„Pomniąc na przykazanie Boskie i Ojca napomnienie...” – kilka słów o staropolskich zaleceniach wychowawczych

„Pomniąc na przykazanie Boskie i Ojca napomnienie...” – kilka słów o staropolskich zaleceniach wychowawczych

Staropolskie testamenty są jednym z najważniejszych i najbogatszych treściowo staropolskich źródeł zaliczanych do kategorii egodokumentów. Dostarczają one bogatej i różnorodnej wiedzy o mentalności dawnego społeczeństwa, systemie i hierarchii wartości, postawach wobec życia i śmierci, więziach rodzinnych czy staropolskich tradycjach i obyczajach funeralnych. Coraz częściej wykorzystuje się testamenty do badań nad historią rodziny i stosunkiem społeczeństwa staropolskiego do dziecka, jego edukacji, wychowania i pozycji w rodzinie. Dzieci – zarówno dorosłe, jak i te młodsze – w chwili śmierci rodziców stawały się bowiem głównym spadkobiercą ich woli. Często jako nieletnie wymagały osobnego „rozporządzenia” w sprawie ich zabezpieczenia materialnego, opieki czy edukacji. Uregulowanie stosunków między potomkami i odpowiedni podział dóbr materialnych w celu zapobieżenia konfliktom między nimi to jedne z podstawowych przyczyn spisania aktu ostatniej woli, niezależnie od zamożności i stanu społecznego testatorów. Tym bardziej, że wielokrotne małżeństwa i liczne potomstwo z tych związków wiodły do rywalizacji majątkowej, zaostrzenia konfliktów, a w konsekwencji do trwających latami procesów i roztrwonienia dóbr zgromadzonych skrzętnie przez rodziców czy opiekunów. Zalecenia „dobrego porachowania”, braterskiej i siostrzanej miłości, unikania kłótni i swarów, poszanowania pamięci rodziców znajdziemy niemal w każdym akcie ostatniej woli.

Testatorzy przekazywali swoim potomkom rozmaite środki materialne. W zależności od swoich możliwości były to dobra ziemskie, sumy pieniężne, klejnoty, mobilia, stroje, zwierzęta gospodarskie, konie lub – w przypadku mieszczan – zawartość kramów i warsztatów rzemieślniczych, długi czy lista wierzycieli. Zawiłe transakcje finansowe, podziały majątkowe między krewnymi, zaległości posagowe powodowały szereg komplikacji w momencie śmierci jednego z rodziców, który czuwała dotąd nad spójnością rodziny. Uruchamiały często lawinę procesów i targów majątkowych, w których poszkodowanymi zostawali najczęściej najmłodsi. Zofia z Daniłowiczów Dąmbska (zm. 1711), wojewodzina brzesko-kujawska, przed wstąpieniem do klasztoru sporządziła w 1699 r. testament, w którym wyliczyła, jakie sumy jej dzieci powinny odebrać i komu spłacić zaciągnięte przez nią długi. Przekazała im ponadto – niczym rodzinną wendettę – konieczność ubiegania się o zwrot długów posagowych swoich dwóch zmarłych bezpotomnie sióstr.

