Szamanizm – jak wskazał Mircea Eliade – sensu stricto jest zasadniczo syberyjskim i środkowoazjatyckim zjawiskiem religijnym, bardzo złożonym, którego najmniej ryzykowną definicją jest formuła, że równa się technice ekstazy[1]. Magiczno-religijne życie na ogromnym obszarze Azji Środkowej i Północnej skupione jest właśnie wokół szamana. Szaman pozostaje postacią dominującą, jest wielkim mistrzem ekstazy, która uznawana jest za doświadczenie religijne[2]. Słowo „szamanizm” pochodzi, za pośrednictwem języka rosyjskiego, od tunguskiego šaman, zaś w innych językach azjatyckich odpowiadającymi mu terminami są np. jakuckie ojun, mongolskie udagan czy böge, buriackie udagan (kobieta-szamanka), turko-tatarskie kam[3]. Jednak szamanizm, według Eliadego, chociaż dominuje w życiu religijnym Azji Środkowej i Północnej, nie jest religią tego wielkiego obszaru[4]:
Religie Azji Środkowej i Północnej wykraczają poza szamanizm pod każdym względem, podobnie jak każda religia przekracza doświadczenie mistyczne swych uprzywilejowanych członków. Szamani są „wybrańcami” i jako tacy mają dostęp do sfery sacrum niedostępnej dla pozostałych członków wspólnoty. Ich doświadczenia ekstatyczne wywarły i nadal wywierają przemożny wpływ na stratyfikację ideologii religijnej, mitologię, rytualizm. Ale ani ideologia, ani też mitologia i obrzędy ludów arktycznych, syberyjskich i azjatyckich nie są wytworem ich szamanów. Wszystkie te elementy są wcześniejsze od szamanizmu lub przynajmniej paralelne z nim w tym sensie, że są wytworem ogólnego doświadczenia religijnego, a nie doświadczenia pewnej klasy osób uprzywilejowanych – eksatyków[5].
Zjawisko to zostało opisane i poświadczone przez podróżników najpierw w krainach Azji Środkowej i Północnej, później zaobserwowano podobne sytuacje magiczno-religijne w Ameryce Północnej, Indonezji i Oceanii.
Opis rytuałów szamańskich odnajdujemy niemal we wszystkich osiemnastowiecznych wspomnieniach polskich zesłańców syberyjskich[6] (takich jak Adam Kamieński-Dłużyk[7], Ludwik Sienicki[8], Karol Lubicz Chojecki[9], Maurycy August Beniowski[10], Józef Kopeć[11] czy Faustyn Ciecierski[12]). Wydaje się, że zesłańcy byli bardzo ciekawi i chętnie przyglądali się technikom szamańskim, zwłaszcza że tubylcy – jak podkreślali – wierzyli w kontakty szamanów z diabłem[13]. Pamiętnikarze nazywali ich „czaroksiężnikami”, „szalbierzami”, „prorokami”, gdy były to kobiety – „wróżkami”, „Sybillami”, „kuglarkami”, a nawet „najszkaradniejszymi babami”. Określenia te mają różnorodny charakter i oznaczają rolę, jaką osoby te pełniły w szamanizmie syberyjskim. Większość tych określeń to pejoratywne formuły, wskazujące na krytyczny stosunek i dystans ich autorów wobec praktyk szamańskich. Polscy zesłańcy przedstawiają obraz szamanizmu z perspektywy swojej religii i kultury sarmackiej, choć zdarza się, że gdy potrzebują pomocy medycznej (której nie było na Syberii), zwracają się bezpośrednio do miejscowych szamanów, wierząc że na danym terenie, należy poddawać się miejscowym praktykom leczenia. I choć to leczenie nie zawsze przynosiło spodziewane efekty, to jednak podtrzymywało na duchu i dawało nadzieję[14].
Ludwik Sienicki już połowie XVIII w. zauważył, że szamani to czarnoksiężnicy, spełniający w społeczeństwach syberyjskich rolę kapłanów, wróżbitów i uzdrowicieli, choć wyraźnie podkreślił, że szamanizm to „błędna” wiara, którą „Syberianie” „mają za najlepszą prawdę”[15]. Dlatego z ironią pisał w swoich wspomnieniach, że Jakuci pytają szamanów, „ubranych w żelazne karaceny, bijących w bębny” o najdrobniejsze nawet sprawy, o szczęście w polowaniu, w łowieniu ryb, ale też o narodziny potomków, o śmierć bliskich. Natomiast, gdy ktoś zachoruje „mówią, że ich szastan zieł”, czyli opętał zły duch, dlatego konieczna jest pomoc szamana[16].
[Jakuci] za boga mają łabędzia, a na miejscu popów szamanów mają, którzy czarnoksięską naukę umieją i ubrawszy się w żelazne karaceny, biją w bębny, a na te bębnienie przychodzi diabeł w postaci łabędzia i rozmawia z szamanem jako człowiek, powiadając każdą rzecz, o którą się szaman pyta, co się ma urodzić, kto ma umrzeć i jakie kto ma mieć szczęście w strzelaniu, w łowieniu ryb i inszych okolicznościach. A gdy, który zachoruje, mówią, że ich szastan zieł[17].
Interesujące wydaje się określenie stroju jako „żelaznych karacenów”, czyli pancerzy, zbroi. Strój szamana jakuckiego nie był typową karaceną, a nazwa ta nadana została przez Sienickiego z uwagi na blaszane krążki przyszywane do skórzanego kaftana[18]. Interesujące też, z dzisiejszej perspektywy, jest porównanie przez tego badacza szamanów do popów, czyli wyznaczenia im roli kapłanów. Szamani – według Marii Magdaleny Kośko – to ludzie, pełniący w życiu tamtejszych społeczności bardzo istotne i złożone funkcje: cudotwórcy, uzdrawiacza, wróżbity czy też kapłana, uzasadniane wyimaginowanymi możliwościami kontaktu ze światem „pozaziemskim”. Wyróżnikiem szamana jest oczywiście znajomość „technik ekstazy”, które stosuje on w czynnościach tak zwanego kamłania (od tureckiego wyrazu kam – szaman), czyli tańców, śpiewów, bicia w bęben czy recytacji[19]. Jednak Eliade uznaje, że szamani są osobami wyróżniającymi się w swoich społeczeństwach pewnymi cechami, które w społeczeństwach nowożytnej Europy można określić np. „powołaniami”, czy tzw. „kryzysem religijnym”. Od reszty wspólnoty oddziela ich intensywność własnego doświadczenia religijnego, elitarność przez stosowanie ekstatycznych technik, co może nasuwać raczej porównanie z mnichami, mistykami czy świętymi w kościołach chrześcijańskich[20]. Jednak jak podkreśla ten wybitny religioznawca, nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków z tego porównania, bowiem:
W odróżnieniu od tego, co się dzieje w chrześcijaństwie (przynajmniej w jego niedawnej historii), ludy, które uznają się za „szamańskie” przypisują istotne znaczenie doświadczeniom ekstatycznym swych szamanów; doświadczenia te dotyczą ich osobiście i bezpośrednio, albowiem to właśnie szamani poprzez transe uzdrawiają ich, towarzyszą ich zmarłym do „Królestwa Cieni”, i są pośrednikami między nimi a ich bogami, niebiańskimi czy piekielnymi, wielkimi i małymi. Ta ścisła elita mistyczna nie tylko kieruje życiem religijnym wspólnoty, ale w pewien sposób czuwa nad jej „duszą”. Szaman jest wielkim specjalistą od ludzkiej duszy; tylko on „widzi” ją, albowiem zna jej „formę” i przeznaczenie”[21].
Nasi osiemnastowieczni pamiętnikarze (zesłańcy) utrwalili w swoich wspomnieniach przede wszystkim i najpełniej obraz szamanek kamczadalskich i tunguskich. Wskazywali głównie na ich rolę w uzdrawianiu i przepowiadaniu przyszłości. Na przykład sprowadzone dla Józefa Kopcia szamanki miały „rozerwać” generała i wzmocnić ducha proroctwem. Pamiętnikarz utrwalił ich obraz w drobiazgowym niemal opisie:
Każda z nich [szamanek syberyjskich – A.R.] była najprzód w białej sukni z gronostajów; ta suknia pokryta frędzlami porobionymi z żył zwierzęcych i traw różnokolorowych, z zawieszonymi u końców konchami przyprawionymi różnym robactwem oraz wielu skórkami wypchanymi z rozmaitych gatunków myszek. Głowę im przykrył kaptur z odartej skóry rosomaka z zębami razem. Ogon zaś wilczy z tyłu wiszący był ostatnią przystroju częścią. Twarze ich gęsto tamborowane, stosownie do zwyczaju, nie dawały postrzegać oku rysów i składu naturalnego, nad oczyma zaś miały frędzle wszczepione z jeleniej szerści. Szamanka trzyma w ręku łopatkę jelenią[22].
Następnie zarejestrował w reporterskiej, a nawet powieściowej relacji sposób przepowiadania przyszłości generała. Pisał: Usiadły za osobnym stołem i zaczęły się radzić wyroczni w następujący sposób. Stały przed nimi lampy kamienne. Jedna z nich nad płomieniem ognia lampy paliła kość, gdy tymczasem druga wybiegła z mieszkania, okręcała się w koło, rzucała wzrokiem w niebo i powracała do domu dla objawienia swej towarzyszce, co w swym posłaniu widziała i co wskazuje Niebo. Komendant zawoławszy tłumacza zapytał najprzód: „Co one widzą?” odpowiedziały mu, że widzą okręt przychodzący, wiele ludzi w różnych kolorach, których już dawno tu nie widziano. Po tym wyroku zapytuje Komendant: „Co się stanie z tym cudzoziemcem? I jak on prędko nas pożegna?” Odpowiedziały szamanki, iż krótko z niego będziemy się cieszyć, ponieważ go widzimy w progu w białej sukni z manatkami. Na tym skończyło się prorokowanie[23].
Kopeć był bardzo zadowolony z owego prorokowania, zgodnego z jego pragnieniami wydostania się z Kamczatki, bowiem, mimo że już otrzymał rozkaz uwolnienia, nie mógł odpłynąć. Okręt, który przypłynął z rozkazem udawał się w dalszą podróż i miał powrócić po generała dopiero za dwa lub trzy lata. Stąd jego cierpienie i przygnębienie. Dlatego podjął decyzję o powrocie do ojczyzny inną drogą. Niestety, podczas powrotu saniami w zaprzęgu z jeleni i psów zachorował, a zwłaszcza źle znosił postoje w pieczarach i jurtach na Kamczatce. Był chory i słaby, wydawało się, ze umiera. Wówczas podróżujący z nim misjonarz prawosławny (zwany przez Kopcia „księdzem Ewangelistą”[24]) zaproponował lekarstwo najlepsze na Kamczatce, bo o medyku nie można było nawet marzyć. Były to „cudowne grzyby”, które zawijano w korę brzozową i tak przechowywano, a rosły one podobno tylko na jednej „wyniosłej górze Wulkana” i były „najdroższym natury płodem”[25]. Grzyby te stosowane były przez miejscowe szamanki. Ewangelista stwierdzał, że Kamczadałowie oddaliby najdroższe futra za te grzyby, gdyż: „mają [one] własność szczególną i jakby nadprzyrodzoną. Kto bowiem onych użyje, nie tylko mu pomogą, ale i przyszłość swoją widzi”[26]. Kopeć zdecydował się spróbować cudownej mocy grzybów, zwłaszcza że już prawie nie spał, a miały one pomagać także w bezsenności. Zjadł połowę dawki, którą zalecał mu przyjaciel. Pamiętnikarz opisał bardzo precyzyjnie działanie halucynogennych grzybów, stosowanych przez szamanów. Opis zaś charakteryzuje się niemal literacką narracją, wprowadzającą w świat marzeń sennych:
Ledwom co wziął i połknął cudownego grzyba, natychmiast mnie sen mocny ogarnął. Marzenia senne następowały jedne po drugich, znalazłem się tak umagnetyzowany wpośród najgustowniejszych ogrodów, gdzie przyjemność i piękność same zdawały się panować. Kwinty rozmaitej barwy, kształtu i zapachu nawijały się moim oczom; gdzie grona najpiękniejszych kobiet w białe przyodzianych suknie przechadzając się, zdawały się zajmować gościnnością tego ziemskiego raju. Rade jakby z przybycia mojego, ofiarowały mnie rozmaite owoce, jagody, kwiaty. Trwała ta rozkosz przez cały mój sen, który trwał nad mój zwyczajny spoczynek parę godzin więcej. Obudziwszy się z tak słodkiego uśpienia, postrzegłem, iż ta rozkosz była złudzeniem; żałowałem jednak niezmiernie zniknienia onej jakby istotnego szczęścia. Wrażenie to jeszcze mnie uprzyjemniało mimo chętnie kilka godzin aż do schyłku dnia[27].
Generał Kopeć poprosił o mocniejszą dawkę, czując ulgę w chorobie, śnie i stanach depresyjnych: Zjadłszy tę mocniejszą dozję, w kilka minut zasnąłem twardo. W kilka godzin widzenie nowe mnie przeniosło na drugi świat, zdało mi się, iż stamtąd kazano mnie powrócić na ziemię, aby mnie Ksiądz wyspowiadał. Wrażenie to, acz we śnie, tak mocne było, żem się obudził i zawołał po mego Ewangelistę. Był to właśnie czas północy, skwapliwy do posług duchownych Ksiądz porwał stułę i mnie natychmiast wyspowiadał z radością, której przede mną nie taił. Po spowiedzi w godzinę na nowo zasnąłem i aż do 24 godzin nie obudziłem się. W tak długim uśpieniu, jakie widzenia miałem, trudno jest i prawie niepodobna opisać. Różne mnie nawet powody od tego wstrzymują. W tych widzeniach, com postrzegł i przez com przechodził, są rzeczy którem czuł, widział lub doświadczał niegdyś i te, których nigdy nawet w myśli obrazu nie czyniłem sobie. Mogę jednak namienić, że od powzięcia pierwszych wiadomości życia, to wszystko com od 5 lub 6 lat wieku mojego widział przed sobą, wszystkie przedmioty, osoby, którem w dalszym ciągu znał, z którymim jakie miał stosunki, wszystkie zabawy, zatrudnienia, czynności z kolei, dzień po dniu, rok po roku, słowem całej przeszłości obraz stawał obecny oczom moim. Co się zaś tyczy przyszłości, snuły się rozmaite obrazy, które jako są skutkiem marzenia, nie zajmą tu miejsca osobnego[28].
Generał zachwycił się, mimo krytycznego początkowo stosunku do zażywania tego grzyba, stosowaniem „cudownego leku” na Kamczatce. Pisał: Nie moją jest rzeczą dowodzić użyteczności i wpływ na zdrowie ludzkie własności tak zwanego w Kamczatce cudownego grzyba; mogę jednak twierdzić, iż użyteczność jego we względzie lekarskim, gdyby była znana od oświeceńszych narodów, zyskałaby mu miejsce między tylu już znanymi ratowniczymi działaczami natury w rzeczy zaradzania w chorobach ludzkich[29].
Zesłaniec napisał niemal krótki traktacik o fenomenie „magnetyzmu” cudownego grzyba z Kamczatki: Możesz kto zaprzeczyć, iż pomimo obszernych w stosunku naszych sił wiadomości skutków, są jeszcze prawie nieprzeliczone fenomena, o których nam tylko domyślać się wolno? Możnaż położyć za kres naturze w punkcie, który ogarnia rozciągłość docieczeń i odkryciów [!] ludzkiego badania? Skutki niewyrachowane niedawno odkrytej mocy magnetyzmu, te skutki, których ani drogi fizyczne dostrzec, ani własności działania na ciało nasze odkryć w sposobie zbliżonym do prawdy niepodobne; godzą niejaką sprzeczność pozornie względnie rzeczonego grzyba. Być więc może, iż w tym uśpieniu sprowadzonym mocą grzyba rzeczonego człowiek widzieć w sobie jest zdolen pewnie przynajmniej rzeczywiste stosunki przeszłe, a jeżeli nie przyszłe, to przynajmniej obecne. Jeżeli się znajdzie kto taki, zdolen dowieść niejakości wpływu i skutków omylności siły magnetycznej, przestanę być obrońcą cudownego Kamczatki grzyba[30].
Pamiętnikarz próbował nawet analizować, zrozumieć wpływ działania tego grzyba na swój umysł, zdrowie i ducha, by w końcu uznać, że wszystko, czego doświadczył to przestrogi nieba. Stwierdził, że jedynie siła wiary i nadzieja pozwoliły mu kontynuować podróż do Ojczyzny oraz wzmocnić zdrowie i siły.
Jakażkolwiek bądź co do natury i przymiotów tylekroć rzeczonego grzyba, muszę się przyznać, iż skutki onego na moim umyśle były mocne, wrażenia silne, żem nabył nawet pewnej niespokojności, z której przechodząc do podobnej trwogi, zostałem na koniec ponury. Tu lekkowierność mająca nawet moc wiary, wsparta była najprzód przekonaniem Ewangelisty, iż moje widzenia trafne, były istotną (solenną) przestrogą nieba, po wtóre przeświadczeniem pochodzącym ze mnie samego, kiedym postrzegł to później w istocie nie śpiący, com pierwszej widział w czasie widzenia sennego. Ta ostatnia okoliczność kazała mnie ufać nawet co do mojej przyszłości przez czas dość długi. Po niejakim jednak czasie w ciągu mej podróży słabieć zaczęła ta wiara i skończywszy wpływ swój na mój umysł, powróciła mnie wespół z polepszanym zdrowiem wewnętrzną spokojność duszy[31].
W czasie dalszej podróży do Ojczyzny i pobytu w Ochocku, kiedy jego stany depresyjne i choroba, najprawdopodobniej płuc, znowu zaczęły doskwierać, rozważał ponowne skorzystanie z pomocy Sybilli tunguskich, czyli szamanek, które (według miejscowych wierzeń) miały większą moc niż wróżki kamczackie. Kopeć opisuje, że stan jego zdrowia pogarszał się: Choroba tymczasem moja coraz a coraz powiększała się, a co gorsza, blisko samego wyjazdu zupełnie już siły straciłem. Po długich cierpieniach oraz doświadczeniu rozmaitych symptomów, uformował mi się na koniec guz ogromny niżej piersi, pod sama łyczką [pępowiną – A.R], znacznie większy od dojrzałego jabłka. Dławienie i ciągła nuda były nieustanne skutki tego wrzodu, a częste kłucia tej nudzie towarzyszyły. Że zaś nie było doktora żadnego, musiałem cierpieć, aż mnie nie nawrócił mój gospodarz na swoją wiarę, abym udał się do Syblii tanguskich, czyli szamanek, które większą jakoby moc mają czynienia cudów od wróżek kamczackich, z którymi o pierwszeństwo spór wiodą nieustanny. Zgodziłem się na wypełnienie rady mnie danej od mojego gospodarza, a domniemywając się, iż do tych religijnych obrządków mogą wchodzić i lekarskie sposoby, nie mając już prawie żadnej w sobie władzy, oddałem się, acz bez najmniejszej ufności leczeniu szamanek[32].
Gospodarz, u którego mieszkał, sprowadził szamanki, mające rozpoznać naturę choroby i ją powstrzymać. Tak opisuje generał szamanki tunguskie, z niemałym jednak rozczarowaniem: były to dwie najszkaradniejsze baby najdziwaczniej przybrane. Zbliżywszy się do mnie, oglądały mój guz i odskakując wstecz ode mnie, zasądziły, iż „choroba moja jest skutkiem złośliwości wróżek kamczadalskich, które przez zazdrość nasłały na mnie złośliwego diabła, czyli kaduka, i kość do morza wrzuciły. Trudno (dalej powiadały) będzie wygnać, ale my jednak go wypędzimy”. To słysząc gospodarz mój zalecił mnie, abym nasamprzód im za trud świętobliwy zapłacił, a potem zezwolił na to wszystko, co będą ze mną robić. Zapłaciłem z ochotą i radcy mojemu, i wróżkom, miałem nadzieję, iż posiadając pewną lekarskich ziół znajomość, potrzebują tyle okazji kuglarstwa dla wrażenia ciemnemu gminowi, którego lekkowierność, wszelkie najprostsze działania ludzkie odnosić zwykła do jakiegoś nadzwyczajnego i nadprzyrodzonego wpływu duchów lub bogów[33].
Józef Kopeć, mimo sceptycznego stosunku do działań szamanek, nie mając innego wyjścia, poddał się owemu leczeniu, a ceremoniał „leczenia” przez tunguskie szamanki opisał bardzo dokładnie, dzięki czemu możemy odtworzyć jego przebieg: Opłacone już szamanki przyniosły ze sobą suche cedrowe drewka i dużą kamienną płytę, na której rozłożywszy ogień, kazały mnie usiąść nie bardzo wysoko bez najmniejszej obawy. To gdy się stało, zaczęły coś do ognia swoim językiem przemawiać, jedna zaś z nich pełznąc ku mnie z wrzaskiem podobnym do niedźwiedziego ryku i zbliżywszy się na krok odległości, rzuciła się raptem do mnie i zębami wyrwała całą na mnie odzież aż do ciała prawie w tym miejscu właśnie, gdzie [się] mój guz uformował. Po tej operacji zabawnej w mgnieniu oka upadłszy na wznak, jakby w rzucaniach konwulsyjnych, toczy się ku rozpalonemu ognisku. Wtem mój gospodarz szepce mnie, abym patrzał na jej usta; rzuciwszy więc na nią okiem postrzegłem, że ma w uściech robaka czarnego, dość dużego, który wywijał na wszystkie strony; na to mi gospodarz zdziwiony powiada: „A widzisz pan, że go dobyła”. Po czym druga wróżka uchwyciwszy pomienionego robaka, rzuciła na spalenie na wspomniany stos. Skończywszy na tym kuglarstwie wróżby mniemane i leczenie razem, zaczęły skakać na podziękowanie bogom za odniesione zwycięstwo, a na ostatek jako zapłacone z góry odeszły[34].
Niestety ich działania mało pomogły w leczeniu generała, który wyraźnie szukał pomocy podobnej do polskiego ziołolecznictwa. Zauważył jednak, że szamanki podziałały nieco na jego psychikę, gdyż kilka godzin czuł się „mocniejszym”, ale na drugi dzień choroba znowu się nasiliła, co utwierdziło go w omylności sztuki uzdrawiania szamanek[35]. Generał zapisał też bardzo interesujące uwagi dotyczące wróżek, wynikające z jego rozczarowania, a jednocześnie świadczące o poglądach na rzekomy słaby charakter płci niewieściej i większą skłonność do zabobonności: Odniosłem jednak z tego przypadku [leczenia –A.R.] zysk pewny, to jest, iżem się przekonał o wpływie płci niewieściej na zabobonność i przesądy ludzkie. Skłonna z przyrodzenia do lekkowierności, trwożliwa ze słabości organicznej, żywsza w pojęciu i przejmowaniu wszelkim mocnych wrażeń kobieta daje się powodować snadno tychże wrażeń mocy. Stąd w każdym wieku i w każdym narodzie niemałą w religii one grają rolę, a zabobonność, jeśli nie w nich początek bierze, przez nie zawsze troskliwiej jest utrzymywana i bronioną. Słowem one najczęściej fanatyzmu zabójczego są ofiarą, narzędziem i tarczą[36].
I znowu mamy wyraźne przenoszenie doświadczeń z własnego kraju i z własnej kultury na poznane obrzędy religijne na zesłaniu. Ta konfrontacja powodowała zbytnie uogólnienia i prowdziła do stereotypowego myślenia.
Inne widzenie szamanizmu oraz inny opis sztuki przepowiadania czy uzdrawiania odnajdujemy we wspomnieniach Augusta Beniowskiego. Zdecydowanie był on bardziej życzliwy wobec praktyk szamańskich. Możliwe, że było to spowodowane wcześniejszym zainteresowaniem alchemią, albo też wróżbą szamańską, która to odpowiadała jego zamierzeniom szybkiego opuszczenia Kamczatki i odkrycia nowych lądów.
Beniowski podczas podróży do Czekawki zatrzymał się w domu gubernatora. Na obiedzie u tzw. miejscowych spotkał szamana, który według jego relacji nazywał siebie wróżbitą, i który, według opinii tubylców, miał konszachty z diabłem[37]. Zesłaniec chciał przekonać się, jakimi środkami posługują się, jak ich nazywał „szalbierze” i dlatego prosił gospodarza o przyprowadzenie szamana i przepowiedzenie przyszłości. Beniowski przytoczył w swoim pamiętniku niemal każde słowo szamana z Czekawki, snując podobnie jak inni pamiętnikarze, niemal powieściową opowieść. I tak, według relacji Beniowskiego, wróżbita przepowiadał przyszłość po wypiciu „nalewki na muchomorze”, która „działa podobnie jak opium”[38]:
Tyś przybył tutaj, aby zażądać od mego ducha przepowiedni twojego losu. On wesprze twoje wysiłki, pomoże pomścić śmierć duchów naszych, pomordowanych przez Rosjan. On jest kutuchtą, który będzie z tobą. Będziesz oglądał krew twoich wrogów i będziesz szczęśliwy w swojej podróży. Później jednakże będziesz znowu przelewał krew twoich wrogów i popłynie twoja własna krew. Pozostaniesz tu jako drogi pamięci duchów ojców naszych. Po tych słowach zapadł w sen i tajon kazał zanieść go do oddzielnej jurty[39].
Nie zabrakło też opisu ekstatycznego transu szamana, w czasie którego jego dusza, jak uważali miejscowi, opuszcza swe ciało, by udać się do nieba lub zstąpić do piekieł.
Na początku kazał on wszystkim kobietom opuścić jurtę, po czym rozebrał się do naga i umył całe ciało własnym moczem. Następnie ubrał się w długą szatę uszytą z wygarbowanych psich skór. Na głowę nałożył kaptur z dwoma rogami, w końcu zaś umocował bęben do swego psa. Tak wyposażony stanął na brzegu jurty, obrócił się dookoła, wykrzykując: kutti, kutui, kutuchta, i wyjąwszy butelkę spod kożucha, wypił część jej zawartości. Następnie rzucił się na ziemię i pozostał tam, leżąc bez ruchu przez dziesięć lub piętnaście minut. Gdy minął ten czas, zaczął wyć i krzyczeć, wkrótce po tym podniósł się i zaczął z całej siły bić w bęben bez żadnych przerw, z wyjątkiem tych, w których zwiększał skuteczność swego wycia. Jego ruchy były tak gwałtowne, że zaczął coraz bardziej chrypieć, aż w końcu jego usta, oczy i wszystkie członki uległy konwulsjom, w sposób absolutnie szokujący dla obserwatora. Po godzinie, w czasie której skręcał się na wszystkie strony, jak tylko można sobie było wyobrazić, usiadł na ziemi zaczął swoją przepowiednię zachrypniętym i słabym głosem[40].
Szamani uczestniczyli oczywiście w obrzędach pochówku. Kamczadale, według pamiętnikarzy, stosujący ciałopalenie nie mogli obyć się bez Sybilli, która pełniła też rolę kapłanki: Po śmierci Kamczadala nakładają wielkie stosy suszonych cedrów na 3 lub 4 sążnie wysokości od ziemi; na tak ułożone rusztowanie kładą zwłoki nieboszczyka i wszelkie faworytne jego sprzęty, a mianowicie zbroję, łuki, strzały, łyżwy. Szamanka, czyli Sybilla z rozczochranymi włosami, w dziwacznym ubiorze, trzymając w jednej ręce palmę, w drugiej ogień, z rykiem niedźwiedzia w szybkim biegu zbliża się do stosu i on zapala. Rozpalony trup mocnym ogniem wkrótce zaczyna się kurczyć, ruszać, a nares[z]cie pali. Po czym Syblilla popioły zebrawszy zmarłego, rozsiewa one na wszystkie strony odsyłając je bogom[41].
Odnajdujemy te interesujące opisy w osiemnastowiecznych wspomnieniach zesłańców syberyjskich, którzy traktują oglądane praktyki szamańskie z dużym dystansem. Czasem są zawiedzeni, czasem zadziwieni, jednak wyraźnie poddanie się „leczeniu” szamanek odgrywało funkcję terapeutyczną. Tak też było w przypadku Kopcia i choć praktyki szamańskie uwolniły go od bólu na krótko, to jednak pozwoliły pokonać „czarną melancholię”, czyli z pewnością podnosiły na duchu i zwalczały objawy psychosomatyczne. Znawcy szamanizmu twierdzą, że: W metodach prymitywnego leczenia występuje interakcja między pacjentem, uzdrowicielem, grupą i światem nadprzyrodzonym, która dzięki temu, że pacjent oczekuje uzdrowienia, ułatwia mu zharmonizowanie jego wewnętrznych konfliktów, ponowne połączenie się z grupą i światem duchów, dostarcza mu pomocnej sieci pojęciowej i pobudza go emocjonalnie. W trakcie uzdrawiania obniża się poziom lęku pacjenta i wzmacnia samoocena[42].
Andrzej Szyjewski wskazuje, że szamański seans uzdrowicielski pomaga osobie chorej zmienić odczucia własnego ciała: powoduje rozluźnienie mięśni i pobudzenie czynności obronnych systemu immunologicznego. Szaman, w stanie silnie zmienionej świadomości, stwarza warunki, by jego pacjent oraz w mniejszym stopniu widownia, słuchając rytmu bębna, podlegając stresowi spotkania z duchami oraz niebezpieczeństwem zaświatów, zostali wprowadzeni w stan transowy, sprzyjający wyzwalaniu endogennych opiatów, ułatwiających relaksację oraz znieczulenie. Dzięki temu widz ma poczucie wyzdrowienia. Jest więc to działanie i skuteczność wyłącznie symboliczna[43]. Dlatego też współcześni znawcy obrzędów szamańskich, uważają że oskarżanie szamanów o oszukiwanie pacjentów i świadków kamłania (jak czynili to zawiedzeni często zesłańcy), o sztuczki kuglarskie jest bezprzedmiotowe, jako że wszystko to służy procesowi leczniczemu. Michael Harner pisze o wyssaniu choroby i pokazywaniu jej w postaci tsentsaków, czyli duchów szamańskich ukazujących się jako groty strzał:
Osoby nie będące szamanami myślą, że materialny przedmiot zostaje wyssany, a szaman nie pozbawia ich złudzeń. Wie bowiem, że nie jest to kłamstwo, jako że najważniejszym aspektem tsentsaka jest niewidzialna, nadprzyrodzona esencja i to właśnie ją usuwa z ciała. Wyjaśnienie laikowi, że ów materialny przedmiot cały czas trzymał w ustach, nie dałoby niczego dobrego, a pokazanie przedmiotu jest dowodem udanego seansu uzdrowicielskiego[44].
Nasi zesłańcy syberyjscy nie do końca pojmowali jednak ten proces i obserwowany czarny robak w ustach szamanek kamczackich czy tunguskich, jako tsentsaka, czyli ową nadprzyrodzoną esencję usuwaną z ciała, nie przemawiał do nich albo przemawiał jedynie na krótko.
Artykuł pochodzi z książki Oświecenie nieoświecone. Człowiek, natura i magia, red. Danuta Kowalewska, Agata Roćko, Filip Wolański, Warszawa 2018, seria Silva Rerum.
[1] Zob. M. Eliade, Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy, przeł. i wstęp K. Kocjan, oprac. J. Tulisow, Warszawa 2001, s. 16.
[2] Ibidem, s. 16–19.; por. S.A. Tokariew, Pierwotne formy religii i ich rozwój, przeł. z rosyj. M. Nowaczyk, Przedmowa H. Swienko, Warszawa 1969, s. 251; E. Novik, Szamanizm syberyjski; obrzęd i folklor, próba porównania struktur, Kraków 1993.
[3] Idem, Traktat o historii religii, przeł. J. Wierusz-Kowalski, Warszawa 1966, s. 65.
[4] Por. N. Drury, Szamanizm, przeł. H. Smagacz, Poznań 1994
[5] M. Eliade, Szamanizm..., s. 19.
[6] Szerzej na temat osiemnastowiecznych polskich zesłańców syberyjskich zob. A. Roćko, Pamiętniki polskich zesłańców na Syberię w XVIII wieku, Olsztyn 2001.
[7] A. Kamieński-Dłużyk, Diariusz więzienia moskiewskiego, miast i miejsc, z pierwodruku wydali oraz przypisami i komentarzami opatrzyli A. Kuczyński, B. Polewoj, Z. J. Wójcik, w: Dwa polskie pamiętniki z Syberii, XVII i XVIII wiek, oprac. zb., red. A. Kuczyński, Warszawa–Wrocław 1996.
[8] L. Sienicki, Dokument osobliwego miłosierdzia Boskiego cudownie z kalwińskiej sekty pewnego sługę i chwalcę swego do Kościoła Chrystusowego pociągający, z wykładem niektórych kontrowersyi zachodzących między nauką Kościoła Powszechnego Katolickiego, a podaniem wymyślonym rozumem ludzkim luterskiey, kalwińskiey, greckiey, y innych w tey księdze wyrażonych y namienionych sekt, y z wspomnieniem o mniey znanych Moskiewskiego Państwa krainach w pogańskich błędach jeszcze zostających, dla duchownego pozytku ludzi w różnych sektach od jedności Powszechnego Kościoła odpadłych, częścią z uporu, częścią z niewiadomości żyjących, z druku pierwszy raz wychodzący, z pierwodruku wydali oraz przypisami i komentarzami opatrzyli A. Kuczyńki i B. Rok, w: Dwa polskie pamiętniki z Syberii..., Warszawa–Wrocław 1996.
[9] K. Lubicz Chojecki, Pamięć dzieł polskich. Podróż i niepomyślny sukces Polaków, na podstawie pierwodruku z 1789 roku wydali oraz przypisami i komentarzami opatrzyli A. Kuczyński i Z.J. Wójcik, Bagno–Warszawa–Wrocław 1997.
[10] M. Beniowski, Pamiętniki, przeł. i przypisami opatrzył E. Kajdański, Warszawa 1995. Ze względu na to, że Beniowski uznawał i nazywał się Augustem Polakiem oraz walczył dla Rzeczypospolitej, a także pływał pod polską banderą, włączyliśmy jego wspomnienia do analizowanego zbioru.
[11] [J. Kopeć], Dziennik Józefa Kopcia brygadiera wojsk polskich. Z rękopisu Biblioteki Czartoryskich, oprac. i wyd. A. Kuczyński i Z. Wójcik, Warszawa–Wrocław 1995.
[12] [F. Ciecierski], Pamiętnik księdza Ciecierskiego przeora dominikanów wileńskich, zawierający jego i towarzyszów jego przygody doznane na Sybirze w latach 1797–1801, Lwów 1865.
[13] Oczywiście, jest to opisywanie szamanów i wierzeń tubylców z perspektywy kultury europejskiej i chrześcijańskiej, bowiem, jak twierdzi Eliade, można jedynie wskazać na rolę szamanów m. in. jako pośredników towarzyszących zmarłym do „Królestwa Cieni” i pośredników między zmarłymi a ich bogami niebiańskimi i piekielnymi. Zob. M. Eliade, Szamanizm..., s. 19–20.
[14] Postawę zesłańców wobec szamanizmu można także ujmować w kategoriach postaw wobec innego za typologią zaproponowaną przez T. Todorova, Typologia postaw wobec innego, w: idem, Podbój Ameryki. Problem innego, przekł. J. Wojcieszak, Warszawa 1996, s. 203–223. Autor wskazuje, że w postrzeganiu innego można wyróżnić trzy zasadnicze postawy: 1. Sąd wartościujący (plan aksjologiczny): inny jest dobry lub zły, akceptuję go lub nie, dorównuje mi bądź nie; 2. Dochodzi do zbliżenia lub oddalenia od innego (plan prakseologiczny): przejmuję wartości tego drugiego, utożsamiam się z nim albo dostosowuję go do siebie, projektuję na niego mój własny obraz; 3. Tożsamość innego jest mi znana lub nie (plan epistemiczny) – gdzie chodzi o gradację od niższych do wyższych szczebli poznania (s. 203). Za tę podpowiedź metodologiczną dziękuję prof. Bogdanowi Rokowi.
[15] L. Sienicki, Dokument osobliwego miłosierdzia..., s. 127.
[16] Ibidem.
[17] Ibidem.
[18] Zob. L. Sienicki Dokument osobliwego miłosierdzia... przypis 167 na s. 127.
[19] M.M. Kośko, Mitologia ludów Syberii, Warszawa 1990, s. 21–22
[20] M. Eliade, Szamanizm..., s. 19.
[21] Ibidem, s. 20.
[22] [J. Kopeć], Dziennik Józefa Kopcia... s. 159.
[23] Ibidem, s. 158.
[24] Ibidem, s. 150.
[25] Ibidem, s. 183.
[26] Ibidem.
[27] Ibidem.
[28] Ibidem, s. 183–184.
[29] Ibidem.
[30] Ibidem, s. 184–185.
[31] Ibidem, s. 185.
[32] Ibidem, s. 197.
[33] Ibidem, s. 197–198.
[34] Ibidem, s. 198.
[35] Ibidem.
[36] Ibidem, s. 198–199.
[37] A. Beniowski, Pamiętniki, s. 155.
[38] Ibidem, s. 156. Grzyb, o którym wspomina Beniowski, podobnie jak Kopeć, to rodzaj purchawki (Lycoperdon gemmatum) używanej na Kamczatce oraz na Wyspach Aleuckich do osiągnięcia stanu oszołomienia. Zawiera silny narkotyk, jakim jest alkaloid gemmateina. W chińskiej medycynie grzyb ten stosowany jest jako lek do uśmierzania bólu. Zob. E. Kajdański, przyp. 4, 5, ibidem, s. 159. Jednak chodzić mogło raczej o stosowany w technikach ekstazy Amanita muscaria. Więcej na ten temat zob. w: G. Dąbrowski, „Narkotyzujacja" wizja globalizacji (Pamięci Mateusza Zieboraka), „Kultura - Historia - Globalizacja", nr 3.
[39] Ibidem.
[40] Ibidem, s. 155–156.
[41] [J. Kopeć], Dziennik Józefa Kopcia..., s. 140.
[42] J. Frank, Persuanian and Healing; A Comparative Study of Psychoterapy, Baltimore 1961, cyt. za: A. Szyjewski, Szamanizm, Kraków 2005, s. 151.
[43] Zob. A. Szyjewski, Terapia, w: idem, Szamanizm, s. 145–152. Por. C. Lévi-Strauss, Antropologia strukturalna, Warszawa 1970, s. 262–284.
[44] M. J. Harner, The Soud od Rushing Water, w: Halucinogens and Shamanism, London–New York 1973, s. 24. Cyt. za: A. Szyjewski, Szamanizm, s. 152.
Bibliografia
Źródła:
Kamieński-Dłużyk A., Diariusz więzienia moskiewskiego, miast i miejsc, z pierwodruku wydali oraz przypisami i komentarzami opatrzyli A. Kuczyński, B. Polewoj, Z. J. Wójcik, w: Dwa polskie pamiętniki z Syberii, XVII i XVIII wiek, oprac. zb., red. A. Kuczyński, Warszawa–Wrocław 1996.
Sienicki L., Dokument osobliwego miłosierdzia Boskiego cudownie z kalwińskiej sekty pewnego sługę i chwalcę swego do Kościoła Chrystusowego pociągający, z wykładem niektórych kontrowersyi zachodzących między nauką Kościoła Powszechnego Katolickiego, a podaniem wymyślonym rozumem ludzkim luterskiey, kalwińskiey, greckiey, y innych w tey księdze wyrażonych y namienionych sekt, y z wspomnieniem o mniey znanych Moskiewskiego Państwa krainach w pogańskich błędach jeszcze zostających, dla duchownego pozytku ludzi w różnych sektach od jedności Powszechnego Kościoła odpadłych, częścią z uporu, częścią z niewiadomości żyjących, z druku pierwszy raz wychodzący, z pierwodruku wydali oraz przypisami i komentarzami opatrzyli A. Kuczyńki i B. Rok, w: Dwa polskie pamiętniki z Syberii. XVII i XVIII wiek, red. A. Kuczyński, Warszawa–Wrocław 1996.
Lubicz Chojecki K., Pamięć dzieł polskich. Podróż i niepomyślny sukces Polaków, na podstawie pierwodruku z 1789 roku wydali oraz przypisami i komentarzami opatrzyli A. Kuczyński i Z. J. Wójcik, Bagno–Warszawa–Wrocław, 1997.
[Kopeć J.], Dziennik Józefa Kopcia brygadiera wojsk polskich. Z rękopisu Biblioteki Czartoryskich, oprac. i wyd. A. Kuczyński i Z. Wójcik, Warszawa–Wrocław 1995.
[Ciecierski F.], Pamiętnik księdza Ciecierskiego przeora dominikanów wileńskich, zawierający jego i towarzyszów jego przygody doznane na Sybirze w latach 1797–1801, Lwów 1865.
Opracowania:
Dąbrowski G. „Narkotyzująca” wizja globalizacji (Pamięci Mateusza Zieboraka), „Kultura – Historia – Globalizacja" , nr 3.
Drury N. Szamanizm, przeł. H. Smagacz, Poznań 1994.
Eliade M., Traktat o historii religii, przeł. J. Wierusz-Kowalski, Warszawa 1966.
Eliade M., Szamanizm i archaiczne techniki ekstazy, przeł. i wstęp K. Kocjan, oprac. J. Tulisow, Warszawa 2001.
Frank J.D., Persuanian and Healin; A Comparative Study of Psychoterapy, Baltimore 1961.
Harner M.J., Halucinogens and Shamanism, London–New York 1973.
Holland W.B, Psychoterapia u Majów z Wyżyn, w: Psychologia wierzeń religijnych, red. K. Jankowski, Warszawa 1990.
Kośko M.M., Mitologia ludów Syberii, Warszawa 1990.
Lévi-Strauss C., Antropologia strukturalna, Warszawa 1970.
Novik E., Szamanizm syberyjski; obrzęd i folklor, próba porównania struktur, Kraków 1993.
Roćko A., Pamiętniki polskich zesłańców na Syberię w XVIII wieku, Olsztyn 2001.
Szyjewski A., Szamanizm, Kraków 2005.
Tokariew S.A., Pierwotne formy religii i ich rozwój, tłum. z rosyj. M. Nowaczyk, Przedmowa H. Swienko, Warszawa 1969.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem