We śnie często dochodzi do pomieszania światów...

...na przykład ludzkiego ze zwierzęcym. Wyobrażam sobie świat oparty na obrazach, zdarzeniach, relacjach międzyludzkich. Marzę o sytuacjach, które ze złych przeradzają się w dobre i z dobrych w złe. To skrajne sytuacje pokazują formy czyste. Każda forma jest kumulacją moich myśli i ich syntezą. Wyobraźnia pozwala mi złączyć to, co fizyczne i namacalne, z psychicznymi doznaniami płynącymi ze świata fantazji. Jest narzędziem pozwalającym przekraczać granice świata zmysłowego. Marzenie senne umożliwia wyjście z powszedniego automatyzmu wykonywanych czynności, aby wprowadzić w zupełnie inny świat. Prowokuje do zmiany poglądu na otaczającą rzeczywistością oraz na własną pracę twórczą.

/Jan Gostyński

Głosem Artysty

O formie

Nie dlatego tworzę, aby dać dojść do głosu treściom, których jestem świadom, lecz po to, aby dokopać się jak najgłębiej do formy, z której wydobędę te treści ukryte, do których nie ma innej, łatwiejszej drogi. To od niej, formy, dowiaduję się o tym, co powstaje.

Materia – forma – materia

Na materię oddziałuje wiele sił. Forma jest ograniczeniem otaczającej nas materii. Określa czas trwania, jest w danym momencie. Od chwili nadania jej bytu, uformowania, poddana jest rozpadowi. Próbuję podtrzymać jej istnienie. Decyduję, kiedy ją pozostawić. Odcinam się. Przestaję prowadzić z nią dialog, aż w końcu staje się samowystarczalna. Materia potrzebuje mnie w takim samym stopniu, jak ja jej. Uformowana na podstawie mojej myśli, staje się czymś ważnym. Jest przecież zbiorem moich fantazji, moim odbiciem, wreszcie czymś magicznym, mistycznym. Opanowuję materię i nadaję jej formę. Przez emocje. Z poczucia żalu i rozczarowania. Tłumionej agresji. Szczęścia i miłości. Tego, co symbolizuje życie, energię.

Z potrzeby stworzenia własnego mitu, który oparty jest na moich wczesnych doświadczeniach oraz próbach odtworzenia tego, co niegdyś zostało utracone. Tylko tak jestem w stanie osiągnąć harmonię. Smutek, żal, rozczarowanie, tęsknota, agresja, euforia, szczęście, miłość, poczucie, potrzeba poznania. Niesamowite. Wszystko to zawarte jest w formie. To wszystko wytwarza energię, materię, strukturę przekraczającą wymiary. Wymiary kreowane przeze mnie. Moim celem jest zebranie tego wszystkiego i zamknięcie w więzieniu, w pudełku, klatce czekającej na otwarcie. Uwolnienie. Wolna materia.

O śnie

Czas snu, czas przemyśleń pojawia się nieoczekiwanie. To fantazja. Kreacja wyobraźni. Ucieczka. Reakcja. Bodziec. Zapomnienie. Budzi najgorsze i najlepsze doznania. Przepełnia grozą. Przerażający i ekscytujący zarazem. Pcha mnie do jego pogłębiania. Rozeznania się w nim. Mam ochotę zapuścić się w najmroczniejsze zakątki. Dzięki niemu jestem kimś innym. Mogę robić, co chcę, bez konsekwencji. Przeczy rzeczom poznanym. Szczęśliwy, radosny, piękny. Każdy sen napędza następny. Następny nie wie, że był poprzedni.

Sen często przybiera formę chimeryczną. Rodzą się bestie i nieznane wcześniej twory. Wypełzają z mojej podświadomości. We śnie często dochodzi do zmiany proporcji przedmiotów. Stają się wydłużone, powyginane, zachwiane zostają również wszelkie prawa fizyki. Zmienia się przyciąganie form. Nawiązując do kierunku w sztuce zwanego surrealizmem, zdaję się tworzyć świat nadrealny. Tak też moje rzeźby-istoty, nabierają nadrealnych kształtów w stosunku do otaczających ich rzeczy, ale również w stosunku do osi orbity, wokół której funkcjonują.

Walka

Proces twórczy polega na zbudowaniu, stworzeniu nieokreślonej formy, a następnie na jej destrukcji, która, pod wpływem emocji i narzuconej sobie dyscypliny, prowadzi do jej rekonstrukcji. Narzucanie. Zdzieranie. Uspokajanie materii. Żeby coś stworzyć, muszę najpierw coś zniszczyć. Inaczej to nie będzie aktem twórczym, lecz przetwarzaniem. Niszczę pierwszą myśl. Cała akcja zatacza koło. W pewnym momencie trzeba powiedzieć sobie dość. To jest samodoskonalenie. Doskonalenie formy. W pierwszej fazie musi powstać szkielet, konstrukcja. Coś, co udźwignie materię. Naprawdę najważniejsza część. Kręgosłup. Od niego zależy, jak wszystko się potoczy, w jaki sposób będzie przebiegać dynamika. To, gdzie będzie moment krytyczny formy.

Pierwszym kręgiem jest szkic na papierze. Jest spontaniczny. Dotyczy konkretnego zdarzenia, obrazu, emocji, marzenia, snu. Rysuję kolejne. Sprawdzam różne możliwości. Upewniam się. Przewiduję. Planuję. Na tej fantazji opiera się moja praca, z niej powstaje szkic na papierze będący przekształceniem obrazów. Przeważnie to przerysowany obraz formy docelowej. Ona będzie bardziej skomplikowana, przestrzenna, a zarazem syntetyczna w swojej materii. Zawsze różna od rysunku, ale ten rysunek jest ważny. Jest zarodkiem, nowym etapem życia formy. Czuję silną potrzebę urzeczywistnienia, zmiany siebie w procesie. Czasem jest tak, że przechodzę różne fazy i jednak wracam do etapu rysunku, ale zdarza się, że forma jest już gotowa. Ciekawość wygrywa. Muszę sprawdzić, co będzie, a później... co będzie. Forma czasem jest szkicowa, czasem nie. Jest naładowana moją osobą, ekspresją. Ludzką ręką. Nadchodzi moment kulminacyjny. Przejście z papieru i czarnych pociągnięć flamastra w przestrzeń. Rozpoczyna się walka.

Jan Gostyński

Artysta, rzeźbiarz, urodzony w 1994 r. w Warszawie. Absolwent Wydziału Rzeźby warszawskiej ASP, dyplom magistra sztuki obroniony pod kierunkiem prof. Adama Myjaka.

Autor m.in. instalacji rzeźbiarskiej pt. „NIE–LUDZIE”, zrealizowanej w Warszawie, przed zabytkowym budynkiem Mazowieckiego Instytutu Kultury przy ul. Elektoralnej 12.

W 2022 r. nominowany do nagrody im. Cypriana Kamila Norwida w kategorii: sztuki plastyczne, gdzie uzyskał wyróżnienie oraz imienny medal. W 2023 r. w ramach Międzynarodowego Sympozjum Rzeźby Współczesnej w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku zrealizował dwie monumentalne prace pt. „DEKONSTRUKCJA PRZETRWANIA” (są w stałej ekspozycji w Parku Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku).

Brał udział w wielu wystawach indywidualnych oraz grupowych, o których można poczytać na jego stronie internetowej: https://jangostynski.com/.

Stanisław Kostka Potocki – twórca wilanowskiego muzeum – przywiązywał wielką wagę do spotkania sztuki współczesnej z dziełami epok minionych. „Nie-ludzie” – trzy rzeźby Jana Gostyńskiego ustawione w 2025 r. na tle wilanowskiej galerii rzeźby historycznej, są znakiem, że ten sposób myślenia o rozwoju sztuki powraca i dzisiaj. Inna forma, lecz emocje podobne. Inne materiały, lecz niepokój o przyszłość przelany w formy sztuki współczesnej.
/Dorota Folga-Januszewska

Wygnańcy wyobraźni, czyli forma myśli

autorka: Weronika Zasada-Stańska

Sen jest prawdziwą feerią kształtów. Rzeczy potrafią ulegać tam dziwnym odkształceniom: kurczą się, rozrastają, znikają, więdną. Niekiedy poszczególne formy zastygają w trakcie procesu redukcji ich tożsamości, a za chwilę ewoluują i jakby na prawach mitu zamykają swoje eksperymentalne życie w kształty wypolerowane i uchwytne, przypominające lustra lub zwichrzone i nieokiełznane. Stymulujący kreacyjną moc sen, ta arkadyjska, a niekiedy budząca grozę i profetyczna kraina jest ojczyzną pomysłów Jana Gostyńskiego.

