„Stan mojego zdrowia nie jest doskonały”. Choroby w rodzinie Sobieskich
„Stan mojego zdrowia nie jest doskonały”. Choroby w rodzinie Sobieskich - Galeria zdjęć
Maria Kazimiera często zapadała na zdrowiu, wywołując wielki niepokój męża, Jana III Sobieskiego. Mimo to przeżyła go o niemal 20 lat, nie cierpiąc na żadną poważniejszą chorobę. Musiała mieć silny organizm, zważywszy że kilkanaście razy była w ciąży, doświadczyła kilku poronień, a ponadto została zarażona przez pierwszego męża chorobą weneryczną, w związku z czym poddano ją szkodliwej kuracji rtęciowej.
Już jako wdowa, zmęczona walką polityczną w kraju, oświadczyła najstarszemu synowi Jakubowi (1667-1737), że powinna w spokoju przygotować się do śmierci, najlepiej poza granicami Rzeczypospolitej. W styczniu 1698 r. pisała do niego: „Cieszyłam się dobrym zdrowiem, ale zwłaszcza te ostatnie dwa lata zniszczyły mi je całkowicie, moje płuca zaczynają wymagać troski, czego obawiam się wielce, przez to bowiem oddajemy ostatnie tchnienie. Słowem, powinnam zacząć myśleć, jak dobrze umrzeć i jak się przygotowywać przez resztę życia, która mi pozostała, do tej wielkiej chwili”.[1]
Jeszcze w tym samym roku, jesienią, wyjechała więc ze swoim dworem do Rzymu. Miała wówczas 57 lat, a zatem była jak na ówczesne standardy osobą w starszym wieku. Mimo tego rozpoczynał się w jej życiu kolejny okres wielkiej aktywności. Tymczasem w listach z Wiecznego Miasta wysyłanych regularnie do królewicza do Oławy na Śląsk, gdzie rezydował wraz z rodziną, pisała melancholijnie: „Spostrzegam, że się starzeję”.
Szczęśliwie w Rzymie królowej nie dręczyły żadne poważniejsze choroby. Owszem, miewała katar i gorączkę, cierpiała na bóle głowy i stawów, ale zazwyczaj po niedługim czasie wracała do zdrowia. A jednak był to temat, który wielce ją zajmował. W jednym z listów do Jakuba z 1702 r. szczegółowo opisywała swój stan i przebieg choroby: „Miałam bóle reumatyczne, zaczynając od połowy nerek, które prowadziły pod udami, goleniami, wszystko pod spodem dwóch nóg aż do pięt, co nie pozwalało mi ani spać, nie mogąc wytrwać w łóżku i mając tylko jeden ból całą noc, ani nie mogłam w ciągu dnia siedzieć. Wskutek pocenia pozbyłam się tego w pięć dni, ale miałam ból żołądka spowodowany, sądzę, tutejszymi winami, które uważam za bardzo złe dla mojego żołądka tak, że nie jem mięsa od trzech dni, co nie przestaje mnie osłabiać”. Na koniec stwierdzała z niejaką rezygnacją: „Kiedy jest się starym, jak ja jestem, nie trzeba wielkiej zimy, jak to się mówi, by mnie pokonać”. Ale uspokajała syna, że jeśli spodoba się Bogu, „to nie jest nic [poważnego]”.
Co ciekawe, samopoczucie królowej było przedmiotem włoskich awizów, w których donoszono zazwyczaj o wydarzeniach z zakresu polityki zagranicznej, z życia dworów, kręgów arystokratycznych i kościelnych, a także tych dotyczących literatury, nauki i techniki. Maria Kazimiera, która lekko się przeziębiła i „miała nieco gorączki”, mimo bólu głowy w pośpiechu kreśliła list do syna, gdyż nie chciała, aby z nowin publicznych dowiedział się, że niedomaga, gdyż mogłoby to wywołać u niego niepotrzebny niepokój.
W ramach rekonwalescencji Regina de la Polonia udawała się do miejscowości w pobliżu Rzymu, na przykład do Frascati, Tivoli czy Castel Gandolfo, aby zmienić otoczenie i zażyć wiejskiego powietrza. Pisała do Jakuba, że jest to kuracja powszechnie stosowana wśród rzymskiej arystokracji. Jednak chyba nie do końca wierzyła w jej powodzenie, gdyż przyczyn niedomagań upatrywała w swoim stanie psychicznym. Zwierzała się synowi: „Moją chorobą, mówiąc dosłownie, jest osłabienie spowodowane przez smutki, którymi jestem karmiona. Nie śpię, mając drgawki i skurcze serca. Do tego dobrych sześćdziesiąt lat, które zawsze były wypełnione znacznymi pracami, głównie ostatnie choroby świętej pamięci króla, Twojego ojca, wszystko, co po tym nastąpiło i wreszcie bez pocieszenia, bez nadziei, że zobaczę, jak moje kłopoty skończą się dopiero wraz ze mną”. Na koniec jednak dorzucała trzeźwo: „Uważam jednak, że dziś jest mi trochę mniej źle”.
W korespondencji królowej znajdują się też informacje na temat stanu zdrowia pozostałych członków rodziny Sobieskich. Najwięcej miejsca królowa poświęcała królewiczowi Jakubowi, co było to zrozumiałe, gdyż to on był głównym adresatem jej listów i, w przeciwieństwie do swoich młodszych braci, w miarę regularnie na nie odpowiadał. Chociaż żył najdłużej z rodzeństwa i nie cierpiał na żadną z poważniejszych chorób, Maria Kazimiera reagowała na jego najmniejsze niedomagania w postaci kaszlu, bólu głowy, omdleń, wymiotów czy wrzodu w gardle. Wyobraźnia podpowiadała jej, że mogą to być objawy poważniejszych schorzeń. Pisała z pretensją do Jakuba: „Osądź mój ból i stan mojego umysłu i wszystko to, co mi przychodzi na myśl, matki czułej, jaką jestem i pomysłowej, co się tyczy zdrowia Was wszystkich, moje drogie dzieci, w taki sposób, że obawiam się i lękam o Was wszystkich, a moja wyobraźnia podsuwa mi przed oczami najokropniejsze rzeczy na świecie”.
Królowa martwiła się zatem nie tylko stanem „delikatnych płuc” królewicza, ale także jego wagą – zarówno gdy nadmiernie chudł, jak i gdy zbytnio przybierał na wadze. Pisała do niego: „jesteś trochę otyły” i jako ostrzeżenie przywoływała przykład księcia Bogusława Radziwiłła (1620-1669), który zmarł w swojej karocy w drodze z polowania na kuropatwy ponoć właśnie z powodu obfitego jedzenia.
Zaraz po Jakubie królową najbardziej interesował stan zdrowia Aleksandra (1680-1714), do którego miała wyraźną słabość. Królowa upominała zarówno jego, jak i Konstantego (1680-1726), że źle się prowadzą, „pogrążając się w rozwiązłości”. Mimo to królewicz dalej wiódł próżniacze życie, typowe dla większości ówczesnych elit, za które przyszło mu z czasem zapłacić. W korespondencji jest dużo wzmianek na temat jego „okropnych bólów żołądka, których nic nie może powstrzymać”, jednak najważniejsze z nich dotyczą gośćca, czyli chiragry, na którą królewicz zapadł w wieku 26 lat. Aleksander doniósł matce o pierwszych objawach choroby takich, jak opuchlizna nóg czy stany podgorączkowe. Maria Kazimiera zareagowała na tę wiadomość bardzo emocjonalnie, ubolewając że gościec zaatakował królewicza w tak młodym wieku i uczynił z niego kalekę na resztę życia. Pisała z rozpaczą: „Och, co za nieszczęście dla mojego biednego dziecka. Zaledwie widzi dzień, wschód słońca, jak zaczyna on się dla niego chować.” Choroba postępowała w sposób nieubłagany, powodując u Aleksandra ogromny i nawracający ból kończyn aż doprowadziła do jego śmierci w 1714 r.
Stosunkowo mało miejsca władczyni poświęcała dolegliwościom najmłodszego syna, Konstantego. W listach z lat 1697-1704 zaledwie raz, w 1702 r., wspominała o jego „zapaleniu na policzku”, co zapewne oznaczało, że królewicz, który miał wówczas 22 lata, cieszył się dobrym zdrowiem. Jednak i on przed 40. rokiem życia zapadł na chiragrę i podagrę, spowodowane m.in. niewłaściwym odżywianiem się i nadmiarem alkoholu. Szczęśliwie królowa nie dożyła tego momentu, gdyż jej najmłodszy syn bardzo cierpiał. Zmarł w wieku 46 lat, a sekcja zwłok wykazała, że mimo dręczących go chorób nie zmienił trybu życia. Jego organy wewnętrzne były w fatalnym stanie.
Podobnie niewiele pisała królowa o chorobach swojej córki Teresy Kunegundy (1676-1730), która jeszcze za życia Jana III wyszła za mąż za elektora bawarskiego Maksymiliana II Emanuela Wittelsbacha (1662-1726). Choć elektorowa nie znalazła szczęścia w małżeństwie, urodziła aż dziesięcioro dzieci. Maria Kazimiera informowała Jakuba o pojawianiu się kolejnych potomków Wittelsabchów. Na przykład w 1699 r. donosiła, że Teresa Kunegunda po urodzeniu Ferdynanda Marii Innocentego (1699–1738) „wstała po czternastu dniach, czując się wyśmienicie”. Poza tym nie wspominała w listach do najstarszego syna o żadnych przypadłościach jego młodszej siostry, ale prowadziła z nią odrębną korespondencję, więc można przypuszczać, że to właśnie w niej znalazły się różne kwestie zdrowotne.
Z punktu widzenia rodu Sobieskich o wiele istotniejsze dla królowej były informacje związane z narodzinami dzieci królewicza Jakuba, które przedłużyłyby istnienie rodu i zapewniły jego pomyślność w przyszłości. Zresztą królowa pisała o tym wprost: „Mój drogi synu, powinieneś jednak mieć tak dużo dzieci, jak będziesz mógł, o co – zaklinam Cię – staraj się ze wszystkich sił, powinny one bowiem być podporą Twojej fortuny”. Stąd Marię Kazimierę szczególnie zajmowało zdrowie żony Jakuba, Jadwigi Elżbiety von Pflaz-Neuburg (1673-1722). Królewiczowa urodziła siedmioro dzieci, ale tylko trzy córki dożyły wieku dorosłego, a tak bardzo wyczekiwani synowie zmarli w niemowlęctwie. Królowa stale wyczekiwała wieści o kolejnych ciążach synowej i pilnie śledziła ich przebieg. Gdy w kwietniu 1699 r. dowiedziała się, że Jadwiga Elżbieta jest brzemienna, pisała: „Jestem zachwycona z powodu ciąży mojej synowej. Tym razem to będzie królewicz, oby Bóg to sprawił. Szczęśliwie matka ma się dobrze, całuję ją z całego mego serca.” Jednak w 1702 r., gdy dowiedziała się o złym samopoczuciu ciężarnej Jadwigi Elżbiety, uspokajała syna, że gorączka i uderzenia krwi, których doznała, nie zagrażają jej życiu, choć mogą zakończyć się poronieniem, co rzeczywiście miało miejsce.
Mimo że królowa pragnęła mieć wnuka, wielką miłością darzyła swoją pierwszą wnuczkę, Marię Kazimierę młodszą (1695-1723), którą za zgodą jej rodziców zabrała ze sobą do Rzymu. Dziewczynka dobrze rozwijała się pod okiem babci, choć zdarzało się, że chorowała. Królowa uważała, że jest „to dziewczynka pełna fluksji i bardzo delikatna”. Zaledwie dwa tygodnie po przybyciu do Wiecznego Miasta czteroletnia Marysinka zapadła na „coś w rodzaju ospy wietrznej”. Przejęta królowa opisywała stan wnuczki jej ojcu, Jakubowi: „przez kilka dni gorączkowała. Gorączka opuściła ją dwa dni temu, ale wydaje się, że dziś jeszcze coś wychodzi, pojawiły się dwie grudki. Jest wesoła, Bogu dzięki”.
Kolejna choroba okazała się groźniejsza i zagrażała nawet życiu dziewczynki. Maria Kazimiera określiła ją w listach jako zapalenie (fr. l’ébuillition), któremu towarzyszyły bąble na całym ciele i wysoka gorączka. Być może była to pokrzywka, która często występuje u małych dzieci i w skrajnych przypadkach może prowadzić do śmierci. Królowa żarliwie modliła się do św. Kajetana i św. Katarzyny z Bolonii, a ponadto biskup inflancki Mikołaj Popławski położył na ciele Marysinki nakrycie głowy Innocentego XI. Maria Kazimiera przekonywała syna, że musiało ono mieć uzdrawiającą moc, skoro tego samego dnia choroba wnuczki się cofnęła.
Ród Sobieskich nie okazał się długowieczny: najdłużej z całej rodziny żyła Maria Kazimiera (75 lat), następnie Jakub (70 lat) i Jan III (67 lat). Dwaj młodsi królewicze żyli znacznie krócej – Aleksander zaledwie 37 lat, Konstanty 46 lat, a królewna Teresa Kunegunda 54 lata. Córki królewicza Jakuba również umarły do młodo: Maria Kazimiera w wielu zaledwie 28 lat, Maria Karolina 43 lat, a Maria Klementyna 34 lat. Choroby trapiące rodzinę, głównie jej męską część, czyli syfilis, gościec i podagra były typowymi przypadłościami ówczesnych władców i arystokratów, którzy jedli i pili bez większego umiaru, chętnie oddając się życiowym uciechom. Nie zapobiegły temu nawet ustawiczne modlitwy Marii Kazimiery do Boga o „zachowanie doskonałego zdrowia” Sobieskich.
[1] Artykuł powstał na podstawie listów Marii Kazimiery do królewiczów Jakuba, Aleksandra i Konstantego, wydanych w serii Monumenta Sobiesciana przez Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Zob. Listy Marii Kazimiery z Archiwum Sobieskich w Oławie, t. 1, Listy do synów z lat 1696-1704, opr. i red. nauk. A. Leyk i J. J. Sowa, Warszawa 2019, Listy Marii Kazimiery z Archiwum Sobieskich w Oławie, t. 2, Listy do synów z lat 1699-1704, oprac. i red. nauk. A. Czarniecka, tłum. R. Zaborowski, Warszawa 2021, Listy Marii Kazimiery z Archiwum Sobieskich w Oławie, t. 3: Listy do królewicza Jakuba z lat 1699-1703, red. nauk. A. Czarniecka, tłum. A. Leyk, Warszawa 2024.