Rzeczy codzienne i niecodzienne w listach Marii Kazimiery z Rzymu

Rzeczy codzienne i niecodzienne w listach Marii Kazimiery z Rzymu

Choć na kartach listów Marii Kazimiery do najstarszego syna Jakuba królują głównie sprawy rodzinne i polityka, raz po raz pojawiają się wzmianki o przedmiotach – zarówno luksusowych i cennych, jak i codziennych, o mniejszej wartości materialnej[1]. Być może te drugie stanowią nawet ciekawszy materiał, gdyż pokazują królową od strony prywatnej jako osobę zapobiegliwą, dość oszczędną i oddaną sprawom rodzinno-domowym. Z kolei przedmioty droższe najczęściej wiązały się z prywatną dyplomacją Marii Kazimiery, która wręczała je jako prezenty, chcąc w ten sposób osiągnąć konkretne korzyści dla Domu Sobieskich. Pojawiały się wśród nich także drogocenne klejnoty Rzeczypospolitej czy srebra zastawione na potrzeby elekcji w 1697 r., będące świadkami politycznej przeszłości. Jeszcze inne miały związek z reprezentacją i prestiżem, który królowa na obczyźnie starała się za wszelką cenę podtrzymać.

Szykując się w 1698 r. do wyjazdu do Rzymu na zaproszenie Innocentego XII (1615-1700), Maria Kazimiera pragnęła zaprezentować się zgodnie z królewską rangą zarówno podczas podróży, jak i w czasie uroczystego wjazdu do miasta. Nie szczędziła więc starań, dbając o najdrobniejsze detale dotyczące ubiorów, jak i środków lokomocji. W przygotowaniach pomagał jej Jakub, rezydujący wówczas w Oławie na Śląsku, gdzie zdaniem królowej można było kupić różne towary taniej niż na przykład w Gdańsku. Ponadto najstarszy królewicz sprowadzał dla matki towary z zagranicy - z terenów Cesarstwa czy z Francji. Najpierw przysłał jej piękne materiały – białą morę, czyli tkaninę jedwabną lub półjedwabną o splocie przypominającym słoje drzewa, używaną na suknie lub dodatki do odzieży, oraz sajetę – cienkie, ale wytrzymałe sukno z wełny lub jedwabiu o falisto-mieniącym się deseniu, wykorzystywaną do szycia odzieży wierzchniej, okryć i sukien. Królowa zachwycona pisała: „Trzeba przyznać, że masz najlepszy gust na świecie”. Zaznaczała jednak, że zwróci mu pieniądze, gdyż nie chce czuć się skrępowana, prosząc go w przyszłości o kolejne zakupy. I rzeczywiście, w jednym z kolejnych listów prosiła syna, żeby zadbał o dostarczenie jej z Paryża bielizny, koronek i rękawiczek.

Następnie, na dwa i pół miesiąca przed wyjazdem Jakub dostał od matki zadanie obstalowania w Hanowerze karety - wygodnej, gustownej i reprezentacyjnej. Przede wszystkim miała być osadzona „na dobrych osiach, umiejętnie wykonanych, połączonych drążkiem z giętkiego drewna”, aby jak najmniej trzęsła. Co do wyglądu, królowa rozważała dwie wersje – obitą aksamitem czarnym lub szarym. Na pewno kareta miała mieć pokrycie impériale, czyli lekko wypukły dach z zewnątrz obity skórą, a od środka wyściełany drogimi materiałami z bogatym haftem. Ponadto miały ją zdobić „frędzle z czarnego jedwabiu i odrobiną złota”, chwosty, taśmy lub pompony. Jakub miał też do niej dobrać adamaszkowe firanki oraz kapę, czyli pokrowiec ze skóry lub woskowanego płótna, który chroniłby ją przed kurzem i uszkodzeniami. 

Maria Kazimiera prosiła też syna, ufając jego gustowi, o kolejne tkaniny – tym razem o aksamit w czarny wzór roślinny na złotym tle oraz o „najpiękniejszy, jaki można znaleźć, i najlepszy” stalowoszary tuzinek, czyli grube sukno które, jak zaznaczała, miało być w odcieniu ciemnoszarym, a nie brązowym. Chciała także, aby Jakub kupił ten sam materiał, ale w pośledniejszym gatunku dla pokrycia ośmiu wozów podróżnych zwanych karawanami oraz sześciu „innych dużych wozów”, służących zapewne do przewozu jej dobytku do Wiecznego Miasta. Dodatkowo królowa zaplanowała, że w jej orszaku znajdą się pajucy, czyli z turecka ubrani pokojowcy, znani już mieszkańcom Rzymu z poselskich wjazdów polskich magnatów i postrzegani przez nich jako niezwykle atrakcyjny i egzotyczny element orszaków. Maria Kazimiera zamówiła dla nich tuzin srebrnych pasów i wiszących na nich szabel oraz srebrnych lasek zdobionych nie tylko polskim orłem, ale także tarczami herbowymi Sobieskich i d’Arquienów. 

Monarchini, pisząc do syna w tej sprawie list z Jaworowa, nie omieszkała podkreślić, że we Wrocławiu, z uwagi na bliskość Leszna, które było znanym ośrodkiem sukienniczym, materiały są znacznie tańsze. Podobnie miało być w przypadku sreber, które dodatkowo były wytwarzane przez „lepszych i sprawniejszych” rzemieślników od tych na Rusi. Z kolei w Gdańsku tańsze były uprzęże i siodła, które Maria Kazimiera zamówiła na podróż.

Z wyjazdem królowej wiązała się również kwestia klejnotów koronnych, które w 1676 r. zostały zastawione przez Rzeczpospolitą na potrzeby wojenne u Jana Sobieskiego na sumę 120 tys. zł., a po jego śmierci przeszły w ręce Marii Kazimiery. Monarchini zobowiązała się, że zostawi je w kraju, opatrzywszy je pieczęciami senatorów godnych zaufania: podskarbiego nadwornego koronnego Atanazego Miączyńskiego (1639-1723), kasztelana krakowskiego Stanisława Jana Jabłonowskiego (1634-1702), kasztelana wileńskiego Józefa Bogusława Słuszki (1652-1701) i referendarza koronnego Stanisława Antoniego Szczuki (ok. 1654-1710). Okazało się jednak, że zabrała je ze sobą, nie do końca w zgodzie z prawem, do Wiecznego Miasta. Klejnoty w wyniku podziałów majątkowych Sobieskich dokonanych w Lublinie w kwietniu 1699 r. przeszły w posiadanie królewicza Jakuba. Królowa jednak nie chciała ich odesłać synowi, trzymając je zamknięte w szkatułce, która w dodatku – jak wynika z listów – zamokła. Na szczęście klejnoty na tym nie ucierpiały. Mimo iż królewicz jawnie okazywał w korespondencji swoją złość na matkę za ich przetrzymywanie, kilka razy jeszcze musiał prosić ją o odesłanie klejnotów. Maria Kazimiera znajdowała różne preteksty, żeby tego nie robić, ponieważ chciała wymusić na synu przyjazd do Rzymu. Obiecywała wielokrotnie, że wówczas przekaże mu klejnoty osobiście. Najprawdopodobniej stało się tak podczas pobytu królewicza w Wiecznym Mieście w 1700 r. z okazji obchodów Roku Jubileuszowego. Ostatecznie precjoza koronne odziedziczyli przez córkę Jakuba, Marię Klementynę (1701-1735), Stuartowie, którzy z czasem je sprzedali.

Podczas pobytu na obczyźnie Regina di Polonia zwracała się do najstarszego syna z kolejnymi prośbami o zakupy, choć nie robiła tego bardzo często, kierując się zapewne względami finansowymi. W pół roku po przybyciu do Rzymu prosiła go na przykład o kupno we Wrocławiu cienkiego płótna holenderskiego o ciasnym splocie, aby uszyć z niego poduszki i koszule dla wnuczki, Marii Kazimiery młodszej (1695-1723). Pisała do syna: „Nie można znaleźć tutaj w Rzymie pięknej tkaniny”. Poszukiwała też srebrnych żyrandoli, a także srebrnego ekranu do kominka, używanego do ochrony przed nadmiernym ciepłem. Chciała, żeby ekran był taki, jak ma królewicz Aleksander, szacując jego cenę na 10 tys. écu. Wyjaśniała, że tutejsi mieszkańcy mają wprawdzie „doskonale piękne meble, ale mało pięknych sreber pokojowych”. Dodawała jednak, że nie są to rzeczy jej niezbędne, co pewnie było spowodowane faktem, że zamieszkała w bogato umeblowanym pałacu rzymskiego arystokraty Livio Odescalchiego (1652-1713). Gdy z kolei przeniosła się w 1702 r. do nabytego przez nią Palazzo Zuccari, informowała syna, że obiła meble gryzetką, czyli tkaniną jedwabną lub półjedwabną z wątkiem wełnianym albo bawełnianym, początkowo szarego koloru (stąd nazwa, fr. gris - szary), ale później różnokolorową. Królowa nie wspomniała, jakiego koloru była owa gryzetka, ale Jakub musiał wyrażać wątpliwości wobec jej wyboru, skoro zapewniała go, że efekt go zaskoczy. Pisała: „kiedy robię najmniejszą rzecz, to zawsze w intencji, że moje biedne dzieci po mnie je będą miały”.

Innym razem Maria Kazimiera zapragnęła mieć węgierkę „dobrze skrojoną z czarnego sukna z ozdobami ze srebra lub zupełnie prostą”, inaczej szubkę, czyli wierzchnie okrycie podbite futrem. Nieczęsto prosiła syna o ubrania, ale wyraźnie ucieszyła się, gdy przysłał jej w prezencie stengierkę, czyli kobiecą chustkę na szyję, przetykaną złotymi lub srebrnymi nićmi. Oceniała, że jest bardzo ładna, ale traktowała ją przede wszystkim jako dowód pamięci. Żałowała jedynie, że Jakub nie mógł wręczyć jej osobiście. Pragnęła też, aby przesłał jej miniatury z portretem własnym i jego braci, skoro nie mogła się doprosić, by odwiedzili ją w Rzymie.

Królowa starała się odwdzięczać synowi, przesyłając mu rzeczy praktyczne, na przykład te związane z jego leczeniem. Jedną z nich był gorset ortopedyczny, niezbędny dla syna ze względu na wadę postawy. Jego uszycie poleciła swojemu krawcowi, a następnie wysłała go przez pewnego szlachcica do Wiednia, gdzie miał go odebrać agent Jakuba. Do paczki dołączyła jeszcze małe plastrony z bawełny, które miały uzupełnić ewentualne wgłębienia w gorsecie. Kwestia odpowiedniej postawy musiała być dla królowej istotna, gdyż w innym liście wspominała królewiczowi o sprowadzeniu z Paryża za pośrednictwem zakonnic specjalnej konstrukcji ortopedycznej dla jego córki Marysieńki. Miała ona kształt krzyża obitego czarnym aksamitem, który przymocowywało się do ramion i szyi, wymuszając wyprostowaną postawę. Maria Kazimiera pisała, że chciałaby, aby jej synowa, Jadwiga Elżbieta miała podobną konstrukcję, gdyż noszą ją wielkie osobistości, co przydaje im wielkiej gracji. Nie wiadomo, czy żona Jakuba dostała od niej w prezencie ów krzyż, ale na pewno teściowa wysłała królewiczostwu Sobieskim sześć krzyży z Caravaca de la Cruz w Hiszpanii, które według tradycji chrześcijańskiej miały chronić przed chorobami i zarazami. 

W rzymskiej korespondencji pojawiają się też cenne przedmioty, które władczyni planowała ofiarować królom lub królowym, chcąc ich pozyskać dla jakiejś sprawy, zazwyczaj związanej z materialnym lub politycznym bytem rodziny. Chcąc uzyskać rentę na beneficjach hiszpańskich dla Jakuba, wysłała królowi Karolowi II Habsburgowi (1661-1700) „złoty puchar z łosiem w środku”, czyli wyłożony kopytem z łosia, które wykorzystywano wówczas także jako element ozdobny biżuterii. W tym przypadku jednak chodziło o właściwości zdrowotne kopyta, które według wiedzy królowej miało pomóc schorowanemu władcy w leczeniu doskwierającej mu epilepsji. Puchar Maria Kazimiera dostała w prezencie od synów i – jak dowiadujemy się z listów – przechowywała go w szafie na zamku w Żółkwi. Być może miała wyrzuty sumienia, że pozbywa się prezentu od królewiczów, bo wyjaśniała Jakubowi: „Widzisz dobrze, mój drogi synu, że to, co z nim robię, jest jedynie po to, by sprawić, by ten dwór był dla nas bardziej życzliwy”. Jednocześnie zapobiegliwa królowa wysłała prezenty żonie Karola II, Marii Annie von Pfalz-Neuburg (1667-1740). Były to „turkusowy pierścień z fasetami” i krzyż, które dotykały świętych relikwii. Krzyż był jej prezentem imieninowym od synowej, Jadwigi Elżbiety, ale najwyraźniej królowa uznała, że może go przekazać w inne ręce w sprawie dotyczącej młodych Sobieskich. Gdy z kolei w 1703 r. podczas wielkiej wojny północnej Jakub włączył się w spisek detronizacyjny przeciwko Augustowi II Wettinowi (1670-1733), matka usiłowała zapewnić mu ciche poparcie papieża Klemensa XI (1649-1721), którego obłaskawiała różnymi prezentami. Uzgadniała z synem, żeby poszukał w Gdańsku „dużego krucyfiksu, czterech albo sześciu świeczników, które można by jeszcze dołączyć do tego dla ozdoby ołtarza z bursztynu”. Dodawała, że podczas wizyty w mieście nad Motławą widziała bursztynowe świeczniki „za niewielkie pieniądze”, które wraz z wymienionymi wyżej krzyżem mogłyby posłużyć za wyposażenie kaplicy.

Wydaje się jednak, że nie za wszystkimi prezentami królowej kryły się intencje polityczne. Tak było w przypadku Jolanty Beatrycze Bawarskiej (1673-1731), żony wielkiego księcia Toskanii Ferdynanda Medyceusza. Wielka księżna była rodzoną siostrą Maksymiliana II Emanuela (1662-1726), męża Teresy Kunegundy (1676-1730), więc łączyły ją z Marią Kazimierą więzy rodzinne. Prezent służył raczej ich podtrzymaniu, podobnie jak korespondencja między nimi. W kwietniu 1702 r. królowa obiecała „bardzo groźnie chorej” Jolancie Beatrycze, że wyśle jej „mały portret w plakietce bransoletki Najświętszej Marii Panny z Częstochowy”, który dotykał oryginalnego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej z Jasnej Góry. Wierzono wówczas, że dotknięcie lub potarcie przedmiotu o obraz przeniesie na niego jego „cudowność”. Najpierw Regina di Polonia zwróciła się w tej sprawie do królewicza Aleksandra, ponieważ wielka księżna toskańska miała mu okazać „tysiące uprzejmości”, a ponadto była przyjazna całej rodzinie Sobieskich. On jednak nie wywiązał się z zadania, więc królowa przekazała je Jakubowi, który również długo ociągał się z przesłaniem owej miniatury osadzonej na miedzianej plakietce-zapięciu bransoletki. Irytowało to jego matkę, tym bardziej że prosiła go jeszcze o relikwie św. Kazimierza, jej patrona. Ostatecznie Jakub spełnił jej prośbę jesienią 1703 r. 

Można byłoby się spodziewać, że w korespondencji królowej-wdowy znajdzie się o wiele więcej przedmiotów luksusowych, służących podkreślaniu jej pozycji społecznej i budowaniu prestiżu poza granicami Rzeczypospolitej. Tymczasem Maria Kazimiera była oszczędna i rozważna, a drogie rzeczy służyły podtrzymaniu jej relacji z wpływowymi osobami, które mogły przyczynić się do poprawy losu Sobieskich. Trzeba też wziąć pod uwagę, że najstarszy syn nie był najlepszym adresatem informacji o nabywanych przez nią ubiorach i kobiecych dodatkach, a można się domyślać, że chciała dobrze prezentować się przed rzymskimi elitami. Z listów wynika jednak, że Maria Kazimiera doceniała urodę przedmiotów, znała ich wartość, nie tylko materialną, a ponadto miała dobry gust.
 
[1] Artykuł powstał na podstawie listów Marii Kazimiery do królewiczów Jakuba, Aleksandra i Konstantego, wydanych w serii Monumenta Sobiesciana przez Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Zob. Listy Marii Kazimiery z Archiwum Sobieskich w Oławie, t. 1, Listy do synów z lat 1696-1704, opr. i red. nauk. A. Leyk i J. J. Sowa, Warszawa 2019, Listy Marii Kazimiery z Archiwum Sobieskich w Oławie, t. 2, Listy do synów z lat 1699-1704, oprac. i red. nauk. A. Czarniecka, tłum. R. Zaborowski, Warszawa 2021, Listy Marii Kazimiery z Archiwum Sobieskich w Oławie, t. 3: Listy do królewicza Jakuba z lat 1699-1703, red. nauk. A. Czarniecka, tłum. A. Leyk, Warszawa 2024.

 

 

Słowa kluczowe