Obyczaje (PJM)
- Czy czekolada łamie post (Obyczaje, PJM)
- Zwyczaje wigilijne i noworoczne (Obyczaje, PJM)
- Boże Narodzenie w staropolskiej tradycji – Wigilia (Obyczaje, PJM)
- Boże Narodzenie w staropolskiej tradycji (Obyczaje, PJM)
- W karnawale (Obyczaje, PJM)
- Rozmowy przy kawie (Obyczaje, PJM)
- Dobór kwiatów (Obyczaje, PJM)
- Edukacja panien w dobie staropolskiej (Obyczaje, PJM)
- Imieninowe upominki w XVIII wieku (Obyczaje, PJM)
Edukacja panien w dobie staropolskiej (Obyczaje, PJM)
W XVI i XVII wieku na ziemiach polskich następuje rozwój szkolnictwa. Młodzież męska miała do dyspozycji wiele możliwości kształcenia się, czego niestety nie można powiedzieć o dziewczętach. Moraliści i pedagodzy epoki postulowali przede wszystkim, aby młode kobiety przyuczać do czynności związanych z przyszłym prowadzeniem gospodarstwa domowego. Uzasadniano to nie tylko koniecznością przygotowania do roli żony i matki, ale także zwracano uwagę na potrzebę pożytecznego zapełnienia czasu w celu zabezpieczenia przed pokusami. Powszechnie dyskutowano na temat dopuszczenia dziewcząt do nauki. Odnosiło się to głównie do umiejętności czytania i pisania. Pierwszym i najbardziej powszechnym sposobem edukacji dziewcząt było wychowanie w domu rodzinnym. Przygotowywano je do różnych zajęć domowych i gospodarskich.
Dziewczęta miały możliwość zdobywania innych umiejętności, niż te oferowane przez dom rodzinny, głównie w szkołach istniejących przy żeńskich klasztorach, których jedną z ważnych funkcji było nauczanie i wychowywanie. Na naukę przyjmowały m.in. karmelitki, klaryski, bernardynki, benedyktynki. Zgromadzenia przyjmowały adeptki zarówno z rodzin szlacheckich i magnackich jak i mieszczańskich (patrycjuszowskich i plebejskich). W szkołach przyklasztornych kładziono nacisk na naukę czytania i pisania po polsku, rachunków, śpiewu i robótek. Wpajano im także podstawowe wartości chrześcijańskie ucząc prawd wiary. Przede wszystkim jednak, starano się tak kształtować dziewczęta, aby w przyszłości dały sobie radę jako żony, matki i panie domu. Można przyjąć, że szkoły przyklasztorne realizowały właściwie program zalecany przez renesansowych pedagogów i moralizatorów. W XVI – XVII wieku zaczęły powstawać w miastach szkoły prywatne dla chłopców i dziewcząt, zakładane przez wędrownych bakałarzy, beginki lub samotne dewotki. Były to zakłady niewielkie, kształcące kilka uczennic. Uczono podstaw czytania, pisania po polsku, szycia, haftowania, arytmetyki, śpiewu, czasem języków obcych. Często prowadziły je osoby bez odpowiednich kwalifikacji, dlatego poziom nauki był niski.
Tekst: Anetta Głowacka
Czy czekolada łamie post (Obyczaje, PJM)
Fama o pobudzających własnościach czekolady spowodowała ogromne zainteresowanie wśród Europejczyków. Konkwistador Hernan Cortez zachwalał ją u króla Hiszpanii Karola I: „[...] jest to napój wzmacniający odporność i zwalczający zmęczenie. Filiżanka tego cennego płynu sprawia, że można maszerować przez cały dzień bez jedzenia”. Jednak nie wszyscy uznawali działanie tej rośliny za zbawienne. Jeszcze w 1728 roku Giovanni Battista Felici gorąco agitował za zaprzestaniem spożywania czekolady: „Znam poważnych i milczących ludzi, którzy pod wpływem tego napoju stają się na chwilę największymi gadułami, inni tracą sen i staja się nadpobudliwi, jeszcze inni wpadają w złość i zaczynają wrzeszczeć. U dzieci wywołuje on takie podniecenie, że nie ma sposobu, by zachowywały się spokojnie albo usiedziały w jednym miejscu”.
