki genetyczne, zbyt obfita lub niskowartościowa dieta czy niski poziom medycyny, ale także – dla mężczyzn – udział w wojnach i w pojedynkach, a w przypadku kobiet – zagrożenie związane z ciążą, porodem i połogiem. Najczęstszą przyczyną zgonów były jednak choroby, zarówno te długie i przewlekłe, pozwalające cierpiącym osobom i ich rodzinom stopniowo przyzwyczaić się do myśli o odejściu, bądź też pojawiąjące się nagle zatrucia i schorzenia, które najpierw gwałtowanie atakowały zdrowie, później zaś odbierały życie, niejednokrotnie nie pozostawiając czasu na załatwienie wszystkich ziemskich spraw.
Bez względu jednak na to, co było przyczyną śmierci, odejście bliskiej osoby stanowiło ogromny dramat, z jakim trzeba było się zmierzyć. Śmierć członka rodziny nie tylko zaburzała jej normalne funkcjonowanie, ale powodowała niemalże całkowity rozpad dotychczasowej struktury i znanej rzeczywistości. Utrata stabilizacji wywoływała trudny do zniesienia niepokój, rozpacz, poczucie bezradności, a nawet ryzyko utraty sensu i celu życia.
To, w jaki sposób wdowa opłakiwała zmarłego męża, zależne było w dużej mierze od uczucia łączącego małżonków. Jeśli było ono szczere i głębokie, to żal po stracie partnera też wyrażano prawdziwie, dobitnie i przekonująco. Anna Franciszka z Gnińskich Zamoyska (zm. 1704), której mąż Marcin Zdzisław zmarł w dniu 4 czerwca 1689 r., pogrążona w żalu i rozpaczy po jego stracie, nazwała stan, w którym się znalazła, „sieroctwem” oraz „ciężkim kłopotów terminem”. Podobnie o „nieukontentowanym sieroctwie” pisała Anna Ludwika z Mycielskich Radziwiłłowa (zm. 1771), pogrążając się w rozpaczy po śmierci swego pierwszego męża Leona Michała, który nie przeżył ataku padaczki i umarł na jej rękach w dniu 7 marca 1751 r.
Owdowiałą kobietą targało wiele skrajnych emocji, które stanowiły naturalną reakcję w obliczu tragicznego wydarzenia. Jednocześnie dawanie wyrazu uczuciom pomagało w dostosowaniu się do nowych warunków i podjęciu stosownych, niezbędnych w tej sytuacji działań. Emocje prowadziły do zmiany wyglądu, wyrazu twarzy, tonu głosu, usprawiedliwiały różne niezwyczajne gesty. Wybuchy gniewu i płaczu w jakimś stopniu przyczyniały się do rozładowania napięcia emocjonalnego i w efekcie przynosiły ulgę.
Pierwszą reakcją na śmierć męża był szok. Kiedy mijał, kobieta starała się odnaleźć w nowej sytuacji, zachować przytomność umysłu i sprawność w działaniu. Na tym etapie wdowa zajmowała się informowaniem o śmierci męża, wysyłaniem listów do najbliższej rodziny, krewnych i opiekunów, którzy od tego momentu stawali się wspomożycielami i pocieszycielami w jej dalszym życiu. W tym okresie odbierała też kondolencje, w których ślące je osoby starały się wyrazić żal i niejednokrotnie rozpacz po stracie zmarłego, mając świadomość, że jego odejście wiązało się z utratą wpływowego patrona. W listach tych skupiano się nie tylko na dodaniu otuchy owdowiałej kobiecie, ale także na eksponowaniu zasług jej zmarłego męża – dla domu, rodziny, ojczyzny i związanych z nim klientów. W jednym z tego typu listów, które otrzymała Anna Franciszka z Gnińskich Zamoyska, nad śmiercią jej męża ubolewał Kazimierz Jan Sapieha (zm. 1720), wojewoda wileński, zaznaczając, że zmarły Marcin Zdzisław uchodził za „człowieka wielkich zasług, […] ozdobę Ojczyzny i Domu swe[go]”[1]. Podobnie wyraził się o nim prymas Michał Stefan Radziejowski (zm. 1705), prosząc wdowę, by swe „sieroctwo” oddała w ręce Boga[2].
W dalszej kolejności osamotniona kobieta – jeśli czuła się na siłach – brała na siebie trud przygotowania uroczystości pogrzebowych oraz pochówku męża. Pogrzeb bowiem, zgodnie z potrydencką nauką Kościoła, stanowił wypełnienie obowiązku wobec zmarłej osoby, pełnił też rolę terapeutyczną, gdyż zamieszanie wywołane jego organizacją odwracało uwagę od smutku i żalu, wymuszało niejako skupienie się na działaniu. Na temat tego, jak miała wyglądać funeralna pompa (pompa funebris), gdzie należało pochować ciało, ile zamówić mszy za duszę zmarłego, a także kto miał być zaproszony na pogrzeb i stypę, umierający mężowie wypowiadali się zazwyczaj w swych testamentach, co w założeniu ułatwić miało wdowie i egzekutorom wspomnianego dokumentu wykonanie jego ostatniej woli. Trzeba dodać, że zgodnie z barokowym zwyczajem ceremonia pogrzebowa powinna być uroczystością o charakterze parateatralnym, podczas której różne elementy, takie jak słowo, gest, ruch, architektura, sztuka, dźwięk i światło odgrywały istotną rolę. Odpowiednie jej przygotowanie świadczyło bowiem o zacności i zamożności poszczególnych rodów.
W pozostawionych przez umierających aktach ostatniej woli niejednokrotnie dostrzec można jednak wyraźne sugestie, by wdowa oraz egzekutorzy złamali obowiązujące obyczaje oraz tradycję i zrezygnowali z wystawnych pogrzebów, a środki na to wyznaczone – przeznaczyli na Kościół, biednych oraz instytucje charytatywne. Podobne prośby powielały się w testamentach bez względu na urząd piastowany przez wydawcę ostatniej woli, a więc wśród senatorów, magnatów, szlachty urzędniczej oraz szlachty mniej zamożnej. W ten sposób zachował się Franciszek Stanisław Strzałkowski (zm. po 1680/81), regent grodzki nakielski, który prosił swą żonę Mariannę z Zaczyńskich (zm. po 1681/82), by ciało jego włożono do prostej, pozbawionej jakichkolwiek zdobień trumny, która podczas mszy miała spoczywać na prostych marach[3]. Podobną wolę miał Andrzej Lisowski (zm. po 1682), który prosił swą żonę Annę (zm. po 1682), aby jego skromnie ubrane ciało włożyć do prostej trumny, która miała być złożona w kościele Świętej Trójcy u dominikanów w Krakowie. Donator nalegał, aby po odbytych uroczystościach pogrzebowych zrezygnować ze stypy, a z pieniędzy na nią przeznaczonych wydać obiad ubogim i jałmużnę[4].
Po okresie mobilizacji związanej z organizacją pogrzebu osamotniona kobieta wchodziła w kolejny etap życia, wydaje się, że równie ciężki, jak poprzedni. Wdowa wraz z rodziną rozpoczynała żałobę, która miała być momentem wyciszenia i skupienia się na przeżyciu i przeżałowaniu śmierci bliskiej osoby, ale też obligowała ją do podejmowania na nowo trudów ziemskiej egzystencji. Kobiety dotkliwie odczuwały pustkę po stracie męża, zwłaszcza gdy był dobrym gospodarzem, opiekunem rodziny, sprawnym zarządcą majątku. Tak więc z jednej strony liczne obowiązki spadające na osamotnioną kobietę odwracały jej uwagę od żałoby, z drugiej zaś pogrążały ją w niej jeszcze bardziej. Żałoba była podzielona na etapy, które należało przejść, by dzięki temu zachować odpowiednie relacje i komunikację w rodzinie. Pomagała wiara w Boga i dopełnienie rytuałów religijnych, a Kościół namawiał do tego, by na przeżycie bólu po stracie bliskiej osoby dać sobie odpowiednią ilość czasu i nie krępować się w publicznym okazywaniu żalu, choćby poprzez łzy.
