Wygódka albo pryweta i... kominek

Wygódka albo pryweta i... kominek

Wygódka, wychodek, pryweta – owe dawno wyszłe z użycia synonimy odnosiły się niegdyś do ustronnego i absolutnie niezbędnego w codziennej ludzkiej egzystencji miejsca, w którym składało się „ciężary natury”. Z uwagi jednak na intymność i wstydliwość owego kątka nie był on godny wzmianki w ówczesnych źródłach pisanych i drukowanych w Polsce przedrozbiorowej, w związku z czym dysponujemy jedynie marnymi strzępami informacji, zamieszczanych z zażenowaniem tu i ówdzie. Anonimowy autor Krótkiej nauki budowniczej z 1659 r. stwierdzał wprost: „Niegodna rzecz zda się pióra i karty o prywetach pisać”. Może dlatego Adam Jarzębski w swoim Gościńcu albo krótkim opisaniu Warszawy (1643) słowem nie wspomniał, w odróżnieniu od łazienek, o tym przybytku, który przecież musiał – choćby w najbardziej prowizorycznej formie – mieścić się tak w zamku Wazów, jak i w pozostałych, zachwycających autora pałacach stołecznych.

Wiadomo, że w warszawskim zamku za czasów Anny Jagiellonki murarze „wywiedli miejsce potrzebne” na zewnątrz budynku, brukarze porobili ścieki przy domu drabantów, czyli straży przybocznej króla, i doły te od czasu do czasu „chędożono”. W cytowanej wyżej Krótkiej nauce budowniczej (traktującej o pałacach i dworach) autor doradzał, „aby dziura, którą sordes spadają, miała wzwyż komin nad dach, którym exhalabit faetor. Potem na dole uczynić kanał bardzo stoczysty, sklepiony i doprowadzić go do wody i sprawić, aby deszczowa z dachów woda do niego stok swój miała”.

Kiedy indziej przemyca się jakaś informacja w protokołach rewizji ławniczych miasta Warszawy. I tak w jednym z nich, lustrującym posesję niejakiego pana Kołpaczyńskiego na Krzywym Kole w 1696 r., czytamy: „widzieliśmy przy kamienicy jego, z dawna Łętowską nazwanej, beczkę wielką oliwną fecibus ad praesens próżną, pro cloaca postawioną, w którą z góry potrzebność mają, kloaki zaś nie mogą głębokiej w ziemi w tym miejscu, gdyż to jest uliczka publiczna...”.

Takie i podobne zbiorniki nieczystości znajdowały się tylko w najwystawniejszych kamienicach, jeżeli zaś mieściły się w dworach i pałacach, to wiedza o prywetach, z reguły ukrytych przed postronnym okiem, należała wyłącznie do gospodarza. Dlatego gościom łatwiej było czmychnąć do ogrodu, w krzaczki, aniżeli błądzić po nieznanym sobie domostwie. 

Osobne kłopoty przydarzały się przy zjazdach gości, noclegujących na wspólnej słomie w izbie po hucznej biesiadzie. „Nie było to ze wszystkim dobrze – pisał barwnie ksiądz Jędrzej Kitowicz – ile przy obżarstwie i pijatyce wydarzały się przypadki rażące powonienie i wstyd: „kiedy jeden z przeładowanym żołądkiem, rozmarzony snem, nie mogąc trafić do drzwi, lada gdzie między śpiącymi złożył ciężar natury albo oblał niepachniącą wodą (...). Urynałów stawiać przy łóżkach gościnnych nie było w zwyczaju. Kto był uczciwy, wychodził z potrzebą na dwór, chociaż w trzaskający mróz, nie obawiając się kataru, kto zaś nie chciał zadawać sobie tej przykrości, zalewał w kominie ogień, który zwyczajnym trzaskiem niejednego ocucił ze snu i przestraszył”.

A więc już wiemy, że wciąż nierozwiązany problem toalet publicznych datuje się od Sarmacji...

Polecane artykuły

1 / 3
    • Silva Rerum

      Urynały czyli naczynia nocne

      Naczynia nocne, zwane potocznie urynałami (choć ich funkcja miała szerszy zakres) cieszyły się zawsze, przez wszystkie stulecia, ogromnym powodzeniem, jako że wygódki trafiały się rzadko i były trudno dostępne. Zawartość owych naczyń zwykle po nocy wylewa

      Grafika z portretem męskim. Portret z profilu, osadzony na grubej skórze. Mężczyzna w starszym wieku, z półdługimi włosami, sportretowany do szyi. Jest to Julian Ursyn Niemcewicz, absolwent Szkoły Rycerskiej.
    • Silva Rerum

      Problemy z wodą i kanalizacją we Wrocławiu w XVII i XVIII w.

      W stuleciach XVII a zwłaszcza XVIII we Wrocławiu wraz z rosnącą liczbą ludności miasta oraz zmianami obyczajowymi sukcesywnie następował wzrost zapotrzebowania na wodę. Woda dostarczana była do miasta wodociągami. We Wrocławiu wprowadzono je prawdopodobni

      Grafika przedstawia scenę, w której kobieta czerpie wodę z fontanny miejskiej. Nie jest to klasyczna studnia umieszczona w ziemi. Kobieta ubrana w luźną bluzkę i długą, marszczoną spódnicę, pochyla się nad wiadrem. Trzyma w ręce dzban do którego leje wodę.

    Słowa kluczowe