Największe zamieszanie wśród europejskich elit wzbudziło przypisywane nasionom kakaowca działanie afrodyzjakalne. W Europie rozgorzała nawet dyskusja, czy picie czekolady jest zgodne z zasadami przestrzegania postu. Pobudza przecież miłosne apetyty, z czego należy rozumieć, że sprzeciwia się postowi, który podejmuje się głównie po to, by osłabić pożądliwą lubieżność. Ukazywały się całe opracowania na ten temat, a w sprawę zaangażowany był nawet urząd papieża! Po wielu naradach Pius V zadecydował, że czekolada łamie post, nawet jeśli jest przygotowywana na wodzie.
Dyskusja na temat wpływu czekolady na stan zdrowotny człowieka trwa do dziś. Za zgubne skutki spożywania wyrobów czekoladowych uważa się:
- otyłość (kontrargumentem jest tu niezaprzeczalny fakt, że dobra czekolada zawiera mniej cukru, niż inne słodycze),
- próchnicę zębów (za tą przypadłość odpowiedzialny jest przede wszystkim cukier, a wiemy już, że w czekoladzie jest go stosunkowo mało),
- trądzik (jest to raczej efekt niedoboru świeżych warzyw i owoców, niż skutek działania czekolady),
- uczulenia (najczęstsze są alergie na mleko w proszku i orzechy, a samo kakao nie powoduje raczej uczuleń),
- migrenę (kakao i żółty ser zawierają tyraminę powodującą ponoć migreny, ale w czekoladzie jest jej niewiele),
- uzależnienia (czekolada rzeczywiście zawiera teobrominę i kofeinę - pobudzające alkaloidy, będące jednocześnie substancjami uzależniającymi, ale zawartość tych związków jest niewielka)
- zatwardzenia (trzeba przyznać, że z tym argumentem najtrudniej walczyć...).
Ciemne zabarwienie, pogańskie pochodzenie i pobudzające działanie - wszystkie te cechy czekolady wywoływały u naszych przodków mieszane uczucia. My również, sięgając po tabliczkę czekolady, odczuwamy wyrzuty sumienia. Ale czy „zakazany owoc” nie smakuje najlepiej?
Tekst: Halina Galera
Zwyczaje wigilijne i noworoczne (Obyczaje, PJM)
Zwyczaje świąteczne i noworoczne związane są z tradycją ludową.
Wiele z nich zostało zapożyczonych z zagranicy. Kiedy pojawił się u nas zwyczaj obdarowywania dzieci prezentami? Jak długa jest tradycja wysyłania życzeń świątecznych? Odpowiedzi na te pytania oraz inne ciekawostki na temat zwyczajów świątecznych i noworocznych znajdą Państwo w poniższym filmie.
Boże Narodzenie w staropolskiej tradycji – Wigilia (Obyczaje, PJM)
Boże Narodzenie w staropolskiej tradycji (Obyczaje, PJM)
Tłumaczenie artykułu: https://www.wilanow-palac.pl/boze_narodzenie_w_staropolskiej_tradycji.html
W karnawale (Obyczaje, PJM)
Tłumaczenie artykułu ze strony: https://www.wilanow-palac.pl/w_karnawale.html
Rozmowy przy kawie (Obyczaje, PJM)
Tłumaczenie artykułu ze strony: https://www.wilanow-palac.pl/rozmowy_przy_kawie.html
Dobór kwiatów (Obyczaje, PJM)
Dobór kwiatów nie był sprawą przypadku; miał nie tylko znaczenie dekoracyjne, lecz także symboliczne. Wśród wielu roślin kwiatowych sadzonych w ogrodach znajdowały się róże, lilie czerwone, piwonia, tulipany oraz lawenda i rozmaryn.
Zgodnie z symboliką kwiatów, propagowaną od wieków przez filozofów i pisarzy chińskich, naczelne miejsce w ogrodzie króla zajmowała róża i lilia – symbolizujące szczęśliwość, oraz kwiat królewski – piwonia, oznaczająca bogactwo, zdrowie i radość, niezbędne w domu królewskim. Tulipany oraz kwiaty lawendy i rozmarynu wyrażały królewską wspaniałość, cnoty i dobro oraz trwałą pamięć monarszego imienia. Prawdopodobnie z rozmarynu i innych kwiatów zostały skomponowane inicjały Jana III w parterach ogrodowych.
Bogata kolorystyka królewskiego ogrodu cieszyła w równym stopniu oczy, jak i umysł, co wynikało z barokowej skłonności nadawania rzeczom i zjawiskom sensu symbolicznego. Czerwień była symbolem przepychu i wzniosłości, oznaką królewskiego majestatu i potęgi, godności i władzy. Dopełnieniem czerwieni było zawsze złoto, które oznaczało bogactwo i wspaniałość, zbytek i dumę, szlachetność i królewskość, blask rywalizujący z blaskiem słonecznym. Wszechobecna zieleń wyobrażała wewnętrzną równowagę, prawdę, rzetelność i trwałość, a także wewnętrzną harmonię i ożywiony spokój dobrego sumienia. Fontanna znajdująca się w centralnej części ogrodu stanowiła symbol władzy i potęgi panującego.
Tak więc ogród królewski służył nie tylko odpoczynkowi, ale swą symboliką dopełniał ideał króla – zwycięzcy.
Tekst: Wojciech Fijałkowski: Wilanów. Rezydencja króla zwycięzcy. Warszawa 1983
Edukacja panien w dobie staropolskiej (Obyczaje, PJM)
W XVI i XVII wieku na ziemiach polskich następuje rozwój szkolnictwa. Młodzież męska miała do dyspozycji wiele możliwości kształcenia się, czego niestety nie można powiedzieć o dziewczętach. Moraliści i pedagodzy epoki postulowali przede wszystkim, aby młode kobiety przyuczać do czynności związanych z przyszłym prowadzeniem gospodarstwa domowego. Uzasadniano to nie tylko koniecznością przygotowania do roli żony i matki, ale także zwracano uwagę na potrzebę pożytecznego zapełnienia czasu w celu zabezpieczenia przed pokusami. Powszechnie dyskutowano na temat dopuszczenia dziewcząt do nauki. Odnosiło się to głównie do umiejętności czytania i pisania. Pierwszym i najbardziej powszechnym sposobem edukacji dziewcząt było wychowanie w domu rodzinnym. Przygotowywano je do różnych zajęć domowych i gospodarskich.
Dziewczęta miały możliwość zdobywania innych umiejętności, niż te oferowane przez dom rodzinny, głównie w szkołach istniejących przy żeńskich klasztorach, których jedną z ważnych funkcji było nauczanie i wychowywanie. Na naukę przyjmowały m.in. karmelitki, klaryski, bernardynki, benedyktynki. Zgromadzenia przyjmowały adeptki zarówno z rodzin szlacheckich i magnackich jak i mieszczańskich (patrycjuszowskich i plebejskich). W szkołach przyklasztornych kładziono nacisk na naukę czytania i pisania po polsku, rachunków, śpiewu i robótek. Wpajano im także podstawowe wartości chrześcijańskie ucząc prawd wiary. Przede wszystkim jednak, starano się tak kształtować dziewczęta, aby w przyszłości dały sobie radę jako żony, matki i panie domu. Można przyjąć, że szkoły przyklasztorne realizowały właściwie program zalecany przez renesansowych pedagogów i moralizatorów. W XVI – XVII wieku zaczęły powstawać w miastach szkoły prywatne dla chłopców i dziewcząt, zakładane przez wędrownych bakałarzy, beginki lub samotne dewotki. Były to zakłady niewielkie, kształcące kilka uczennic. Uczono podstaw czytania, pisania po polsku, szycia, haftowania, arytmetyki, śpiewu, czasem języków obcych. Często prowadziły je osoby bez odpowiednich kwalifikacji, dlatego poziom nauki był niski.
Tekst: Anetta Głowacka
Imieninowe upominki w XVIII wieku (Obyczaje, PJM)
Imieninowe upominki w XVIII w. bywały bardzo różne. Nie nazywano ich prezentami, jak obecnie, lecz upominkami, upomineczkami. Były one darem na pamiątkę, zadatkiem pamięci, przyjaźni, aby biorący upominek przypominał sobie często dającego. „Upominkować kogo” znaczyło: obdarzać go upominkiem (Samuel Bogusław Linde).
Imieninowe podarunki można na podstawie podań pamiętnikarskich, zapisów w sylwach czy wzmianek w listach podzielić w zależności od mody czy gustu w danym okresie. Oczywiście, uzależnione były od pochodzenia solenizanta, jego pozycji i funkcji, jaką pełnił w społeczeństwie szlacheckim. I tak w 1. poł. XVIII w. bardzo modne „upominkowanie się” imieninowe zawierało najczęściej następujące podarki: mężczyźni (magnaci, szlachta), otrzymywali strzelby myśliwskie, pistolety paryskie, psy myśliwskie: charty, ogary, brytany. Na przykład z okazji imienin wojewoda podlaski „wiązał” Krzysztofa Zawiszę antałem wina starego i parą pistoletów paryskich, a J.P. Róża z Ogińskich Krasińska antałem wina przy innych podarunkach, insi wiązali bagatelami. Zawisza w prezencie imieninowym otrzymał też: psa gończego, wyśmienite strzelby, rzymskie bagatele, smycz chartów, pięknego konia, tarantowanego ogiera i sześć beczek wina.
Konie stanowiły szczególny rodzaj upominku. Niekiedy damy upominały się o obiecane na okoliczność imienin wymarzone konie, jak np. Elżbieta z Lubomirskich Sieniawska, zgrabnie przypominała w listach mężowi o obietnicy przysłania pięknego srokacza. W 1. poł. XVIII w. modne były konie tureckie, angielskie, wołoskie, ukraińskie i polskie, w 2. poł. XVIII w. zaś, ze względu na nowe karety i powozy preferowano konie niemieckie, duńskie, meklemburskie, pruskie, saskie i hiszpańskie.
Częsty rodzaj prezentu stanowiły też alkohole. Najczęściej darowano beczki wina (węgrzyna, tokaju), potem wino niemieckie, ryńskie, wino francuskie, burgunskie, wino szampańskie, wódki gdańskie, nalewki, modna była cynamonka, dubelt-hanyż, ceniono ratafię i krambambulę. Wielokrotnie opisy imienin wskazują na to, że solenizant przesadzał się na wino szampańskie, aby odpowiednio traktować swoich gości. Przedmiotem podarunku były też najlepsze gatunki kawy, czekolady oraz herbaty. Nie lada gratkę stanowiły zamorskie cukry, jak np. makaroniki, biszkopty, migdały i orzechy oblewane białym cukrem, ceniono też pierniczki i marcepany. Zdarzało się, że przedmiotem imieninowego podarunku były kosze konfitur przednich „mokrych”: wiśniowych, porzeczkowych, agrestowych, śliwkowych, czy „suchych”, jak np. gruszki smażone w cukrze, migdały w cukrze.
Słynne imieniny Jana Klemensa Branickiego z 1756 r. opisał Marcin Matuszewicz, wskazując, że zwykle hetman obchodził je wraz z urodzinami żony i trwały one co najmniej trzy dni. Były okraszone wierszami okolicznościowymi wygłaszanymi na powinszowanie solenizantowi i jubilatce przez poetkę Elżbietę Drużbacką, ale – co ważniejsze – deputaci koronnego trybunału lubelskiego wygłaszali oracje, dawano obiad, w planie były też: powinszowanie z armat i ręcznej strzelby, nabożeństwo, kazanie, wina wybornego w bród, do tego grała kapela, a wieczorem grano komedię z baletami, potem wydawano wieczerzę z tańcami. Następnego dnia hetman zorganizował po obiedzie wożenie batem po stawie, tańce i wieczerzę do rana. Trzeciego dnia przeniesiono się z Białegostoku do Choroszczy, gdzie oprócz solennego obiadu i przednich trunków oraz bicia z armat, odbyła się iluminacja nad kanałami oraz fajerwerk. Następnie – wieczerza, ponownie z tańcami. Co ważne, goście również byli upominkowani, czyli wiązani prezentami. Matuszewsicz zrelacjonował np.: deputat duchowny bierze w prezencie tabakierę szczerozłotą, stem czerw. zł napakowaną, a deputat świecki szablę szczerozłotą i czerw. zł pięćdziesiąt.
Inny opis imienin pani Branickiej wskazuje na to, że zawsze obchodzono je z należną jej godności oprawą. W jednym z listów pisanych w 1760 r. z Białegostoku do Warszawy przez naocznego świadka czytamy, że gdy kasztelan krakowski Klemens Branicki, dziedzic Białegostoku, wydawał ucztę na dzień imienin swej małżonki (Elżbiety Poniatowskiej, siostry Stanisława, późniejszego króla): stół był zastawiony w galerii na 200 osób, w tym stole wzdłuż był kanał napełniony winem tokajskim, co niby wyobrażało morze; po tym winie pływało 24 okręcików misternie zrobionych, a na nich były pistacje, wszelkie cukry, konfitury i rozmaite łakocie. Takowe okręty zatrzymywały się przed damami siedzącymi przy stole, które podług upodobania wybierały te przyjemne towary z okrętów. Po wetach przyniesiono ogromny puchar, który niegdyś był własnością Czarneckiego, a goście czerpali nim owe tokajskie morze, które to całe morze w przeciągu pół godziny zniszczone zostało.
Tekst: Agata Roćko