Poza tym od wdowy oczekiwano zachowania wierności pewnym rytuałom – zarówno w kwestii stroju, który zazwyczaj miał być czarny i skromny, a także odpowiedniego postępowania w przestrzeni publicznej. Przede wszystkim wdowa miała pielęgnować, czy wręcz kultywować pamięć po mężu, co mogło się odbywać w trojaki sposób: w piśmie – poprzez oblatowanie i przechowywanie dokumentów genealogicznych; w praktyce – poprzez zlecenie wykonania epitafium zmarłego małżonka oraz w modlitwie – poprzez uroczystości żałobne i rocznicowe, stanowiące dowód troski o duszę nieboszczyka. W ten sposób pamięć swego męża Stanisława Antoniego (zm. 1710), uczciła Konstancja Marianna z Potockich Szczukowa (zm. 1733), która rok po jego śmierci zorganizowała uroczystości rocznicowe. Jednym z elementów tego wydarzenia była msza święta odprawiona w kościele warszawskich Pijarów, podczas której wysławiano zasługi zmarłego i dziękowano mu za wyświadczone zgromadzeniu dobrodziejstwa[5].
Śmierć męża i organizacja pogrzebu niosły ze sobą wiele trudnych emocji, a potem wdowa zmierzyć się musiała ze sprawami dotyczącymi jej rodziny oraz pozostawionego majątku. Warto wspomnieć, że spora część staropolskich wdów miała świadomość swych praw i obowiązków. Świadczą o tym podejmowane przez nie na znaczną skalę inicjatywy gospodarcze, handlowe, a także ich udział w życiu publicznym i kulturalnym ówczesnej Rzeczypospolitej. Osamotnione kobiety stawały się niejednokrotnie kreatorkami dalszej polityki swej rodziny, a w zakres ich codziennych obowiązków wchodziło kontrolowanie i organizowanie pracy urzędników folwarcznych, rozstrzyganie sporów pomiędzy poddanymi, czy też mierzenie się z fatalnymi skutkami wojen i anomalii pogodowych.
Warto zaznaczyć, że opisane powyżej powinności wdowy możliwe były do realizacji w sytuacji, kiedy mąż nie zostawił jej długów. Kiedy jednak zobowiązania finansowe, z którymi musiała się zmierzyć, znacznie ją przerastały – szukała dla siebie protektora, albo też korzystała z pomocy tego dobrodzieja, który został jej przypisany jeszcze za życia męża, zazwyczaj w sporządzonym przez niego testamencie. Ważne było jednak to, aby osoba ta posiadała szerokie kontakty i znaczne wpływy.
[1] Kazimierz Jan Sapieha do Anny Franciszki z Gnińskich Zamoyskiej, AGAD AZ sygn. 533, z Wilna 26 VI 1689, k. 2
[2] Michał Stefan Radziejowski do Anny Franciszki z Gnińskich Zamoyskiej, AGAD AZ sygn. 32, ze Skierniewic 27 VI 1689, k. 2.
[3] Testament Franciszka Stanisława Strzałkowskiego, podpiska i regenta grodzkiego nakielskiego, z 7 września 1680 roku, [w:] Testamenty szlacheckie z ksiąg grodzkich wielkopolskich z lat 1681-1700, wydał P. Klint, Wrocław 2015, s. 64.
[4] Testament Andrzeja Lisowskiego, spisany w Konarach pod Krakowem 3 II 1682 r., ANKr1, C.C. Rel. sygn. 122, s. 2182-2183.
[5] Dominik od św. Jezusa do Konstancji Marianny z Potockich Szczukowej, AGAD APzR sygn. 441, z Warszawy 13 V 1711, k. 79.
Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem