Muzyczne refleksje i doświadczenia kobiet w Rzeczpospolitej Obojga Narodów w XVII i XVIII w.

Muzyczne refleksje i doświadczenia kobiet w Rzeczpospolitej Obojga Narodów w XVII i XVIII w.

W I księdze Dworzanina (Wenecja 1528) Baldassare Castiglione poświęcił wiele miejsca obecności muzyki na dworach, zauważając silne związki tej sztuki z kobietami. Pisał: „gdzie [na dworach] oprócz uśmierzania przykrości, czemu muzyka zawsze sprzyja, wiele się tam czyni dla sprawienia radości damom, których delikatne i łagodne umysły z łatwością przenika harmonia i wypełnia słodycz. Dlatego też żaden to jest dziw, że zarówno w czasach starożytnych, jak i obecnie damy zawsze bywały muzykom życzliwe, zaś samą muzykę uważały za najwdzięczniejszy pokarm dla umysłu.” Traktat Castiglionego cieszył się wielką popularnością we włoskich i europejskich kręgach dworskich. W Rzeczpospolitej znany był w dostosowanym do polskiej rzeczywistości tłumaczeniu Łukasza Górnickiego, zatytułowanym „Dworzanin polski” (Kraków 1566). Co niezwykle istotne, ale i znaczące, kierując tekst do polskiej szlachty, Górnicki pominął, skrócił bądź zupełnie zmienił fragmenty poświęcone muzyce, tak ważne dla Włocha. Nie ma tu więc rozważań estetycznych dotyczących sztuki dźwięku, opisów ówczesnej praktyki wykonawczej czy choćby wymienienia nazwisk cenionych wówczas włoskich artystów-muzyków. Swoją decyzję w pośredni sposób Górnicki uzasadniał brakiem umiejętności muzycznych wśród Polaków: „U nas ślachta na skrzypicach, na piszczałkach nie grawa, a jeśli kto gra, tedy bardzo rzadko.” Druga istotna różnica między włoskim oryginałem a jego polską adaptacją to usunięcie z rozmów w Dworzaninie polskim postaci kobiecych, a to przecież panie, jak pokazuje przywołany na wstępie fragment włoskiego Dworzanina, były szczególnie wrażliwe na sztukę dźwięków, chętnie otaczały się muzykami, same też muzykowały. Traktat przetłumaczony przez Górnickiego nie cieszył się wielką recepcją w Rzeczpospolitej, stanowi on jednak dobitny przykład stosunku do kobiet i sztuki muzycznej w Rzeczpospolitej nie tylko w XVI stuleciu.  

Nierzadko lekceważący stosunek polskiej magnaterii i szlachty do muzyki postrzeganej jako błazeństwo (by użyć wyrażenia Jakuba Sobieskiego) spowodował niewielkie zainteresowanie poważną refleksją na jej temat w kręgach polskich intelektualistów XVI-XVIII wieku. Naszą arystokrację cechowała niewielka wiedza muzyczna, niezbyt zaawansowane umiejętności (chociaż zawsze zdarzały się wyjątki), ale też często niewyrobiony gust muzyczny (o czym świadczą choćby pochodzące z końca XVIII wieku opinie Wincentego Lessla na temat upodobań muzycznych i tak zasłużonego na tym polu rodu Czartoryskich). Brak wyczucia i smaku, obojętny albo tylko użytkowy stosunek do muzyki prowadził do niezrozumienia czy też po prostu nienadążania za europejskimi nowościami, a to skutkowało powolnymi zmianami na gruncie lokalnego stylu muzycznego. Nierzadko dostrzegamy też w postawie arystokratów brak szacunku dla artystów, którym płacono z dużym opóźnieniem za wykonywane przez nich obowiązki. W konsekwencji takiej postawy, na którą nałożyły się tragiczne losy Rzeczpospolitej (wiele kolekcji zaginęło lub zostało zniszczonych) posiadamy dzisiaj bardzo wybiórczą i niezbyt szeroką wiedzę na temat muzyki w kręgach szlacheckich i magnackich. Jeszcze mniej wiadomo o muzyce związanej czy też powstającej w kręgu kobiet, chociaż z zachowanych szczątkowo informacji pozostawionych przez obcokrajowców wiemy, że muzyka stanowiła ważny element kobiecej codzienności.

Jednym z tych, którzy zauważali muzykalność Polek, był kurlandzki polityk Karol Henryk Heyking. W jego wydanych w 1897 roku (a zatem długo po śmierci dyplomaty) pamiętnikach czytamy: „Kobiety polskie w ogóle wyróżniają się pięknością i wdziękiem, wprawiając w zachwyt cudzoziemców. Wszystkie prawie mówią biegle po francusku i niemiecku, często również po angielsku i włosku, uprawiają muzykę, śpiew i malarstwo”. Pod koniec XVIII wieku inny obcokrajowiec, pochodzący z Inflant i podróżujący po Polsce w latach 1791-1793 Fryderyk Schulz, w jednym z fragmentów swojego diariusza zauważał: „Upodobanie w muzyce jest w Warszawie powszechne, zwłaszcza w wyższych stanach i w bliskich im kołach, więcej wszakże u kobiet niż między mężczyznami”.

Przytoczone opinie Łukasza Górnickiego i Jakuba Sobieskiego, doradzającego synom jak wykorzystać europejską peregrynację, oraz kolejne, pochodzące z końca XVIII wieku świadectwa cudzoziemskich podróżników pokazują jedną pozytywną właściwość. Im dalej zagłębiamy się w XVIII wiek, tym muzyka staje się coraz ważniejsza dla kobiet w Rzeczypospolitej, wykazują się one także coraz lepszą edukacją ogólną. Muzykowanie – gra na instrumentach klawiszowych i śpiew – należały do kanonu dobrego wychowania każdej panny. Kobiety zazwyczaj zdobywały muzyczne wykształcenie w domach. Te najbogatsze mogły poszczycić się najlepszymi nauczycielami, zazwyczaj obcokrajowcami. Niektóre z nich doskonaliły swoje umiejętności także podczas europejskich podróży. Uboższe zadowalały się lekcjami u mniej utalentowanych artystów. „Trudna i mozolna natenczas była dla panien ta nauka, osobliwie co do poznania nut i ich podziału, która częstokroć kończyła się na wygraniu kozaczka, mazurka lub menuecika, bo rodzice sami nie żądali od nauczycieli, aby ich dzieci wyszli jak mówiono, na muzykantów” – pisał na początku XIX wieku Antoni Magier, autor pamiętnika Estetyka miasta stołecznego Warszawy, w którym zawarł opis obyczajów i życia kulturalnego mieszkańców stolicy.

Kobiety w Rzeczpospolitej chętnie grały na instrumentach tradycyjnie im przypisywanych, takich jak lutnia, klawikord, klawesyn, ewentualnie organy. Na przełomie XVIII i XIX wieku coraz częściej zasiadały do fortepianu. Instrumenty te zapewniały im atrakcyjny wygląd i dobrą postawę. Jak zawsze, jednym nauka gry przychodziła z łatwością, innym sprawiała wielką trudność. Cytowany już Antoni Magier pisał także o zamiłowaniu Polek do śpiewu: „Do śpiewu zaś w późniejszych czasach płeć piękna nabierała ochoty, gdy na Teatrze Narodowym słyszała lekkie odśpiewane aryjki, i nie zaraz do tej doskonałości i ukształcenia swego głosu doszła, z jakim teraz na wieczornych zabawach w swych domach słyszeć się dają”. Ale już na początku XVII wieku mogliśmy się poszczycić niezwykle utalentowaną osobą - Konstancją Czirenberg (1605-1653), nazywaną Syreną bałtycką. Była to gdańska patrycjuszka, która posiadała nie tylko wspaniały głos i grała na organach, ale też potrafiła zadąć w róg myśliwski! niewiele przejmując się tym, że zmieniały się wówczas rysy jej twarzy.  Czirenberg miała znakomite następczynie w gronie szlachcianek i magnatek. Jedna z nich to Zofia z Opalińskich Lubomirska, o której czytamy, że „w arytmetyce, muzyce dobrze wyćwiczoną [była]”, inną Krystyna z Lubomirskich Potocka. W Herbarzu polskim Kaspra Niesieckiego można znaleźć o niej następujące słowa: „Muzyczne także sztuki tak dobrze umiała, że jej nie łacno było dobrać równego na skrzypcach, żeby zaś i tą samą umiejętnością Bogu się była przymiliła, sama róźne o Bogu i świętych Pańskich partytury, i wiersze Polskie składała”. Inne muzycznie uzdolnione arystokratki to Amalia z Bruhlów Mniszchowa, „słynna z piękności, ogromnej wiedzy, znająca jak własny wszystkie prawie języki europejskie, była przytem wielbicielką muzyki i teatru”. Mniszchowa śpiewała m.in. partię Oronta w operze Talestri la regina delle Amazzone skomponowanej przez samą Marię Antonię Walpurgis. W drugiej połowie wieku Helena z Przeździeckich Radziwiłłowa zachwycała nie tylko wspaniałą urodą, ale też pięknym głosem i grą na klawesynie. Wspomnianego Schulza zachwyciła wykonywaniem triów ze swoimi dziećmi.

Interesujący, miejscami zabawny opis, równocześnie potwierdzający wyrażoną wcześniej opinię na temat szlacheckiego muzykowania na terenie Rzeczpospolitej, pozostawiła Wirydianna z Radolińskich 1° v. Kwilecka, 2° v. Fiszerowa, kreśląc obraz jednej ze swoich wizyt u wuja Kazimierza: „[…] i jako ostatnie słowo wystawnego ceremoniału, orkiestrę skrzypcową pod baturą dyrygenta, sprowadzonego z zagranicy. Co dzień po obiedzie przynoszono z wielkim trzaskiem instrumenty i pulpity, a chociaż zamachnięcia się smyczkiem były bardziej zamaszyste niż trafne, dźwięczały one nieziemską harmonią w uszach dziewczynki wyswobodzonej z Chobienic. Kuzynka Magdalena zasiadała przy fortepianie jako członek zespołu. Była muzycznie wybitnie uzdolniona. Uczestniczyłam w jej lekcjach, ale nie miałam słuchu i nie porobiłam żadnych postępów. Z kolei pojawiała się kuzynka Michalina, jeszcze malutka i głosem słodkim dziecinnym śpiewała wielkie patetyczne arie włoskie jedną w szczególności: Ma che vi face, o stelle, la povera Dircea. Zdaje mi się, że słyszę ją jeszcze; zasiadałam dookoła niby dla słuchania i w tej pozycji pozostawaliśmy przez godzinę. Większość obecnych nie miała o muzyce pojęcia i nudziła się. Wuj dumał o swoich interesach, ale siedział niewzruszenie, zgodnie z nakazem obowiązującej tam etykiety”.

Wykonana przez Michalinę scena pochodziła z opery Demofoonte, której libretto napisał Pietro Metastasio. Niestety trudno zgadnąć, opracowanie którego kompozytora prezentowała kuzynka Wirydianny. Może autorstwa Mozarta, który jako jeden z nielicznych artystów napisał ją na głos sopranowy? Trudno powiedzieć.

Niektóre z Polek  zajmowały się też kompozycją, tworząc proste pieśni na użytek swojego otoczenia, ale też klawiszowe miniatury. Talent do pisania sztuk wykorzystujących muzykę miała pierwsza żona Michała Kazimierza Radziwiłła „Rybeńki”, Franciszka Urszula z Wiśniowieckich, ale także jej następczyni Anna Ludwika z Mycielskich. Mariusz Matuszewicz, poseł, autor ciekawych pamiętników zawierających opis obyczajów epoki i poeta, który pewnego razu odwiedził Annę Ludwikę w jej rezydencji, zanotował w swoim diariuszu: „Rezydowała ta pani w wielkiej dla każdego gościa ludzkości. Dam swego fraucymeru miała ze dwadzieścia, z którymi bawiła się w skromnej wesołości. Sama im pieśni różne komponowała, gdyż wiersze polskie dosyć dobrze pisze. Noty (melodie) im także komponowała, które różnych głosów dobrawszy, dosyć wdzięcznie śpiewać kazała”. Z kolei klawiszowe miniatury pisała hrabina Emilia Potocka, ale też córki różnych kompozytorów, wśród nich Helena Lessel czy Józefina Wejnert.

Najczęściej jednak damy patronowały muzykom i życiu teatralno-muzycznemu, prowadząc salony i amatorskie sceny. Tu na myśl przychodzi nie tylko mecenat księżnej Izabelli z Flemmingów Czartoryskiej i jej córek, ale także wspaniałe wydarzenia w rezydencji księżnej Aleksandry Ogińskiej w Siedlcach, salonowe spotkania księżnej Barbary Sanguszkowej czy Izabelli Lubomirskiej, nazywanej Błękitną Markizą, w Łańcucie i wielu innych. To one nierzadko szukały i zatrudniały też nauczycieli muzyki dla swoich dzieci i podopiecznych.

Interesujące wydają się też refleksje Polek na temat słyszanych za granicą dzieł. W wielu przypadkach nie były nimi zachwycone, albo ich nie rozumiały, systematycznie jednak pojawiały się w teatrach operowych, w kościołach i na koncertach. Rzadko jednak pozostawiały dłuższe czy bardziej wnikliwe analizy słyszanej muzyki. Ponownie przywołam słowa Wirydianny z Radolińskich, która opisała swoją wizytę w teatrze operowym w Berlinie: „Biegałyśmy po mieście, odwiedzałyśmy dwór i teatry. Musiałam być doprawdy niezwykłą »myślicielką«, skoro wśród tylu zajęć znajdowałam czas na zastanawianie się. Przypominam sobie, że to co mnie wielce gorszyło, to był widok rzymskich bohaterów, o których wyrobiłam sobie tak górne pojęcie, wyśpiewujących o swoich wyczynach głosami, konających z wielką tyradą na ustach, granych przez ludzi byle jakich, o obliczach pyzatych, bladych twarzach, wysmarowanych karminem, w czerwonych płaszczach. Tych bohaterów, których wyobrażałam sobie jako ludzi z żelaza, ludzi z nerwem, nieugiętych fizycznie i moralnie. Pełna poszanowania dla świata starożytnego, upatrywałam w tym sposobie zniekształcenia go w rodzaj profanacji. Byłam oburzona. Takie wrażenie wyniosłam z opery. Nie umiałam podziwiać dla konwenansu. Małe teatry mnie bawiły, odwiedzałam je chętnie”.

Cytowany fragment pochodzi z 1784 roku, czyli został napisany prawie 200 lat po narodzinach opery i zaskakuje. Wirydianna jako młoda dziewczyna, spędzająca czas na wielkopolskiej wsi, czytała z upodobaniem książki polecane jej przez wojewodę Mielżyńskiego, drugiego męża babki. Wśród nich były książki trudne, poważne, a nawet „zabronione”, jak dzieła Woltera i Rousseau. Dzięki tym lekturom inteligentna, obdarzona zmysłem obserwacji Wirydianna nauczyła się pisać o sobie i szczerze komentować obyczaje własnego środowiska. Ewidentnie nie grzeszyła jednak wiedzą na temat teatru muzycznego. Równocześnie cytowany opis opery potwierdza nieodparte wrażenie, że w życiu polskiej arystokracji i otaczających ją intelektualistów dominowało przekonanie, wyrażone przez Ignacego Krasickiego w jego powieści Pan Podstoli: „Nie patrzą się na dal takowe matki, które rozumieją, że płeć delikatna, głos wdzięczny, taniec, strój, wiadomość muzyki, największym są dam zaszczytem. Wszystkie te zewnętrzne talenta zdatne są, piękne są, miłe są, ale nie strojeniem się żona męża uszczęśliwia, nie śpiewaniem matka dzieci hoduje, nie tańcem się dom rządzi”.

Na szczęście czasy się zmieniały. Żywa też pozostaje nadzieja, że z mroków przeszłości wyjrzą  nieznane dotąd postaci muzykujących Polek, których istnienie przeczuwamy.


Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

 

Polecane artykuły

1 / 3
    • Silva Rerum

      „La costanza combattuta in amore” („Niezłomność mocująca się w miłości”). Opera dla księcia Konstantego Sobieskiego

      W 1725 roku trupa włoskich muzyków pod kierownictwem impresaria Antonia Marii Peruzziego dotarła do Wrocławia otwierając złotą dekadę opery włoskiej w stolicy Śląska, wówczas prowincji Cesarstwa Habsburgów. Już w pierwszym roku działalności zespołu zabrzm

      Portret młodego mężczyzny w jasnej peruce. Włosy mocno skręcone w loki. Ubrany w błękitny, aksamitny kaftan i kamizelkę - zbroję, przepasany błękitną szarfą. Mężczyzna jest zwrócony w prawą stronę. Stoi w półprofilu. Jest to portret Konstantego Władysława Sobieskiego.
    • Silva Rerum

      Griselda Apostola Zena we wrocławskiej odsłonie (1728)

      Apostolo Zeno (1668-1750) to jeden z najważniejszych librecistów w historii opery przed Pietro Metastasiem, którego zresztą zarekomendował na piastowane przez siebie przez wiele lat stanowisko poety cesarskiego w Wiedniu. Zeno czuł się bardziej historykie

      Stara rycina. Przedstawia portret męski w eliptycznej ramie wpisanej w prostokąt. Mężczyzna w średnim wieku, z długimi, kręconymi włosami. Ubrany w obszerną szatę, pod szyją biała chustka. Patrzy na wprost. Pod grafiką napisy Jest to Portret Apostola Zena.
    • Silva Rerum

      Konstancja Czirenberg (1605-1653) czyli Syrena bałtycka

      Syreny, mityczne istoty, częściowo kobiety, częściowo ptaki lub ryby, fascynują od wieków. Piękne, ale i niebezpieczne. Obdarzone wspaniałym, magicznym, hipnotyzującym wręcz głosem, który mógł sprowadzić na słuchającego wielkie niebezpieczeństwo, a nawet

      Grafika przedstawia kobietę z długimi włosami upiętymi do tyłu, siedzącą przed starym instrumentem z klawiszami. Za instrumentem skrył się mały amor. Jest to Muzyka, rycina Georga Pencza.
    • Silva Rerum

      Anna Maria Giusti (La Romanina), wirtuoza królowej wdowy

      Z przydomka La Romanina, z którego Anna Maria Giusti była znana w świecie opery, można wnosić, że urodziła się ona w Rzymie. Nie wiadomo jednak, ani u kogo uczyła się śpiewu, ani gdzie i w jakiej roli zadebiutowała. Jej sylwetkę artystyczną można dzisiaj

      Grafika przedstawia widok na Fontannę Czterech Rzek w Rzymie. Nad basenem wznosi się skała z grotą, na skale siedzą czterej muskularni mężczyźni. Nad całą tą kompozycją króluje wysoki obelisk. Ozdobami fontanny są też elementy fauny i flory.
    • Silva Rerum

      Teresa Kunegunda Sobieska i Antonio Vivaldi

      Antonio Vivaldi należy bez wątpienia do grona najwybitniejszych kompozytorów epoki baroku. Jego osiągnięcia na gruncie solowego koncertu zapewniły mu trwałe miejsce w historii muzyki. Prete Rosso (jak często mawiali o nim współcześni), czyli „Rudy Ksiądz”

      Portret młodej kobiety w szarej sukni, z włosami upiętymi do góry. Kobieta ma zarzucony na prawe ramię czerwony płaszcz. Podnosi do góry prawą rękę w której trzyma czerwone kwiaty. Siedzi na tle architektury i pejzażu.
    • Silva Rerum

      W drodze do Rzymu. Muzyczne doświadczenia królowej Marii Kazimiery Sobieskiej

      Po śmierci Jana III i nieudanej próbie utrzymania korony w rodzinie Sobieskich Maria Kazimiera Sobieska postanowiła opuścić Rzeczpospolitą. Swoje spojrzenie skierowała w stronę Rzymu gdzie papież nadal czcił pamięć jej małżonka, niezwyciężonego pogromcy n

      Obraz olejny o tematyce pejzażu. Na pierwszym planie wędrowiec z parą koni, w głębi widać orszak. W tle kościół gotycki i zabudowania. Uwagę zwracają wielkie drzewa po prawej stronie.
    • Silva Rerum

      Teresa Kunegunda Sobieska i jej weneccy muzycy

      Teresa Kunegunda Sobieska chętnie bywała na spektaklach operowych wystawianych w weneckich teatrach, słuchała też koncertów wykonywanych przez utalentowane dziewczęta w kościołach przynależących do weneckich konserwatoriów. Instytucje te zwane po włosku c

      Grafika przedstawia wnętrze pałacowe. Pośrodku pokoju, na wysokim krześle z oparciem, siedzi młoda kobieta w długiej sukni i płaszczu. Jest to Teresa Kunegunda Sobieska w Wenecji. Kobieta pisze coś przy stole. Na ścianie, nad stołem portrety kobiet i mężczyzn w owalnych ramach. Centralnie, w oddali okno i widok na miasto. Z prawej strony postument na którym znajduje się zwierciadło.

    Słowa kluczowe