Według Artysty każdy jego obraz rodzi się z niezgody na to, że coś przeminęło, oraz z odważnego, wręcz bezkompromisowego pragnienia odtajniania najbardziej przerażających zakamarków wszystkich wymiarów rzeczywistości. Postanowieniem jest wyciągnięcie materii z mentalnych zaświatów, poddanie jej własnej interpretacji i nadanie kolejnego sensu. Niszczenie paradoksalnie nasyca rzeźbę życiem artefaktu. Widoczna w licznych szkicach czynionych podczas procesu tworzenia, ciągła niepewność co do zasadności kształtu dialogu z formą skłania do kolejnej destrukcji i syntezy, daje świadectwo o trudach przekuwania abstrakcyjnej materii myśli i bezdźwięcznej substancji rzeźbiarskiej w formę. Odsłaniania też, iż Artysta współprzeżywa z formą jej dramaty i napięcia oraz jest zafascynowany wychodzeniem formy z niebytu, a zarazem stawaniem się przez nią portalem do przestrzeni wyobrażonych, symbolicznych.

W technologii procesu twórczego Gostyński celowo zostawił miejsce na nieprzewidywalność i przypadkowość działań. Zastygające, karbowane bąble, zawiesiny i wykwity piany o chropawej strukturze przypominają krystalizującą sól. Rzeźbiarz pozwala niesfornej pianie bulgotać, płożyć się, pęcznieć i sklejać w ulotną i puchatą, a po chwili twardniejącą masę, zamkniętą w kruche stwory z pianki i gipsu, tułające się po bezdrożach własnego, nieodkrytego jeszcze bytu. Twórca oswaja się z odmiennością zmysłowej, początkowo obcej istności, powoli „tworzy więzy”, wreszcie utożsamia się z powołaną do „życia” formą, ulotną niczym sen, a jednak rzeczywistą i namacalną.

W gotowych rzeźbach Gostyńskiego drzemią krytyczne napięcia, przeciwstawne siły i przeciążenia. Nasycona semantycznie przez Artystę forma ewokuje energię oraz odsłania wszystkie poziomy przekazu, na które Twórca dotarł podczas pracy, które zebrał i zamknął w kształt. Idąc śladami myślowymi Henry’ego Moore’a, Gostyński traktuje dzieło sztuki jako odrębny artystyczny byt, niezależny od desygnatu, który reprezentuje. Nagrodą za wysiłek włożony w pracę nad formą jest utrwalenie przez nią tego, co już minęło, ulotnych chwil i pięknych myśli, świeżości dawnych emocji i blaknących obrazów. Zadaniem odbiorcy jest więc przejść magiczną, wręcz mistyczną granicę formy i uwolnić treść dzieła, czyli – jak powiedział Norwid – „wykuć sens”. Płaszczyzny dezintegracji kształtu rzeźby oraz jej wielopoziomowa niedookreśloność wymagają od nadawcy i odbiorcy koherentnej pracy pełnej wysiłku, wytrwałości i poznawczego niepokoju.