Jedni testatorzy chętnie dzielą się informacjami o swoich dzieciach – przytaczają ich imiona, wiek, stan cywilny i odebrane wykształcenie. Piszą też o swoich uczuciach wobec potomstwa, dziękując za miłość, szacunek lub opiekę, którą otrzymali w starości czy chorobie, i starając się rekompensować dodatkowymi zapisami ich cierpliwość i miłość. Maciej Maciołek, sołtys zagórzycki, powołując się na sprawiedliwość i własne sumienie, zapisał synowi – z wdzięczności „na pilne przy zgrzybiałych latach moich około zdrowia mego staranie, tudzież na pracę i ślipienie, które podejmuje tak w domu, jako i w polu” – dwa zagony, grożąc starszemu synowi Janowi sądem Bożym, gdyby chciał się sprzeciwić jego woli. Inni publicznie wyrażają swój głęboki żal wobec dzieci, od których nie otrzymali wsparcia w potrzebie, a wręcz przeciwnie napotkali pogardę i brak szacunku. Wśród tych wyznań odnajdziemy wpisy o wielkim ładunku emocjonalnym, poświadczające głębokie uczucia łączące staropolską rodzinę, pełną wzajemnej miłości i zaufania wobec osieroconego potomstwa. Nie brak jednak chłodnych i surowych w ocenie zwierzeń, które pozwalają wnioskować o głębokich podziałach w obrębie dawnej rodziny, konfliktach i rozdźwiękach, wiodących czasem do zbrodni. Zdumiewają okrutne w swej szczerości stwierdzenia, jak w testamencie Anny Berniczowej, mieszczki lwowskiej, która zapisała, iż z ośmiorga dzieci pozostała jej dwójka żyjących, „to jest Jan i Katarzyna, a o Stanisławie nie wiem, jeśli [są] wiadomości gdzie by się miał obracać, czyli też żyje, albo umarł...”.

Bywało, że testament stawał się ilustracją rodzinnych konfliktów i rodzicielskich rozczarowań, którym spisujący ostatnią wolę dają upust w obliczu tej „ostatecznej spowiedzi” i rozrachunku ze światem. Adam Długosz, złotnik krakowski, w pełnym gniewu, ale i głębokiego ojcowskiego bólu wyznaniu wspominał Marcina, syna z drugiego małżeństwa, „ten lubo nie godzien, abym go kiedy wspomniał i synem moim mianował, bo mnie od młodości lat swoich zaraz ciężko frasował, turbował, do kłopotów przyprowadził i na wielką mi niesławę zarabiał, na com serdecznie ubolewał i dotąd ubolewam, którego chcąc od złego odwieść i do wszystkiego dobrego pilnym moim staraniem z miłości Rodzicielskiej, a z wielkim kosztem naprowadzałem na nauki i ćwiczenia jego, w naukach wyzwolonych znacznie nakładałem, wielce godnych w Przesławnej Akademii Krakowskiej Profesorów za prywatno przysposabiałem i to wszystko, aby ku jego wszelkiemu dobremu, a pociesze mojej było, czyniłem, co mi że nie pomogło, owszem, że mi wielkim i nigdy niewypowiedzianym utrapieniem był…”. Znamienna jest też skarga zawarta w testamencie Aleksandry z Czarneckich Michałowskiej (zm. 1700), stolnikowej różańskiej, której młodszy syn, nie bacząc na swój stan duchowny, znieważał i upokarzał matkę wielokrotnie, a mimo jej starań i finansowania jego kariery, roztrwonił majątek. W testamentach dominuje jednak wielka troskliwość rodziców o przyszłe losy osieroconych dzieci, jak w przypadku Magdaleny z Tarłów Lubomirskiej (zm. 1728), marszałkowej wielkiej koronnej, która zwierzała się – „jako zaś w życiu moim nie miałam nic milszego, tylko kochane dzieci moje [...], tak suplikuję Majestatowi Jego Pańskiemu, ażeby im protekcją swoją zawsze świadczył”.

W dokumentach tych rzadziej pojawiają się informacje na temat nieżyjącego potomstwa lub dzieci dorosłych, które otrzymały już należne im uposażenie i pozostają poza wspólnym gospodarstwem domowym. W tej sytuacji pilnie przestrzegano, by podziały majątkowe były zgodne z obowiązującym prawem i nie krzywdziły żadnego z potomków. Zdarzało się jednak, że z woli rodziców niektóre dzieci otrzymywały dodatkowe uposażenie, „bo taka jest moja wola, bo tę córkę najbardziej kochałem”. Rodzice przywiązywali przy tym dużą wagę do określenia, z którego małżeństwa pochodzą dzieci, co miało związek z kwestiami dziedziczenia przez nie rodzicielskiego majątku. Andrzej Bielski, pasamonik krakowski, przestrzegał swoją żonę Annę, by w przypadku powtórnego zamążpójścia nie nadużywała pozostawionego majątku – „jeżeliby zaś stan swój odmienić miała i za mąż poszła, uważając szczupłość dóbr i dzieci moich potrzebną, ile w młodych latach będących edukacją, naznaczam tylko zł 500 polskich, obligując ją, aby się więcej nie dopominała, ponieważ widzi, że jest szczupła substancja i dla dzieci krzywda by była”.

Zdecydowaną część majątku rodziców dziedziczyli męscy potomkowie, gdyż to oni robili karierę publiczną i zawodową, reprezentowali rodzinę i zapewniali ciągłość rodu, co zgodne było z obowiązującym prawem i zwyczajami, bo jak zauważył w swoim testamencie Michał Kiciński, „a że podług prawa z ojczystej fortuny synowie trzy grosze, a córki czwarty grosz brać powinni, więc na synów moich obydwóch przypadają trzy części, [...] na córki zaś przypada czwarta część”. Dziewczęta otrzymywały więc udział w tzw. czwarciźnie, czyli czwartej części spadku, który dzielono między córki niezależnie od ich liczby. Bazyli Komornicki Iwaszkiewicz zdał w testamencie relację z działu posagowego swoich pięciu córek, opisując szczegółowo rozliczenie każdej córki – „Naprzód wydałem córkę moją Annę za Lesia Krzywickiego, któremu obiecałem wołów cztery, krów cztery, i obiecałem złotych pięćdziesiąt, oddałem to wszystko i nie winienem jej nic […]”. Ojcowie w testamentach decydowali o edukacji, o dziedziczeniu dóbr ziemskich i majątku ruchomego przez synów i o posagu córek. W przypadku ich śmierci i braku odpowiedniego rozporządzenia odnośnie do podziału majątku i posagu córek, rolę tę przejmowała matka. Często małżonkowie świadomie pozostawiali te decyzje żonom, co wskazuje na wysoką pozycję kobiety w rodzinie i jej znaczny wpływ na kształtowanie przyszłych losów swoich dzieci. Obok dyspozycji materialnych – podziału między potomstwo majątku ruchomego, dóbr ziemskich czy gotówki – często spotykamy w testamentach dbałość o losy niezamężnych dziewcząt i ich przyszłe „postanowienie”, czyli odpowiedni ożenek z kandydatem godnym i uznanym przez opiekunów i rodzinę dorastającej panny, bądź wolę umieszczenia córki w określonym zakonie. Niekiedy rodzice wskazywali konkretne zgromadzenie lub kandydata do ręki córki. Tak uczyniła Lukrecja Maria ze Strozzich Radziwiłłowa (zm. 1694), która w spisanym na długo przed śmiercią testamencie nie tylko wyznaczyła ze swoich sum wiennych posag córkom – Eleonorze i Cecylii Marii – ale nawet wybrała dla drugiej z nich własnego kandydata na męża, włoskiego księcia z rodu Coriati, motywując to brakiem odpowiednio wysokich koligacji w Rzeczypospolitej, które godne byłyby ręki jej córki. Cecylia Maria związała jednak swój los z kandydatem wspieranym przez parę królewską – Marię Kazimierę i Jana III Sobieskiego – Mikołajem Hieronimem Sieniawskim (zm. 1683), hetmanem polnym koronnym, przyjacielem króla. 

Troską i obowiązkiem rodziców, zostawiających nieletnie dzieci, było zapewnienie im odpowiednich opiekunów, którzy dopilnują wykonania testamentu i zabezpieczą sierotom należne im legaty. Zwykle stawali się nimi członkowie rodziny, osoby zaufane i wiarygodne lub, zwłaszcza wśród szlachty, postacie znaczące w hierarchii społecznej, które swoim autorytetem i prestiżem społecznym mogły zapewnić bezpieczeństwo osieroconym dzieciom, ukierunkować ich przyszłą edukację i wpłynąć na wybór odpowiedniego partnera życiowego. Kiedy umierał ojciec, opiekunką potomstwa pozostawała matka, której zwykle „przydawano” wsparcie w osobach braci lub bliskich krewnych zmarłego, gdy zaś umierała matka, opiekunem był ojciec bez żadnych dodatkowych obwarowań. Zwykle ojcowie ufali matkom swoich dzieci. „Wiem o miłości małżonki mojej, że żadnej krzywdy dzieciom moim nie uczyni, jeżeli będą umieli na to zasługiwać, w czym ich pod błogosławieństwem Boskim i moim zobowiązuję, aby matki we wszystkim słuchali…” – pisał Mikołaj Melchior Michałowski (zm. 1682), stolnik różański. Ale i w kobiecych testamentach znajdziemy zastrzeżenia, pozbawiające ojca wpływu na opiekę nad dzieckiem, jako niebezpiecznego i nieodpowiedzialnego. Michał Kiciński uczynił opiekunem nieletnich dzieci swego najstarszego syna Piusa i zalecił pozostałym dzieciom, by „wszyscy w opiece jego zostający we wszystkim jako mnie samemu podległemi być powinni, aby im o edukację stanowi przyzwoitą jak najusilniej starał się, miarkując wydatki potrzebne podług dochodów na każdą głowę przypadających”. Częściej jednak opiekę nad nieletnimi dziećmi powierzano krewnym lub ustanawiano dodatkowy nadzór w obawie przed zanegowaniem testamentu przez starsze rodzeństwo, niechętne do respektowania rodzicielskiej woli. Wyraźnie określiła to w testamencie Lukrecja Maria ze Strozzich Radziwiłłowa, która żądała, by sumy pieniężne i rzeczy ruchome przeznaczone dla córek pozostały w gestii męża i opiekunów prawnych, „uważając, jak rzecz jest niebezpieczna starszemu bratu w opiekę młodsze oddawać dziatki, czegom ja sama na sobie doznała i doświadczyła, w ostatku żegnając księcia JM Pana Małżonka i Dobrodzieja mego uniżenie proszę”. Rodzice starali się przy tym zadbać o poprawne stosunki między swoimi potomkami, okazywanie szacunku matce lub ojcu, napominając ich, by wystrzegali się waśni i konfliktów, mogących niekorzystnie wpłynąć na ich wzajemne relacje lub co grosza doprowadzić do utraty majątku.

W testamentach pojawiają się też prośby lub szczegółowe polecenia dotyczące przyszłej edukacji osieroconego potomstwa. Testatorzy ograniczali się głównie do dbałości o wychowanie moralne i kształtowanie cnót chrześcijańskich swoich potomków, na plan dalszy odsuwając kwestie ich rozwoju umysłowego lub zawodowego, szczególnie gdy pozostawiali córki. Do rzadkości należały zalecenie takie, jakie spisała w akcie ostatniej woli Magdalena z Tarłów Lubomirska, wojewodzina krakowska, wdowa po Jerzym Dominiku Lubomirskim (zm. 1727). Pod rozwagę opiekunów oddawała konieczność zorganizowania „godnej edukacji, godnego ojca synów”, zatrudnienia odpowiednich ludzi, by dbali o zdrowie i codzienne potrzeby osieroconych dzieci. Zalecała też, by z Warszawy „bez racyi na wieś ich nie wywożono”, gdzie nie będą mieć dostatecznych warunków do rozwoju i edukacji. Prosiła, by opiekunowie postarali się o „guwernera słusznego i rozumnego, który by godnie mógł dawać edukację synom”. Wyznaczyła nawet marszałka dworu dziecięcego i podskarbiego, który zajmował się wychowaniem młodych Lubomirskich, zalecając, by miał wpływ na dobór ludzi przebywających w otoczeniu jej synów, zwłaszcza młodzieży, „zabraniając wszelkiej swawoli i nad potrzebę nie przyjmując”.

Warto zaznaczyć, że większą dbałość o wychowanie swoich dzieci przejawiali protestanci niż katolicy. W ich testamentach częściej odnajdziemy legaty na rzecz szkół czy drukarni funkcjonujących przy zborach bądź konkretne zapiski o takim czy innym kierunku wychowania dzieci. Ewangeliczka Katarzyna Grabowska, chcąc „wesprzeć dziatki do nauk”, w 1727 r. uczyniła zapis w wysokości 8 tys. złp. na rzecz czterech chłopców, których miano kształcić w wierze ewangelickiej reformowanej, „aby się młódź, ile z własnych rodzicielskich intrat sposobu nie mająca, woli Bożej uczyła, i jako też w naukach profitowała”. Podobną motywację do zakładania szkolnych fundacji zborowych znajdziemy w jednym z pierwszych testamentów ewangelika Krzysztofa Radziwiłła, hetmana litewskiego, który zanotował, „iż te szkoły niepoślednie są medium ad promovendam gloriam Dei, w których młódź ćwicząc się, nie tylko w chwale Bożej, ale w RP ku wielkiemu za laty może być pożytkowi”. Troską i niepokojem napełniała go myśl o upadku wyznania ewangelickiego w Polsce i rosnącej ofensywie katolicyzmu. Dla własnego syna wybrał jednak inną, surową i tradycyjną drogę edukacji – indywidualny kurs w zagranicznych uczelniach, gdzie by „naprzód religia prawdziwa ewangelicka, po tym obyczaje dobre i nauki wyzwolone kwitnęły”. Zalecał też kontakty z „ludźmi bogobojnymi, uczonymi, rycerskimi, politykami dobrymi, ale nie figlarzami […], bo ci się teraz iminento za polityki poczytują”.

Nie wszyscy jednak rodzice ufali dostatecznie swoim dzieciom, stąd często pojawiają się w testamentach groźby i wezwania na „straszliwy Sąd Boski” tych, którzy by zechcieli sprzeciwić się ostatniej woli testatora i zawartych w niej postanowień. Takie wezwania przekonują nas raczej o braku głębszych uczuć rodzinnych i nie najlepszych stosunkach panujących w obrębie rodziny. Testator najwyraźniej przeczuwał, iż jego wola może zostać naruszona, spadkobiercy (dzieci) – być może skłóceni z nim jeszcze za życia – nie zechcą zastosować się do jego decyzji, a przekazywany im majątek, zadłużony i podzielony, nie zaspokoi ich oczekiwań.

Polecane artykuły

1 / 3
    • Silva Rerum

      Babcie, dziadkowie, Scytowie i szlacheckie wychowanie

      W jednej ze swoich maksym François de La Rochefoucauld zauważył, że starcy zwykli się pocieszać, dając dobre rady, ponieważ nie są już zdolni dawać złych przykładów. Jeśli w ten przewrotny sposób spojrzeć na relację, która w dawnych czasach łączyła pokole

      Portret starca z siwą, długą brodą, orlim nosem i ciemnymi oczami. Na uwagę zasługuje sposób rysowania tego portretu przez artystę. Kresa jest wyraźna, dynamiczna, szczegółowo oddaje detal.
    • Silva Rerum

      Staropolscy pedagodzy o wychowaniu dzieci

      Wychowanie dzieci było bardzo ważnym elementem życia nie tylko rodzinnego, ale też społecznego. Od tego przecież zależało, jakim obywatelem stawał się młody człowiek. Dlatego też problematyka wychowania była często podejmowana przez pedagogów i moralizato

      Ilustracja z książki. Przedstawia scenę bawiących się dziewczynek i kobietę z dzieckiem na rękach. Na podłodze rozrzucone zabawki, naczynia. Rysunek jest schematyczny.
    • Silva Rerum

      Instrukcje dla podróżujących młodych szlachciców

      W XVII i XVIII w. przed wyjazdem młodego szlachcica czy magnata w zagraniczną podróż edukacyjną do Francji, Italii czy też krajów niemieckich jego rodzice lub opiekunowie precyzowali zwykle swoje wymagania, sporządzając dla wyjeżdżających odpowiednią inst

      Karta z grafiką. Przedstawia starszego, otyłego mężczyznę, ubranego w strój historyczny. Pod portretem napis: Jakób Sobieski, kasztelan krakowski, ojciec króla.

    Słowa kluczowe