Ciąża jest, ojca nie ma – z życia obyczajowego mieszkańców Żółkwi

Ciąża jest, ojca nie ma – z życia obyczajowego mieszkańców Żółkwi

Ogromne dobra magnackie charakteryzowały się tym, że żyły w nich setki, a nawet tysiące ludzi. Różny był ich status: od zwykłych poddanych do dobrowolnie w nich osiadłych rzemieślników, kupców czy rolników, uprawiających ziemię. Właściciele dóbr próbowali wprowadzić pewne zasady funkcjonowania takich społeczności. Ustanawiali prawa obowiązujące w ich dobrach, zobowiązywali swoich zarządców do czuwania nad ich przestrzeganiem, a wszelkie przypadki łamania zasad sądzili i karali.

Oczywiście bardzo wiele zależało od kalibru sprawy. Jeśli chodzi o dobra Sobieskich, to o najcięższych zbrodniach, jak zabójstwa, napady czy pobicia słychać naprawdę rzadko. Natomiast spraw drobniejszych, wręcz wkraczających w nurt szeroko pojętej obyczajowości, jest naprawdę bez liku. Dziś budzą nasz uśmiech, jednak ludziom w nie zaangażowanym najczęściej do śmiechu nie było – no może niekiedy i co poniektórym. Inni, gdy sami nie mogli rozwiązać problemu, zazwyczaj stawali przed sądami powoływanymi przez pana włości lub jego zarządców.

Od takich problemów nie były wolne żółkiewskie dobra Sobieskich. W zachowanych materiałach archiwalnych natknąć się można na wiele świadectw najróżniejszych konfliktów powstających pomiędzy osiadłymi tam ludźmi. Niektóre z nich, pomimo najlepszych chęci osądzających, nie znajdowały ostatecznego rozstrzygnięcia i ich finał ma na zawsze pozostać tajemnicą.

W zasobie Narodowego Historycznego Archiwum Białorusi w Mińsku [NGAB, fond 694, op. 4, nr 993, k. 320-320v] zachował się pewien ciekawy dokument, relacjonujący sprawę, która swój początek przed sądem w Dworze Żółkiewskim miała 3 V 1704 roku. Trafiła tam niejaka Anna, córka Prokopa Kupki. Była to zapewne młoda dziewczyna, poddana pana dóbr żółkiewskich, królewicza Konstantyna Sobieskiego. Jej sprawę miał osądzić sąd we dworze żółkiewskim, złożony zapewne z lokalnych urzędników królewicza. Anna oskarżała innego poddanego, młynarza Senia Mielnika, o rzecz dla niego całkiem poważną: „iakoby ią miał violenti modo in praegnare [przemocą sprawić brzemienną], co się dopiero pokazuie, iako biaległowy zeznaią, że iuz iest w piąciu miesiącu”.

Jak to bywa w takich sprawach, sędziowie zaczęli się dopytywać o szczegóły. Razem z dziewczyną obecni byli jej rodzice, którzy również musieli odpowiadać na pytania. Obraz wydarzeń z udziałem młodej Anny okazał się zupełnie typowy, podobny do przeżyć setek tysięcy młodych panien niezależnie od epoki.

W całej sprawie jedno było pewne. Nasza bohaterka przeżyła pewną przygodę, ale nikt nie wiedział, czy była to pierwsza, czy któraś z kolei – zakończona tym razem ciążą. Ze swojego stanu Anna zdała sobie sprawę dopiero po długim czasie. Gdy już nie dało się go ukryć, musieli się o wszystkim dowiedzieć jej rodzice. Pierwsze pytanie, które zaskoczonym i zdruzgotanym rodzicom cisnęło się do głów, dotyczyło sprawcy tej niespodzianki. Wówczas Anna wskazała młynarza Senia Mielnika, dodając, że wziął ja przemocą.

Młynarz przed sądem z miejsca się wszystkiego wyparł. Dodał nawet, że specjalnie zważał, by w młynie, do którego także Anna wraz z innymi robotnikami przychodziła do pracy, nie było żadnych podobnych sytuacji. Dorzucił i to, że nikt z pracujących nie może zeznać, że widział go na jakichkolwiek swawolach.

Po zeznaniach sąd miał nie lada problem do rozstrzygnięcia. Z jednej strony oskarżenie Anny, z drugiej zeznanie młynarza, co do którego wiadomo było, że żaden z pracujących w młynie mu nie zaszkodzi. Nie była to epoka badań genetycznych, za pomocą których z miejsca można by stwierdzić, kto jest ojcem. Na niekorzyść dziewczyny przemawiało i to, że przez pięć miesięcy nie przyznała się do niczego rodzicom i nie wskazała winnego wcześniej. Najważniejsze jednak, że nie podała żadnych świadków zdarzenia, o które oskarżała młynarza.

Dodatkowo dość szybko sędziowie zaczęli mieć wątpliwości co do reputacji dziewczyny. Dopytując się o nią, usłyszeli od poniektórych, że chodziła na pastwiska i tam razem z pastuchami pasała bydło. Zapewne niejedna wiejska dziewucha pasała w takim towarzystwie bydło. Jednak w konkretnym przypadku Anny mogło znaczyć to coś więcej. Grono kandydatów na tatę dziecięcia, pozostającego jeszcze w brzuchu przyszłej mamy, raptem się powiększyło.

Dziewczyna chyba zaczęła czuć się osaczona pytaniami i oskarżeniami... Nadal jednak twardo obstawała przy swoim. Twierdząc, że młynarz jest sprawcą ciąży, nie chciała wskazać żadnego innego mężczyzny, który by mógł być ojcem jej dziecka. Całą krytyczną sytuację, w jakiej znalazła się Anna, opisano w protokole sprawy następująco: [k.320-320v] „Sąd tedy Dworski Żółkiewski Administratorski uważywszy oboiey strony skargi i odpowiedzi, tak deciduie. Ponieważ biała głowa w przypadku swoim bez wszelkiego dokumentu na człowieka instiguie, będąc w taki wielu inszych okaziach ustawiczną, zwłaszcza z pastuchami bydła pasając, iako ludzie świadczą, powinna być karana rózgami od ludzi z Gromady, na to wystawionymi, pułtorasta plag, waruiąc iey zdrowie w tym karaniu y iey płodu, aby koniecznie przyznała z kim się to stało, gdzie na którym mieyscu, y iak dawno, ponieważ teraz żadney nie przyznawała prawdy y rozmaicie opowiadała”.

Zniecierpliwieni sędziowie postanowili przymusić Annę do wyjawienia prawdziwego winnego przy pomocy 150 rózeg. Wymierzyć je mieli ludzie wyznaczeni przez starszyznę jej wsi, czyli sąsiedzi. Warto podkreślić swoisty humanitaryzm ówczesnych sędziów, którzy zastrzegli, że chłosta ma być tak przeprowadzona, by nie zaszkodziła ani Annie, ani jej dziecku.

Finał sprawy nieco zadziwia. Sędziowie mieli chyba jakieś wątpliwości, zastrzegli bowiem, że jeśli kobieta nie przyzna się i nie wskaże innych winnych, to Mielnik sam, nie dlatego żeby był winny, gdyż na to nie ma żadnego dowodu, „powinien będzie dać złotych szesnaście na krowę dziecięciu na wyżywienie, jeśli się prawdziwie pokaże dziecię”. Do egzekucji tego dekretu Anna miała siedzieć sama jedna za kratą, a obwiniony miał pozostawać pod kontrolą. Także Gromada i starszyzna wiejska wycofała się z wymierzenia plag „póki się ta białogłowa od ciężaru nie uwolni”.

Jaki był sens takiego zakończenia sprawy? Dlaczego nie wystosowano oficjalnego oskarżenia wobec Mielnika, a jednocześnie nakazano mu opłacenia krowy? Z jakiego powodu gromada odstąpiła od wychłostania Anny? Nie mamy pewności, ale możliwe, że powszechnie było wiadomo, że Anna mówiła prawdę. Nie miała tylko świadków, którzy by jej zeznania poparli. Jej słowo, słowo zwykłej poddanej, znaczyło niewiele przeciwko słowu młynarza, a jeszcze traciło na wartości w świetle doniesień o pasaniu przez nią bydła w towarzystwie pastuchów. Jeśli tak było, to sędziowie, nie będąc w stanie udowodnić winy młynarzowi, a dopełniając wymogów ówczesnego prawa, zrobili, co mogli, w sprawie młodej Anny.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego:

Polecane artykuły

1 / 3
    • Ad Villam Novam

      Wstydliwa sprawa, czyli jak w Żółkwi pieniądze fałszowano

      Pieniądze fałszowano, odkąd sięga pamięć. Czyniono to na różne sposoby. Wartość metalowych monet opierała się na ich wadze, a przede wszystkim na zawartości szlachetnego kruszcu. Prawo do bicia pieniądza rezerwowali sobie zazwyczaj panujący. Niekiedy spec

      Grafika przedstawia dwie monety z awersami i rewersami. Są to monety gdańskie z wizerunkiem Jana III Sobieskiego. Na górnej król w zbroi i wieńcu laurowym na głowie. Na dolnej monecie król ubrany w strój królewski, z koroną na głowie.
    • Ad Villam Novam

      Dole i niedole arendarza dóbr magnackich

      O potędze magnata w dawnej Rzeczypospolitej decydowała ilość posiadanych dóbr ziemskich. Niektóre rody u szczytu swojej potęgi dysponowały rozległymi majątkami rozrzuconymi zarówno po Koronie, jak i po Wielkim Księstwie Litewskim. Dla przykładu majątki Ra

      Rycina przedstawia portret wąsatego mężczyzny w okrągłej ramie. Ubrany jest w zbroję i płaszcz spięty broszą. Pod ramą napis oraz hełm i książki. Jest to portret Michała Kazimierza Radziwiłła „Rybeńki”.
    • Ad Villam Novam

      Żydowscy mieszkańcy Żółkwi przed sądami

      Żółkiew założył w 1597 roku hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski. Była ona specjalnie projektowana tak, aby spełniła wszystkie warunki modnej wówczas idei miasta idealnego. Kilka lat później, bo w roku 1603, Żółkiew za przywilejem króla Zygmunta III

      Rycina przedstawia scenę rodzajową z ludźmi. Na środku kompozycji stoi wóz zaprzężony w konia. Na wozie ułożone klatki z ptactwem. Wokół ludzie, którzy kupili lub chcą kupić ptaki. Rozpoznajemy min. Żydów. Jest to rycina z 19 wieku.
    • Ad Villam Novam

      Kochane pieniążki przyślijcie rodzice

      Rodzice doskonale wiedzą, jak wiele pieniędzy kosztuje zapewnienie dzieciom dobrego wykształcenia. Niedawno ktoś policzył, że koszt wychowania dziecka w Polsce wynosi ok. 200 tys. zł. Z podobnymi problemami zderzali się w dawnej Polsce zasobni w grosz mag

      Grafika przedstawia herb Radziwiłłów - Trąby. Pośrodku orzeł w koronie z rozpostartymi skrzydłami, na szczycie również orzeł w koronie. Jest to ilustracja z dzieła J. Łoskiego „Jan Sobieski, jego rodzina, towarzysze broni i współczesne zabytki".

    Słowa kluczowe