W czasach nieprzewidywalnych, niebezpiecznych, wojennych surrealiści uciekali niekiedy w oniryczny, baśniowy mit dzieciństwa. Przypomnijmy sobie mentalny świat dorastającego narratora w „Sklepach cynamonowych” Brunona Schulza i spróbujmy spojrzeć na „Nie-ludzi” Gostyńskiego oczami wrażliwego dorosłego przyjmującego perspektywę dziecka, który obserwuje rzeźby w przedwcześnie zapadające wieczory. Organiczne dzieła Gostyńskiego jawią się jako duże, kosmiczne ptaki, pomarszczone dziwotwory o ogromnych, chropawych dziobach, ślepych, niemych głowach, niedołężne i pulsujące narośle życia, pnące się omackiem ku światłu (B. Schulz). Przy okazji zauważmy, że rzeźbiarska iluzja człowieka, która z pietyzmem odwołuje się do świata realistycznego, w umyśle dziecka może pretendować najwyżej do miana zdegradowanego człowieka-kukły, manekina pozbawionego cech żywotnych, istoty sprowadzonej do rangi przedmiotu. Nie taki odbiór będzie towarzyszyć rzeźbom Gostyńskiego. Gdy eksperymentalnie przyjmiemy podczas ich percepcji optykę mitu dzieciństwa, zobaczymy pająkowate, naprężone punkty podparcia – „nogi”, poskręcane, szorstkie wypustki i wykoślawione, krótkie, krępe macki – „ręce”, łukowate, ostre dzioby, guzowate pióra jakby z zastygniętych zawiesin i bulgotów oraz tułowia toporne, o karbowanej, bezkolorowej fakturze. Dla dziecka, u którego świat ciągle się zmienia, a nowe formy burzą stare, spotkanie z monumentalnymi tworami Gostyńskiego stałoby się okazją do przejścia na tryb wyobraźni i rzeczywistości zmitologizowanej. Natomiast z perspektywy dorosłego rzeźbiarskie osobliwości szybko odnajdują swoje miejsce wśród wyobrażeń o alternatywnym dziecięcym świecie – innym, ciekawszym, a nawet bardziej prawdziwym, bo sięgającym dalej niż szkiełko i oko.

Nieraz, poszukując czegoś więcej niż ludzkiej egzystencji czy konkretu, można odkryć czającą się pustkę. Co prawda Gostyński zdarł ludzką powłokę ze swoich tworów, jednak przy tym otworzył drogę do pogranicznych, osobliwych bytów nie-ludzi. Zamiast sublimacji do istoty ludzkiej, skłonił się ku animalizacji fantasmagorii i snów, zmierzając do kreowania ich jako uniwersalnych sytuacji egzystencjalnych. Z tego względu rzeźby nie-ludzi mogłyby pełnić rolę poznawczą, nakazując na poważnie rozpatrzeć sprzeczności ludzkiej natury. Dzieło sztuki należałoby traktować jako uprzywilejowany środek wyrazu dla nieograniczonej wyobraźni oraz drogę na ambiwalentne pogranicza naszej wrażliwości odbioru świata, gdzie zacierają się granice między postrzeżeniem a wyobrażeniem. Gostyński tworzy, przekonany o zasadności słów z manifestu XX-wiecznych surrealistów: Żyć albo nie żyć – to rozwiązania urojone. Istnienie jest gdzie indziej. Jednakże jego twory nie są nośnikami stałych przekonań ontologicznych, lecz pomocniczymi katalizatorami wszystkich form nadrealności wyklutych w zaułkach naszego umysłu oraz regeneracji ukrytych w podświadomości pierwotnych mitów.

Aluminiowe odlewy Gostyńskiego, oprócz porowatych, białych powierzchni, mają wypukłe, metaliczne kształty odbijające świat wokół w krzywym zwierciadle. Z jednej strony boimy się w pełni zanurzyć w ten zwizualizowany i namacalny świat zabrany z podświadomych kreacji, z drugiej zaś – czujemy się sprowokowani powalczyć o okiełznanie formy i ogarnięcie myślą jej bujnej struktury. Czując powinność interpretacyjną wobec tego, co widzimy, po okresie wysiłku włożonego w odbiór pozostajemy w permanentnym stanie kryzysu i nie dochodzimy do ostatecznej stabilizacji myśli. Gostyński wyjaśnia, że obraz funkcjonuje poza kategorią czasu: To coś, co widziałem. To, co zobaczę. To, co mi się przyśni. A proces twórczy opisał: Czerpię materię i ją zamykam. To takie bez początku, bez końca. 

Sponsorem montażu rzeźb jest firma: